Robin Thicke wypłakuje nam się w rękaw. Przynajmniej robi to dobrze – „Paula”, recenzja sPlay
Pisana w trzy tygodnie, nagrana w miesiąc, pełna osobistych tekstów, a przede wszystkim pragnienia zrozumienia ze strony żony – Pauli Patton. "Paula", płyta nazwa na cześć żony, nie jest jednak tylko zbiorem płaczliwych ballad. Fakt, momentami Robin Thicke brzmi jakby zwiększył się u niego poziom estrogenu, ale większość utworów jest satysfakcjonująco… po prostu dobra i niesamowicie bujająca. R&B, soul i funk jakiego mógłbym oczekiwać po twórcy Blurred Lines.
"Paula" nie jest krążkiem genialnym i najlepszą produkcją 2014, nie oczekujcie też tego po tej płycie. Robin chciał wylać swoje żale, ubrał je we wpadające w ucho dźwięki i całkiem nieźle mu się to udało. Są kawałki, przy których jedyną reakcją będzie uniesiona ze zdziwienia brew, ale reszta ma się naprawdę dobrze. Jest rock&rollowo i popowo, czasami zapachnie nawet „cheesy” soulem i… to jest fajne!
Serio. Wystarczy posłuchać chociażby Forever Love i Too Little Too Late, żeby poczuć klimat całego albumu. Dwie piosenki, z różnym groovem, aranżem, przekazujące praktycznie te same emocje. Too Little Too Late jest jednym z niewielu kawałków R&B, które potrafiły mnie w ogóle zainteresować. Zarówno refren jak i zwrotka na długo zostają w zwojach neuronowych, dzięki prostemu beatowi i niesamowicie wpadającej w ucho melodii. Sprawdzony przepis na wakacyjny hit.
Po drugiej stronie mamy z kolei rasowy funk w stylu Jamesa Browna, czyli Living In New York City z mocną zarysowaną linią basową i sekcją dętą niszczącą słuch na akcentach. Pozostając w typowo amerykańskich klimatach, odpalamy Love Can Grow Back. Piosenkę, dzięki której Thicke najwyraźniej myśli, że Paula wróci. Big Bandowy klimat z pewnością robi swoje i wcale bym się nie zdziwił, gdyby żonka faktycznie to zrobiła.
Generalnie Robin Thicke wydaje się strasznie zdesperowany i stara się w tekstach ciągnąć wszystkie sroki za ogon. Albo się usprawiedliwia i narzeka na samego siebie (Something Bad), albo mówi jak to super było ze swoją ukochaną i jak bardzo chce ją odzyskać (Get Her Back). Na szczęście Thicke jest utalentowanym gościem i nawet z kiczowatych piosenek udaje mu się zrobić coś, co przynajmniej dobrze brzmi. Nawet zrobiona w bossa novie piosenka You’re My Fantasy potrafi się wybronić. Trzymam więc kciuki za Robina Thicke, może Paula przeboleje aferę z twerkowaniem…