Ta książka powinna zastąpić podręcznik do HiT-u. Rozmawiamy z autorką "Pieprzyć wstyd"
Jak rewolucja seksualna wpłynęła na zachodnie społeczeństwa? Czemu w Polsce się nie dokonała? Z czego wynika brak akceptacji dla osób LGBT+, niezrozumienie czym jest gender i niechęć do uznania praw reprodukcyjnych kobiet? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w "Pieprzyć wstyd" Ewy Wanat. Nam autorka książki mówi m.in. dlaczego zmiany obyczajowe w naszym kraju są bliżej niż dalej.
Czy jesteśmy gotowi na pierwszą polską książkę o rewolucji seksualnej? Komu jest ona nie w smak? Czemu konserwatyści tak bardzo próbują powstrzymać zmiany obyczajowe w naszym kraju? Dlaczego już niedługo poniosą porażkę? Na te pytania w rozmowie z nami odpowiada Ewa Wanat - autorka "Pieprzyć wstyd".
Wywiad z autorką książki "Pieprzyć wstyd. Historia rewolucji seksualnej"
Ewa Wanat i dr. Andrzej Depko przez 10 lat prowadzili audycję "Kochaj się długo i zdrowo", której można było słuchać na antenie radia TOK FM. Wspólnie napisali też "Chuć, czyli normalne rozmowy o perwersyjnym seksie".
Rafał Christ: Ma pani spore doświadczenie w kwestiach, nazwijmy to, edukacji seksualnej Polaków.
Ewa Wanat: Nie oszukujmy się. Każdy interesuje się seksem. A przynajmniej interesował w młodzieńczym wieku. Prawdą jest jednak, że nie wszyscy chcą zajmować się tym od strony teoretycznej. U mnie zadecydował przypadek. Pracowałam w radiu TOK FM, kiedy dr Andrzej Depko współprowadził audycję "Kochaj się długo i zdrowo" z Marcinem Wojciechowskim, który w pewnym momencie postanowił zmienić pracę. Bardzo chciałam, żeby ta audycja była kontynuowana i poprosiłam doktora, żeby został. Powiedział "dobra, będę przychodził, ale pani będzie prowadzić". W ogóle się w tej roli nie widziałam. Szefowa poważnego radia, które zajmuje się polityką, miałaby nagle gadać o dupie Maryni? No, ale w końcu się zgodziłam. Potem już poszło.
A skąd wzięła się potrzeba napisania "Pieprzyć wstyd"?
Tutaj nie było żadnego impulsu. To nie był moment, że sobie pomyślałam: "o, napiszę pierwszą polską książkę o rewolucji seksualnej". Po "Chuci, czyli normalnych rozmowach o perwersyjnym seksie" napisanej wraz z Andrzejem Depko, wiedziałam, że kiedyś wrócę do tego tematu. Często zresztą rozmawialiśmy o tym, że brak rewolucji seksualnej w Polsce ma swoje negatywne konsekwencje. Szukałam o tym jakiejś książki, ale żadnej nie znalazłam. Zdziwiło mnie to.
Czyli to była próba wypełnienia luki na rynku wydawniczym?
To też, ale ta książka wynika przede wszystkim z moich zainteresowań. Ona od początku do końca jest po prostu moja, czyli dziennikarska, publicystyczna, trochę reporterska. To nie jest naukowe opracowanie, ani publikacja z zacięciem socjologiczno-historycznym. To jest po prostu wyselekcjonowany przeze mnie zbiór elementów, które w mojej opinii pokazują, czym była rewolucja seksualna i jakie są jej konsekwencje. Nie ma tam wszystkiego, bo wyszłoby nie wiadomo jak grube tomiszcze, ale myślę, że udało mi się przedstawić te zmiany i ich efekty jako spójną całość.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że są w Polsce ludzie bardziej obeznani w temacie. Mówię o tych, co zajmują się edukacją seksualną, czy aktywistkach i aktywistach, którzy działają na rzecz równouprawnienia kobiet lub osób LGBT+. Ale takiemu Kowalskiemu to coś tam się po prostu obiło o uszy. Bo ludzie zwykle widzą to tak: coś się kiedyś zadziało, potem zadziało się gdzieś indziej i dzisiaj na Zachodzie jest jak jest. Widzą pojedyncze wydarzenia, a nie dostrzegają efektów całego skomplikowanego procesu. Uznałam, że Polkom i Polakom należy się taka książka.
Czy rewolucja seksualna dokona się w Polsce?
Że się nam należy, że jej potrzebujemy - to bezsprzecznie. Ale czy Polacy są na nią gotowi?
Pewnie nie wszyscy. I widzę to nawet po reakcjach na książkę w mediach. Chwilę temu na jednym portalu ukazał się wywiad ze mną i w komentarzach zaraz pojawiło się mnóstwo kołtuństwa. Przeczytałam, że prowokuję, albo że chcę, żeby "sado-maso chodziło po ulicy w uprzężach", albo że moje poglądy to "jadowita trucizna". To jest wręcz gotowe posłowie do "Pieprzyć wstyd". Choć im właśnie by się przydała, ci komentatorzy na pewno nie są gotowi na moją publikację. Ale nie brakuje ludzi, którzy są.
Spojrzałabym na to nawet szerzej. Są ludzie, szczególnie młodzi, którzy chcą zmiany obyczajowej w Polsce, a wręcz wyczekują jej z niecierpliwością. Rewolucja seksualna na Zachodzie przebiegała w dwóch etapach. My jesteśmy w momencie tego pierwszego, czyli pojawiło się pokolenie, które inaczej żyje, ma inne poglądy i będzie wymuszało dostosowanie do nich prawodawstwa. Oni chcą legalnej aborcji, chcą związków partnerskich. Dlaczego kiedy Donald Tusk wrócił z Brukseli, najpierw powiedział, że nie będzie zmian obyczajowych, a teraz już chce wyrzucać z KO każdego, kto nie popiera przerywania ciąży do 12 tygodnia? Można nie wierzyć w szczerość jego intencji, ale on to ogłosił, bo mu się to opłacało. Uznał, że dzięki temu powiększy swój elektorat i pozyska młodych wyborców.
Co musi się zadziać, aby ta rewolucja seksualna się u nas dokonała
Drugi etap zmian obyczajowych leży już w gestii państwa. Czyli instytucje, organy, prawodawstwo – to wszystko dostosowuje się do żądań społecznych i następuje liberalizacja prawa dotyczącego obyczajowości. Mówię o legalizacji aborcji, wprowadzeniu związków partnerskich, potem małżeństw wraz z adopcją dzieci przez pary jednopłciowe, zniesieniu tych absurdalnych i krzywdzących przepisów dotyczących korekty płci, itd. Myślę nawet, że zdarzy się to szybciej niż później, bo rozpędu rewolucji nadała decyzja tzw. Trybunału Konstytucyjnego o całkowitym zakazie przerywania ciąży.
Dzięki strajkom kobiet rozpowszechniły się informacje, jak bezpiecznie przerywać ciążę, co zbudowało świadomość wielu osobom, niezainteresowanych wcześniej tym tematem. Prócz tego poznałam na przykład dziewczyny, które dowiedziały się, że można wystąpić z kościoła i to zrobiły. Dla wszystkich były to bardzo edukacyjne doświadczenia. Podobnie zresztą jak prześladowania osób LGBT+. To jest okropne barbarzyństwo, ale dzięki temu Parady Równości są dzisiaj nawet w małych miastach i miasteczkach. W kiedyś to było nie do pomyślenia. Napotykają oczywiście opór, na chamstwo i agresję, ale są organizowane. Zmiana mentalna społeczeństwa już nastąpiła. Teraz czas na państwo.
I ma pani nadzieję, że "Pieprzyć wstyd" jakoś się przyczyni do tego, aby ta rewolucja seksualna w Polsce w pełni się już dokonała?
Chciałabym. Nie mam jednak na to wpływu. Wiem za to, że może to przebiec szybciej niż na Zachodzie. Tamte ruchy były pionierskie. Teraz to już się uklepało i wiadomo, co warto powielić, a co nie. Piszę w książce o ślepych uliczkach rewolucji seksualnej, ale my już nie musimy się w te zakątki zapuszczać. Mamy ułatwione zadanie i twarde dowody, że po wprowadzeniu związków partnerskich, czy małżeństw jednopłciowych, świat wcale się nie zawalił.
"Pieprzyć wstyd" zamiast podręcznika do HiT-u
Ludzie u władzy nie są do tego przekonani. Kiedy spora część społeczeństwa walczy o te zmiany obyczajowe, państwo coraz usilniej zaklina rzeczywistość i próbuje je blokować. Podręcznik do HiT-u jest tego świetnym przykładem.
To zabawne, bo od kilku osób usłyszałam, że "Pieprzyć wstyd" powinno właśnie zastąpić podręcznik do HiT-u. Ta cała historia z książką Roszkowskiego mnie bawi. A właściwie dziwi. Bo jak to jest, że faceci, którzy pamiętają komunę, mogą robić coś takiego? Przecież sami, kiedy wciskano im narzucane przez socjalistyczną władzę brednie, to szukali prawdy gdzie indziej. Jak nie uczono o Katyniu, to człowiek i tak od dziadka czy kogoś innego dowiadywał się, jak to rzeczywiście było. To jest taka sama sytuacja. Paradoksalnie działania PiS-u tylko przyśpieszają zmiany obyczajowe. Im bardziej oni będą przykręcać tę śrubę, tym szybciej ona pęknie.
Tak, ale są teraz dwa obozy. Z jednej strony mamy pani "Pieprzyć wstyd", który jest celebracją seksualnej różnorodności, a z drugiej jest Roszkowski, który w tym podręczniku do HiT-u pisze na przykład tak:
Beatlesi umieścili na swojej płycie piosenkę z prostym pytaniem Why Don't We Do It in the Road? (Dlaczego nie robimy tego na ulicy?). Podobno natchnienie do tej refleksji naszło Paula McCartneya w Indiach, gdzie zobaczył dwie małpy spółkujące na ulicy. Nie zauważył już większej różnicy między zachowaniem zwierząt i kulturą ludzi. Oderwany od prokreacji, a nawet uczucia, seks stawał się czynnością rozrywkową, odczłowieczając ludzi.
(Śmiech) To wszystko prawda, prócz tej końcówki. Co to znaczy, że seks "odczłowiecza ludzi"? To piramidalna bzdura. Myślę, że takie poglądy wynikają ze strachu. Konserwatyści i mężczyźni, którzy zarządzają religiami - wszystkimi, nie chodzi tylko o chrześcijaństwo – mieli od tysiącleci swoje ustalone miejsce. Narzucali swoje reguły, aby mieć władzę nad społeczeństwami. To jest ich porządek, a każdy obcy, każda inność może ten porządek zburzyć. Dlatego bronią się przed tym jak mogą. W socjologii to się nazywa aggrieved entitlement (uszkodzone uprawnienia). To są atawizmy. Nakładają się na nie kwestie biologiczne, ewolucyjne i religijne. Chodzi o mnóstwo różnych elementów, ale sprowadzają się do lęku przed utratą uprzywilejowanej pozycji.
"Ten zgnity Zachód" w Polsce
Głównym punktem odniesienia w "Pieprzyć wstyd" są Niemcy, gdzie pani mieszka na co dzień już od paru lat. Jak to jest przyjeżdżać z tak otwartego kraju do Polski?
Zaznaczę tylko, że na bawarskiej wsi, czy w Saksonii w jakimś małym miasteczku jest inaczej niż w Berlinie czy Hamburgu. W dużych aglomeracjach ta wielokulturowość sama w sobie zmienia poczucie rzeczywistości. Można się zachłysnąć wolnością. Nikt się nikomu nie przygląda, nie patrzy na drugiego krzywo. Faceci chodzą w kieckach i nawet nie dałabym sobie ręki uciąć, że wszyscy są gejami czy crossdreserami. Sukienki stały się po prostu modne wśród mężczyzn. Tak samo malowanie paznokci. Każdy może być kim chce i nikomu nic do tego.
Poznań czy Warszawa to też są otwarte miasta. Może jeszcze nie w takim stopniu jak Berlin, ale rzeczywiście są. Czuć w nich jednak odrobinę spiny. Jak tu przyjeżdżam, to zaczynam się malować (śmiech). Nie wyjdę bez makijażu na ulicę. W Berlinie nie mam z tym najmniejszego problemu, bo wiem, że nikt mnie oceniać nie będzie.
Wiemy, jak rządzący wypowiadają się o naszych zachodnich sąsiadach i że są przeciwni zmianom obyczajowym. Dlatego zastanawia mnie, czy nie boi się pani, że wykorzystają pani książkę do poparcia swoich tez? Bo jestem w stanie sobie wyobrazić, któregokolwiek ministra, który staje z nią przed kamerami i mówi: "patrzcie, lewacy chcą, żebyśmy na siebie sikali w klubach. To się dzieje na tym zgnitym Zachodzie".
Marzę o tym, żeby ją wykorzystywali.
To już tak tytułem końca. Co się stanie, gdy zaczniemy pieprzyć wstyd?
Będziemy wolni. Bo przecież w rewolucji seksualnej nie chodzi o to, żeby wszystko niszczyć i zaczynać od nowa. Chodzi o to, żeby dać ludziom wolność. Nic więcej. Żeby każdy mógł robić, co chce, nie krzywdząc przy tym innych. To tyle i aż tyle.