Nowy „Pinokio” od Matteo Garrone bawi, wzrusza i… przeraża. Recenzujemy nową wersję klasyka
To niesamowite jak bardzo ta opowieść jest ponadczasowa i znajduje dla siebie miejsce w każdym pokoleniu. Czy warto pokazać dzieciom najnowszą odsłonę „Pinokia” od twórcy „Gomorry”?
OCENA
Nie jest to wcale takie banalne pytanie, jak się może wydawać na pierwszy rzut oka. „Pinokio” w wersji Garrone ma w sobie coś szorstkiego i surowego w samej tylko warstwie formalnej.
Z jednej strony nadaje to tej opowieści nutę naturalizmu dzięki czemu zwiększa immersję widza (także tego małego) z historią. Z drugiej, najnowszą inkarnację „Pinokia” ogląda się przez to trochę jak film grozy dla dzieci. Chociaż może tym stwierdzeniem tylko bardziej was zachęciłem do seansu. Ponoć dzieci lubią się bać, więc może to dobra ścieżka obrana przez twórców.
Piję tu w dużej mierze do scenografii i kostiumów, które czasem robią pozytywne wrażenie, tak samo jak fakt, że twórcy nie poszli na łatwiznę uciekając się do masy trików CGI i bazowali na kostiumach. Raz wygląda to wspaniale, jak w przypadku samego Pinokia, a raz tandetnie.
Garrone nadał tej opowieści jeszcze więcej humanizmu, którego i tak nie brakowało nigdy tej opowieści, głównie dzięki wspomnianemu wcześniej realizmowi, który jednak raz lepiej raz gorzej miesza się z baśnią.
Pewien brak konsekwencji widoczny jest chociażby w tym, że postaci zwierzęce pojawiają się tu w trzech różnych odmianach – raz są to zantropomorfizowani ludzie (Lis i Kot), raz są to aktorzy w kostiumach, które wyglądają niekiedy tanio, a niekiedy przerażająco, a jeszcze innym razem jest to np. wieloryb stworzony w kiepskim CGI.
Z jednej strony Garrone próbuje stworzyć przekonujący świat przedstawiony, a z drugiej sam się trochę nie może zdecydować, w którą stronę pójść. I jak pisałem wcześniej, niektóre z tych kostiumów sprawiają wrażenie albo rodem z Power Rangers z lat 90., albo z jakiegoś taniego horroru. Jeśli tylko was tym bardziej zachęciłem, to nie ma za co.
Mi jednak zabrakło w „Pinokiu” czegoś wyraźnie świeżego, co przekonałoby mnie, że rzeczywiście warto sięgnąć po tę opowieść raz jeszcze.
Film Garrone oczywiście tak jak oryginał wzrusza i bawi gdy trzeba. Choć twórca pozwolił sobie na parę skrótów i pominięć pewnych wątków (o dziwo motyw z wydłużającym się nosem został z jakichś powodów zredukowany względem tego co pamiętamy choćby z klasyka Disneya), to całość pozostaje w miarę wierną adaptacją Carlo Collodiego. Ale nic ponadto. Do tego ta niespójność w wyważeniu baśni i realizmu działała na mnie bardziej odpychająco niż zachęcająco.
Ale, jeśli chcecie swoim pociechom pokazać po raz pierwszy bajkę o Pinokiu to niekoniecznie będzie to zły wybór. Nadal obstawałbym wprawdzie przy wersji Disneya, która niewiele się zestarzała, ale wiadomo, że oglądanie żywych ludzi i stworzeń (nawet jeśli to lepsze bądź gorsze kostiumy) robi o wiele większe wrażenie, także na dzieciakach.