REKLAMA

Przestawiłeś zegarek i czujesz się nieswojo? Nie ty jeden, oto najlepsze historie o podróżach w czasie

Być może po raz ostatni zmieniamy czas na letni, czyli przesuwamy wskazówkę zegara o godzinę do przodu. Czyni to z nas podróżników w czasie, a przynajmniej tak można na to spojrzeć. Korzystając z okazji, przypominam najlepsze znane mi opowieści o podróżach w czasie.

podroz w czasie
REKLAMA
REKLAMA

Wehikuł czasu H. G. Wellsa

hg wells wehikul czasu

Kto dopiero rozpoczyna swoją przygodę z opowieściami o podróżach w czasie, musi sięgnąć po "Wehikuł czasu". Oczywiście w wersji książkowej, bo oba znane mi filmy nie należą do specjalnie udanych. Dzieło H.G. Wellsa to żelazna klasyka. Książka, która przedstawiła ideę podróży w czasie i sam wehikuł czasu. Jest więc nieskomplikowana, ale dzięki temu też klarowna.

Śledzimy w niej losy Podróżnika w czasie, który za pomocą skonstruowanego przez siebie wehikułu, przenosi się z XIX wieku setki tysięcy lat w przyszłość. Warto pamiętać, że zawsze pozostaje dokładnie w tym samym miejscu. Jednak zamiast rozwoju technologicznego widzi świat, który powrócił do swoich korzeni. Obserwuje także cywilizację, która stopniowo upada, zbliżając się do poziomu intelektualnego pierwszych ludzi. Do tego po Ziemi grasują zmutowane kraby, a Słońce powoli wchodzi w ostatnią fazę swego życia.

Ponura to wizja, ale też dająca nam do myślenia. Wells już w XIX wieku prawidłowo przewidział, że ludzkość dąży do samozagłady i swoimi działaniami rujnuje Ziemię.

Zagubiony w czasie

Jeden z pierwszych seriali, które pamiętam jeszcze z dzieciństwa. To on - razem z filmem "Powrót do przyszłości"- sprawił, że zacząłem odkrywać i fascynować się zagadnieniami podróży w czasie. A był to na tyle dobry wstęp, że podchodził do tej kwestii w sposób gładki, przyjemny i łatwy do zrozumienia dla widza w każdym wieku. Był dla mnie też wstępem do dowiedzenia się czegoś więcej o wcześniejszych dekadach.

Główny bohater, Sam Beckett, wraz z grupką naukowców, tworzy maszynę, która przenosi w czasie, do przeszłości. Sęk w tym, że Sam nie wie, jak wrócić do teraźniejszości. Ciekawym aspektem "Zagubionego w czasie" jest fakt, że Sam nie przenosi się w czasie fizycznie, a jedynie jego dusza/świadomość trafia do ciała przypadkowych ludzi z poprzednich epok.

Powrót do przyszłości

Chyba nie będę zbyt oryginalny, jeśli powiem, że właśnie od "Powrotu do przyszłości" rozpoczęło się moje głębokie zaciekawienie zagadnieniami podróży w czasie. To jeden z pierwszych filmów, jakie oglądałem. W dodatku jeden z tych, które zafascynowały mnie kinem jako takim. Dzieło Roberta Zemeckisa, stworzone pod czujnym okiem Stevena Spielberga, pokazało mi, że X muza może być sama w sobie wspaniałym wehikułem czasu i przestrzeni.

Pomimo faktu, że mamy do czynienia z kinem popcornowym pełną gębą, pierwszy "Powrót do przyszłości" całkiem sensownie podszedł do materii podróży w czasie oraz paradoksów, jakie się z tym wiążą. Sam motyw młodszej wersji matki Marty’ego, która zakochuje się (nieświadomie) w swoim synu z przyszłości, może stać się przyczynkiem do niejednej dyskusji filozoficznej.

"Powrót do przyszłości" w prosty, atrakcyjny, zabawny i klarowny sposób pokazał, z jakim niebezpieczeństwem mogą wiązać się ewentualne podróże w czasie, raz na poważnie, raz z przymrużeniem oka. Świetnym przykładem może być scena, która sugeruje, że to Marty McFly zainspirował Chucka Berry’ego do napisania kawałka Johnny B. Goode i narodzin nowoczesnej muzyki rozrywkowej.

Zbrodnie czasu

"Zbrodnie czasu" to ciekawa, niezależna i niskobudżetowa hiszpańska produkcja, która pomimo ograniczeń formalnych opowiedziała naprawdę świetną (choć nie pozbawioną dziur logicznych) opowieść o paradoksie czasu.  "Zbrodnie czasu" to film, który dobitnie pokazuje, jak bardzo szkodliwa może być zmiana czasu, choćby o godzinę.

Główny bohater filmu, Hector, przypadkowo cofa się w czasie właśnie o godzinę, czym narusza kontinuum czasoprzestrzenne i wpada w pętlę czasową. Zamiast trzymać się z boku i nie ingerować w rzeczywistość sprzed godziny, Hector wprawia w ruch coraz to większą lawinę paradoksów, w pewnym momencie stając się przyczyną i skutkiem swoich własnych działań.

Przeznaczenie

Ze wszystkich filmów o podróżach w czasie, "Przeznaczenie"zaskoczyło mnie najmocniej. Zaczyna się dość typowo. Ethan Hawke wciela się w agenta podróżującego w czasie i próbującego schwytać groźnego przestępcę stojącego za potwornym zamachem w Nowym Jorku.

Później jednak historia się nawarstwia. Bohater filmu i widz zostają postawieni przed niesamowitymi zwrotami akcji, w grę wchodzą też oczywiście wszelkie paradoksy (w tym paradoks dziadka), teorie strun, efekty motyla, alternatywne wersje rzeczywistości i tym podobne kwestie, o których nie mogę więcej napisać, chcąc oszczędzić wam spoilerów.

Jeśli tylko nie trzymacie się kurczowo logiki i pozwalacie jej raz na jakiś czas odpocząć, to "Przeznaczenie" dostarczy naprawdę niezłą jazdę waszym szarym komórkom.

Terminator

Kiedy moja fascynacja podróżami w czasie rosła, natrafiłem w końcu na "Terminatora", który przedstawiał dość przerażającą wizję przyszłości. Świata spustoszonego wojną ludzi z maszynami. Roboty wysyłają Terminatora prawie 50 lat w przeszłość, by ten zabił przyszłą matkę lidera ruchu oporu przeciwko maszynom, Johna Connora. W ślad za nim rusza jednak jeden z członków rebelii i próbuje zrobić wszystko, by uratować Sarę Connor.

Podróż w czasie jest więc punktem wyjścia i tłem dla kultowego już thrillera sci-fi, choć przedstawiono w nim kilka ciekawych kwestii związanych z tym zagadnieniem. Jednym z nich jest fakt, że ojcem Johna Connora okazał się być ... właśnie Kyle Reese, jego przyjaciel, który cofnął się w czasie.

Co z kolei prowadzi do ciekawego paradoksu, w którym ojciec, gdyby przeżył, byłby w pewnym sensie młodszy od swojego syna. Ale też gdyby przeżył, nie byliby oni w stanie funkcjonować w jednej linii czasowej, bo w 2029 roku byli mniej więcej rówieśnikami. No i Kyle Reese jest chyba jedyną znaną mi postacią, która zmarła jeszcze przed swoimi narodzinami. Fascynujące, prawda?

Looper - pętla czasu

Jeden z najlepszych filmów akcji dekady. W dużej mierze dzięki angażującej fabule, która ciekawie wykorzystała motyw podróży w czasie.

W 2072 roku podróże w czasie stają się możliwe. Za pomocą specjalnych maszyn organizacje przestępcze wysyłają w przeszłość tzw. Looperów, czyli agentów/najemników/zabójców w celu odnalezienia i zlikwidowania ludzi stojących im na drodze w interesach. Problem - i zarazem ciekawy paradoks - powstaje wtedy, gdy okazuje się, że jeden z Looperów dostaje zlecenie zabicia... samego siebie w przeszłości.

"Looper" to kino czysto rozrywkowe, więc nie doszukujmy się w nim większej logiki. O ile w ogóle można mówić o logice w odniesieniu do zagadnienia podróży w czasie. Jedna z teorii mówi, że jeśli podróże w czasie są możliwe, to spotkanie samego siebie z przyszłości lub przeszłości mogłoby doprowadzić do katastrofalnych skutków. Rian Johnson, reżyser "Loopera", nie przejmuje się tym zbytnio i dobrze, bo to nie ten typ kina.

Oglądanie Josepha Gordona-Levitta i Bruce’a Willisa grających młodszą i starszą wersję tej samej postaci, jest warte przymknięcia oka na nieścisłości. Oprócz tego dostajemy ciekawe postaci na drugim planie, pełną odpowiedniej dramaturgii i zwrotów akcji fabułę i całą masę dobrej zabawy na wysokim poziomie.

Podróżnicy

"Podróżnicy" to serial jakiego mi brakowało, od kiedy jeszcze w dzieciństwie oglądałem "Zagubionego w czasie". O ile science fiction radzi sobie obecnie nadzwyczaj dobrze, tak fabuły o podróżach w czasie ciągle jeszcze pozostają niszą, choć powoli się rozwijającą. Oglądać możemy przecież m.in. "12 małp", "Timeless" czy "Outlandera", aczkolwiek "Podróżnicy" są w tym gronie absolutnie najlepszą produkcją.

Ciekawe jest samo założenie podróży w czasie ukazane w tej serii. W przyszłości ludzkość żyje na granicy wygięcia. Aby zmienić swój los, tytułowi Podróżnicy wysyłani są w przeszłość, na początek XXI wieku, by zapobiec zdarzeniom mającym prowadzić do zagłady. Podobnie jak w "Zabubionym w czasie", nie są wysyłani fizycznie, a jedynie przemieszcza się ich świadomość, transportowana do ciała wybranej osoby z przeszłości. Aby uniknąć paradoksów i zmian w czasoprzestrzeni na "nosicieli" osobowości z przyszłości wybierani są ludzie na chwilę przed swoją śmiercią.

Całość ogląda się świetnie, bo seria poważnie traktuje swojego widza (nawet pomimo faktu, iż mamy do czynienia z rozrywkową produkcją). Serial jest świetnie zagrany i dobrze napisany (historia naprawdę wciąga i trzyma w fotelu do ostatniej sekundy). Ku mojej radości "Podróżnicy", których drugi sezon niedawno miał premierę, mają już zaplanowany premierę trzeci sezon, mam nadzieję nie ostatni.

Trzęsienie czasu

kurt vonnegut trzesienie czasu

Kurt Vonnegut wpadł na całkiem interesujący punkt wyjścia swojej książki. Tytułowe trzęsienie spowodowało cofnięcie się całego wszechświata w czasie o całą dekadę. Zamiast 2001 roku, jest więc 1991. Cała ludzkość jest tego świadoma, jednak owo wydarzenie nie daje im możliwości przeżycia wszystkiego inaczej – muszą powtórzyć wszystko, co robili dokładnie tak samo.

Całe zajście daje autorowi pole do popisu, w którym szczególnie mocno wybija się jego ironia, sarkazm, spore nagromadzenie poczucia humoru, które z kolei służą do refleksji, na temat życia, świata wokół nas.

Steins Gate

REKLAMA

Jedna z ciekawszych opowieści o podróżach w czasie przyszła z nieoczekiwanego źródła, jakim jest anime. "Steins Gate" jest o tyle interesujące, że miesza w sobie motyw podróży w czasie z komedią obyczajową, dramatem psychologicznym, a nawet kryminałem.

W "Steins Gate" podróże w czasie rozpoczynają się w tej serii od... wysyłania sms-ów i maili kilka dni w przeszłość za pomocą podłączenia telefonu do mikrofalówki. I trochę takie jest to anime - dość przyziemne, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Z czasem intryga narasta i stawką stają się losy przyszłości, ale z początku cała historia i podróże do przeszłości są tu bardzo osobiste.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA