— Zależało nam przede wszystkim na zadawaniu pytań, a nie epatowaniu atrakcyjną zbitką dwóch słów: boxing i obóz. Chcieliśmy wykorzystać to jako metaforę życia — mówi w rozmowie z Rozrywka.Blog Piotr Głowacki, odtwórca roli Tadeusza Pietrzykowskiego w filmie „Mistrz”.
Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski był przedwojennym mistrzem Warszawy w wadze koguciej. Trafił do Auschwitz-Birkenau w pierwszym transporcie w 1940 r. Otrzymał numer 77, o którym jeszcze długo po wojnie krążyły legendy. Teddy bił Niemców w pojedynkach bokserskich – krzyżował rękawice często z większymi i silniejszymi od siebie. Stoczył tam około 40 walk i tylko jedną przegrał. „Nigdy nie nokautowałem Niemców w ringu. Masakrowałem ich przez całe trzy rundy” — wspominał Teddy.
Po 3 latach został przeniesiony do obozu koncentracyjnego w Neuengamme, a potem trafił do Bergen-Belsen, skąd został wyzwolony przez Brytyjczyków 1945 roku. Tadeusz Pietrzykowski walczył w obozach nie tylko o swoje przetrwanie, ale także o życie współwięźniów, dla których zdobywał przysłowiową kromkę chleba. Po wojnie, ze zrozumiałych względów, nie wrócił już nigdy do dawnej formy, ale odnalazł się jako trener bokserski. Zmarł w 1991 roku.
W rolę „Pięściarza z Auschwitz” wcielił się Piotr Głowacki. Mówi się o nim aktor-kameleon i nie jest to użyte na wyrost. Do tej był (nomen omen) mistrzem drugiego planu. W filmie „Bogowie” grał kardiochirurga Mariana Zembalę, w „80 milionach” był kapitanem SB, a w „Disco polo”... grał disco polo, fani „Planety Singli” uwielbiają też wykreowaną przez niego postać realizatora Marcela. Do głównej roli w filmie „Mistrz” w reżyserii Marcina Barczewskiego przeszedł niesamowitą metamorfozę.
Piotr Głowacki opowiada o swojej roli w filmie „Mistrz":
Ile teraz ważysz?
W tym momencie w granicach 68 kilogramów.
A ile musiałeś schudnąć do roli?
Zszedłem z 78 kilogramów do okolic 60. Tak więc zrzuciłem około 25 procent swojej wcześniejszej wagi. Największym wyzwaniem było doprowadzenie do tego, by moje ciało oddawało wyobrażenie o ciele pięściarza z Auschwitz, a jednocześnie mieć tyle siły, bym mógł bez przeszkód zagrać w filmie. Niektóre sceny walk kręciliśmy całymi dniami, więc to nie były takie zwykłe dni zdjęciowe.
Słyszeliśmy i czytaliśmy już o metamorfozach do filmu w wykonaniu Christana Bale'a czy Matthew McConaughey. Jak to tak wygląda w praktyce? Ja biegam, nie słodzę kawy, w tygodniu nie jem czipsów,a nie mogę schudnąć.
Polecam ci post dzielony, czyli tak zwane okno żywieniowe. Najpierw jesz tylko w przedziale 8 godzin, a potem 6. Trzy posiłki. To stosuję dla siebie, by kontrolować swoją wagę, ale przygotowując się do filmu korzystałem z innego trybu – 5-posiłkowego, przy stałym niedoborze kalorycznym – 1500 kalorii. Do tego dwugodzinne treningi trzy razy w tygodniu i inne aktywności fizyczne jak np. bieganie.
Skoro już wspomniałeś o treningach, to do filmu musiałeś nauczyć się boksować. Opowiedz, pod czyim okiem ćwiczyłeś.
Faktycznie przeszedłem roczny trening, który pozwolił mi poznać bazę. Miałem wieloosobowy team. Głównym koordynatorem był Maciej Maciejewski, choreografię układał Jarek Golec, trenerem pięściarstwa był Konrad Ostrowski, trenerem personalnym Michał Pluskota, a oprócz tego miałem warsztat z ekipą trenerską Łukasza Różańskiego pod wodzą trenera Mariana Basiaka, który sam był uczniem Feliksa „Papy” Sztamma, czyli miał kontakt z boksem z tamtej epoki.
Warto jednak podkreślić, że trening do filmu różni się od tego normalnego. Prowadzony jest dwutorowo. Daje mi podstawy sztuki pięściarskiej, ale po roku jestem tylko początkującym adeptem amatorem. Tymczasem na ekranie muszę zagrać mistrza i być przekonujący. Dlatego dodatkowo muszę uczyć się ruchów i technik, które pozwolą mi udawać prawdziwego weterana ringu.
Ale gdyby ktoś ciebie zaczepił nocą na ulicy, to dałbyś sobie radę?
Tak, bo przede wszystkim nauczyłem się tego, jak unikać walki (śmiech).
No tak, Tadeusz Pietrzykowski był „mistrzem uników”. Wydaje mi się, że o wiele trudniejsze od treningów, diety i metamorfozy było samo wcielenie się w postać więźnia obozu Auschwitz. Aktor przecież musi się wczuć w rolę, spróbować przeżywać to, samo co kreowany bohater. Do tego kręciliście zdjęcia w równie przerażającej scenografii.
To jest element zawodu aktorskiego i każdy aktor przechodzi metamorfozy. Jedyne, czego potrzeba, to czasu. W tym wypadku miałem komfortową sytuację, ponieważ produkcja zapewniła mi techniczne warunki takiej przemiany.
Nie kręciliśmy zdjęć w prawdziwym obozie, ponieważ nie ma takiej możliwości Dlatego jeżeli ktoś chce nakręcić film wojenny z akcją w Auschwitz, to musi sobie go wybudować.
Obóz z „Mistrza” powstał w okolicach Piaseczna, ale wnętrza kręciliśmy w Twierdzy Modlin i kilku innych miejscach. Jest to świat wykreowany przez scenografkę Ewę Skoczkowską i odpowiadającą za wystrój wnętrz Kingę Babczyńską, których zespoły niezwykłym nakładem pracy, ale i sposobów filmowych sprawiły, że ta rzeczywistość obozowa jest tak realnie dotkliwa.
Najtrudniejsze w tym wszystkim nie jest wyobrażanie sobie, jak to jest być w obozie koncentracyjnym, ale uświadomienie sobie tego, że na dobrą sprawę wszyscy przybywamy w takiej zawoalowanej formie współczesnego obozu koncentracyjnego o nazwie Ziemia. Pracując nad taką rolą możesz się poczuć gorzej, kiedy zaczynasz widzieć siebie jako współuczestnika przemocy, która jest rozlana na cały świat. Przecież na całym świecie chociażby z głodu umiera 10 milionów ludzi, a my jednocześnie marnujemy tony żywności. To fakt.
Poza tym dziś też istnieją obozy koncentracyjne np. w Chinach i na Ukrainie. Tylko, że tego nie widzimy na co dzień.
Widzimy. Przecież wiemy o tym wszystkim.
I w czasie II wojny światowej świat też wiedział o niemieckich obozach, ale pozostawał bierny.
To jest właśnie ta największa trauma, bo tak naprawdę dotyczy większości ludzi. W wojnach aktywnie bierze udział tylko ułamek społeczeństwa, a decyduje o nich garstka ludzi. Dziś chęć zysku kilkudziesięciu osób powoduje niszczenie planety. Dlatego dla mnie najważniejszym elementem „Mistrza” było stawianie pytań współczesnych Co robisz jako więzień obozu Ziemia i systemu, który na nami panuje? Co oznacza moja bierność?
Można powiedzieć, że film wstrzelił się w dobry czas na zadawanie takich pytań, bo sama historia jest znana.
Biorąc jakiś temat i tworząc na jego podstawie film, zawsze rezonuje w nas wszystko to, co jest istotne współcześnie. Nie widzę sensu kręcenia czegoś, co mogłoby mieć znaczenie dla ludzi sprzed np. stu lat. Ma powodować to, by widz nie wzruszał się losem kogoś, kto żył dawno temu, ale żeby zrozumiał, jak ten los oddziałuje na niego czy nią i jak wybory takiej osoby może odnieść do własnego życia. Nie chodzi tu o przekazanie historycznych danych, ale by pokazać dzieło artystyczne poruszające w widzach to, co osobiste, skłaniające do skojarzeń i odpowiadania na pytania na własną rękę.
W ostatnich latach jest pewna „moda” w literaturze na historie o tatuażystach, położnych i innych zawodach z Auschwitz. Historia pięściarza z „Mistrza” jest autentyczna, ale łączenie kina bokserskiego z Holocaustem, może wywołać kontrowersje.
Zależało nam przede wszystkim na wspomnianym zadawaniu pytań, a nie epatowaniu atrakcyjną zbitką dwóch słów: boxing i obóz. Chcieliśmy wykorzystać to jako metaforę życia i jednocześnie formuła filmu sportowego jest naturalną formułą pięściarza w obozie – życie Tadeusza Pietrzykowskiego naprawdę przypominało pod pewnymi względami film. Samo odkrycie, że można było w ten sposób funkcjonować w obozie było dla mnie czymś niesamowitym. Nam jednak przyświecał inny cel niż samo pokazanie tej historii.
W ostatnim czasie ogólnie w polskim kinie zapanowała też moda na kino gatunkowe ze sztukami walki. Był „Underdog” i „Fighter” o MMA, niedawno „Bartkowiak” na Netfliksie, a teraz film o bokserze - „Mistrz”.
Myślę, że składa się na to wiele rzeczy. W pewnym sensie w życiu, które dla mnie jest szczęśliwie i mam nadzieję, że wkrótce będzie również dla całego społeczeństwa, zmierza się do izolacji agresji fizycznej. Dzięki temu sporty walki stają się takim wentylem, bezpieczną formą upustu emocji i adrenaliny. Są też jednym z powodów zmiany stylu życia – sport, aktywność fizyczna, dbanie o ciało dla młodych pokoleń stało się czymś bardzo ważnym, a przecież nie zawsze tak było.
To też później przenosi się na ekran. Sam element walki, w którym dwoje ludzi stoi naprzeciw siebie ma w sobie naturalny dramatyzm, który przyciąga uwagę. Składa się więc na to wiele rzeczy, które wypływają ze współczesnej kondycji społeczeństwa i podejścia ludzi do życia.
Jesteś nazywany aktorem-kameleonem. Ostatnio widziałem cię w „Planecie Singli 3”, gdzie grasz zupełnie inną postać niż w „Mistrzu”. Niektórzy recenzenci nazywają to twoją rolą życia. Co ty na to?
Każda rola, którą się aktualnie zajmuję, jest dla mnie rolą życia, ponieważ moje życie jest z nią w danym momencie ściśle związane. A w sensie trudności czy ciekawości zadania aktorskiego, to rzeczywiście ta wydaje się być najszerzej angażującą moje umiejętności, ciało i warsztat twórczy. Marzy mi się, by każda następna stawała się również rolą życia - mojego, ale i widzów - wywołując niezapomniane wrażenia czy skłaniając do życiowych przemyśleń.
Dlaczego warto wybrać się na ten film do kina?
„Mistrz” jest po prostu filmem kinowym. Oglądałem go na różnych nośnikach i wielkościach ekranu, i ten film jest ewidentnie nakręcony pod doświadczenie seansu w sali kinowej. Po pierwszych pokazach z widownią, wiem też od widzek i widzów, że znaczące dla tak intensywnego odbioru było obejrzenia go na dużym ekranie. Ukryci w ciemności, odizolowani od innych dźwięków i otoczeni muzyką, a do tego we współobecności z innymi ludźmi - tylko w ten sposób możemy docenić pracę całej ekipy, która tworzyła wspólnie ten obraz z myślą o takim właśnie seansie, seansie kinowym.