REKLAMA

„Jestem otwarty na to, co przynosi mi rzeczywistość”. Maciej Musiałowski o pracy w czasie pandemii i roli w filmie „Polot”

Maciej Musiałowski w ostatnich miesiącach zbudował sobie mocną pozycję w branży filmowej, dzięki takim projektom jak „Sala samobójców. Hejter” czy serial „Kod genetyczny”. Nam opowiada o swojej najnowszej pierwszoplanowej roli w filmie „Polot”.

polot film 2020
REKLAMA
REKLAMA

Maciej Musiałowski w wywiadzie dla Rozrywka.Blog:

„Polot” przedstawia dorastanie jako kluczowy moment podjęcia przez bohaterów tej jednej decyzji, która może na zawsze odmienić ich życia. Muszą wybrać kto i co będzie wciąż dla nich ważne, a to wymaga nauczenia się pewnego cynizmu. Prywatnie widzisz dorastanie jako podobny proces?

Maciej Musiałowski: W samym słowie „dorastać” mieści się wszystko, o czym mówisz. Nasz film dotyczył bardzo ważnego momentu w życiu każdego młodego człowieka i starał się go pokazać przez pryzmat niepowtarzalnej historii. A czy sam widzę proces dorastania jako coś podobnego? Nie do końca wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie.

Przez lata słychać było narzekania, że polskie kino tworzy za mało produkcji o młodych ludziach, ale ostatnimi czasy to się diametralnie zmieniło. Również za sprawą Jana Komasy, z którym miałeś okazję współpracować przy filmie „Sala samobójców. Hejter”.

Bardzo dobrze, tego typu filmów powstaje coraz więcej, a co za tym idzie jest też więcej okazji do pracy dla młodych aktorów. Janek Komasa się do tego walnie przyczynił i jestem mu wdzięczny za to, że zatrudnił mnie do „Hejtera”.

Jan Komasa i Michał Wnuk, dla którego „Polot” to pełnometrażowy debiut, są mniej więcej w tym samym wieku, ale znajdują się na zupełnie różnych etapach kariery. Jakbyś miał zestawić podejście obu twórców do robienia filmu, to na jakie podobieństwa i różnice zwróciłbyś uwagę?

Nie chciałbym porównywać tych dwóch reżyserów, bo tak jak mówiłeś, są na zupełnie różnych etapach kariery. Każdy ma swój styl, swoje metody i podchodzi do reżyserowania trochę inaczej. Tego naprawdę nie da się zestawić i w prosty sposób pokazać, co ich różni. Michał ma pewne metody, które są tylko jego i nie warto ich porównywać do działań kogokolwiek innego.

To co w takim razie jest konkretne i niepowtarzalne właśnie dla twórcy „Polotu”?

Michał wraz ze swoją żoną, Kają Krawczyk-Wnuk, napisali bardzo sprawny scenariusz, w którym dobrze wychwycili wszystkie elementy przechodzenia w dorosłość. Wszystko było w nim doskonale przygotowane. A w dodatku Michał jest bardzo ścisłym, analitycznym umysłem i w taki sposób podchodził też do reżyserowania "Polotu". To było dla mnie bardzo pożyteczne, bo mój bohater, Karol, też jest człowiekiem tego typu.

Porozmawiajmy dłużej właśnie o Karolu Tomporowskim. Mamy tu do czynienia z postacią o wielu sprzecznościach, często też przeskakującym z jednej skrajnej emocji w drugą. W jaki sposób kształtowałeś go w sobie, żeby podejść do jego problemów z empatią?

Tak odebrałeś Karola, jako złego człowieka i kogoś negatywnego?

Nie, ale to bohater o mocnym charakterze i poglądach na życie. Nie wahający się też poświęcić relacji z innymi ludźmi do osiągnięcia celu. Byłoby więc zagrożenie, że widzowie odbiorą go jako kogoś nieszczególnie sympatycznego.

W ogóle się nad tym nie zastanawiałem, wydaje mi się, że każdy z nas w tym okresie swojego życia musi zmierzyć się z podobnymi problemami. W przypadku Karola to wejście w dorosłość następuje bardzo szybko, bo w tragicznych okolicznościach umiera mu ojciec. A po drodze Karol się jeszcze zakochuje, co dodatkowo komplikuje sprawy. Mówisz, że jest w stanie poświęcić relacje z innymi ludźmi. Przyjaźnie wraz z upływem lat często się rozpadają. Każdy poszukuje swoich własnych ścieżek. Dlatego nawet w przypadku bardzo zaprzyjaźnionych osób te drogi czasem się rozchodzą. Każdy z bohaterów „Polotu” podejmuje swoje własne decyzje, najlepsze we własnym interesie. Nie możemy wszyscy przez lata dryfować na jednej tratwie. Karol decyduje się na to, co indywidualnie jest dla niego najlepsze

W ostatnim czasie dużo mówi się o toksycznych związkach, a według części widzów tak zapewne będzie trzeba określić relację łączącą Karola i jego narzeczoną, Justynę. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Trudno to jednoznacznie ocenić. Z punktu widzenia Justyny i części widzów faktycznie jest to relacja toksyczna. Karol rozumie ich związek inaczej. Popełnia jakieś błędy, ale widzi to bardziej jako wybór między swoją dotychczasową rodziną a perspektywą założenia nowej.

Na planie „Polotu” wraz z Polą Błasik kręciliście sceny o delikatnym zabarwieniu erotycznym i z częściową nagością. W Hollywood zwraca się coraz większą uwagę na to, żeby w podobnych ujęciach dbać o komfort psychiczny aktorek i aktorów. Czy w twojej opinii w Polsce też widać podobne zainteresowanie?

Zawsze przy kręceniu scen cielesnej bliskości dbamy na planie, żeby każdy czuł się komfortowo. Michał zadbał o to, żeby scena, którą kręciliśmy była jak najbardziej intymna i miała w sobie delikatność. Gdyby ktokolwiek miał poczuć się niekomfortowo, to był na to otwarty i przygotowany. Ale nic podobnego nie miało miejsca

„Polot” w wielu momentach nie ucieka od ponurych aspektów naszego życia, ale kończy się w gruncie rzeczy happy endem. Myślisz, że taki łut szczęścia jest każdemu z nas potrzebny w życiu równie mocno jak Karolowi?

Wydaje mi się, że ocena finałowych scen „Polotu” też zależy od punktu widzenia danego widza. Dla jednym to będzie happy end, dla innych nie. Michał zdecydował się na niedopowiedziane zakończenie. Nie do końca wiadomo, jak dalej rozwinie się relacja Karola z Justyną. Natomiast moim zdaniem szczęśliwe zakończenia przydarzają się ludziom, którzy są na nie gotowi. Trzeba umieć dostrzec te momenty. Niektórzy bez względu na okoliczności zawsze powiedzą, że szklanka jest do połowy pusta. Musimy być otwarci na to, co przynosi nam życie i nie marnować czasu na narzekanie. Warto cieszyć się tym, co jest w naszym życiu pozytywne. Ale nie pozbywać się też marzeń i zawsze mierzyć wysoko.

polot film 2020 class="wp-image-455191"
Foto: Maciej Musiałowski i Pola Błasik w filmie „Polot”/Jarosław Sosiński/NEXT FILM

Spotykamy się w samym środku pandemii, która boleśnie dotknęła również przemysł filmowy. Natomiast najpierw chciałbym zapytać cię, jak radzisz sobie ze wszystkimi narzuconymi ograniczeniami jako osoba prywatna.

Przyjąłem obecne realia bardzo dobrze. Jestem otwarty na to, co przynosi mi rzeczywistość. Naturalnie sytuacja nie jest bezpieczna i wymaga ze strony każdego z nas dojrzałości. Wielu ludzi dotknęła straszna tragedia i staram się to mieć zawsze na uwadze. Na pewno nie jest to czas na organizowanie imprez czy hucznych przyjęć. Raczej widzę ostatnie miesiące jako moment refleksji nad tym, dokąd zmierza nasz świat. A także co ja jako jednostka mogę mu dać. Gdy z powodu pandemii nie mogę pracować, to staram się w zastępstwie dużo czytać i medytować.

Czyli rozumiem, że nie ma w tobie obawy przed dalszym załamaniem polskiej branży filmowej? Obecnie plany zdjęciowe działają, ale raz w trakcie lockdownu zostały zablokowane i nie ma pewności, iż podobna sytuacja się nie powtórzy.

Trudno spekulować o przyszłości. Na pewno niepokoi przyszłość sztuki niezależnej i offowej. Zrobienie filmów niewspółfinansowanych przez państwo z pewnością będzie w następnych latach trudniejsze. Dlatego bardzo ważne będzie, żeby ludzie powrócili po pandemii do teatrów, kin i wspierali sztukę.

Tylko czy problemem nie jest aby nie tyle niechęć widzów do powrotu, co brak nowości filmowych? Repertuar kin został znacząco ograniczony.

Nie wydaje mi się. Wciąż nie brakuje kin, które mają sporo propozycji dla widzów. Wiele z nich ratuje się choćby graniem klasyków. Sam byłem na kilku takich seansach. Zawsze przyjemniej jest oglądać wielkie filmy w kinowej atmosferze. Zawsze jest na co iść do kina. A w przeciwnym wypadku zawsze można wspierać świat kultury i sztuki przez wykupienie abonamentu w którejś z platform streamingowych.

Na Zachodzie serwisy VOD są już traktowane przez środowisko jako źródło jakościowej rozrywki nie gorsze od kin. W Polsce też się to powoli zmienia. A jakie jest twoje nastawienie do tego konfliktu?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Dobrze, że jest więcej miejsc pracy. Nie ma nic złego w prywatnej firmie dającej artystom możliwość tworzenia i wyrażania siebie. Ważne tylko, żeby została zachowana równowaga. Nie chciałbym, żeby świat internetu całkowicie zjadł świat realny.

A na ile twoja najbliższa przyszłość zawodowa została już ustalona i zabezpieczona?

REKLAMA

Sytuacja jest dynamiczna. Obecnie skupiam się na mniejszych projektach np. słuchowiskach. Czekam z wejściem na plan nowego filmu pełnometrażowego. Małymi kroczkami udaje się iść do przodu z tym, co dostaję od życia. Nic więcej.

*Autorem zdjęcie tytułowego jest Jarosław Sosiński/NEXT FILM.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Najlepsze horrory o egzorcyzmach. 8 propozycji

Już za kilka dni na ekrany kin wejdzie "Rytuał" - kolejny horror z udziałem księży odprawiających egzorcyzmy. Zebraliśmy 8 najlepszych produkcji, które również zaliczają się do tej sekcji kina grozy.

horrory egzorcyzmy top 8
REKLAMA

Podstawową funkcją horroru jako filmu jest czerpanie z lęku i strachu, sięganie do motywów nadnaturalnych, złych sił, wydobywających to, co najgorsze. Jednym z najpopularniejszych motywów pojawiających się w gatunkowym kinie jest ten związany z egzorcyzmami - momentami bezpośredniego starcia ze złem, najczęściej bezwzględnym demonem. Przygotowaliśmy zestawienie 8 najlepszych horrorów, które w większym bądź mniejszym stopniu poruszają tę tematykę.

REKLAMA

Najlepsze horrory o egzorcyzmach - TOP 8

REKLAMA

Egzorcysta

Nie ma współczesnego kina o egzorcystach bez tego legendarnego dzieła, prawdopodobnie jednego z najlepszych w historii całego gatunku grozy. Jeden z niewielu horrorów w historii, który doczekał się tak wielu nominacji do Oscara (ostatecznie zgarnął 2 statuetki). Pomimo 52 lat od premiery wciąż imponuje, przeraża, a efekty specjalne robią wrażenie.

Egzorcysta - zwiastun filmu

Wrota do piekieł

Sama Raimiego zapewne najbardziej znacie z filmów o Spider-Manie lub serii "Martwe zło". Ten świetny reżyser ma również na koncie film, który absolutnie nie zatrzymuje się, jeśli chodzi o obrzydliwość, udane jumpscare'y i przerażające sceny. "Wrota do piekieł" opowiadają o młodej pracowniczce banku, która odmawia kredytu starszej pani. Ta "przekazuje" jej demona, którego dziewczyna za wszelką cenę próbuje się pozbyć.

Wrota do piekieł - zwiastun filmu

Obecność

Skoro kino o egzorcyzmach, to nie sposób nie wspomnieć o jednym z najważniejszych dzieł kina grozy, czyli "Obecności". W jej centrum jest słynne małżeństwo demonologów, Ed i Lorraine Warren, którzy na prośbę pewnej rodziny pomaga powstrzymać potężnego demona. Klasyk.

Obecność - zwiastun filmu

Sanktuarium

Egzorcystyczna tematyka jest tutaj częścią szerszego motywu - "Sanktuarium" to w znacznej większości horror połączony z obrazem dziennikarskiego śledztwa podstarzałego, podupadłego dziennikarza. W centrum zagadki, którą chce rozwiązać jest Alice - głuchoniema dziewczyna, która twierdzi, że objawiła się jej Maryja, a jakby tego było mało, nagle odzyskuje i słuch, i głos. Pytanie, czy to na pewno sprawka Matki Bożej?

Sanktuarium - zwiastun filmu

Egzorcyzmy Emily Rose

Kolejny film z półki zatytułowanej "klasyki, o których trzeba wspomnieć". Scott Derrickson ma na koncie całkiem niemało udanych horrorów, ale ten należy do grona najbardziej ikonicznych. Tytułowa dziewczyna jest studentką, która zamierza poddać się egzorcyzmom po tym, jak doświadcza przerażających halucynacji. Gdy później umiera, odprawiający je ksiądz zostaje oskarżony o spowodowanie jej śmierci.

Egzorcyzmy Emily Rose - zwiastun filmu

Constantine

Nie może być zestawienia filmów o egzorcyzmach bez jednego z najsłynniejszych egzorcystów. To oparta na komiksie "Hellblazer" historia tytułowego bohatera (niezawodny Keanu Reeves), który zajmuje się polowaniem na demony oraz walką z nadprzyrodzonymi siłami. Wyrobił sobie status na tyle kultowy, że po kilkunastu latach postanowiono nakręcić sequel. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Constantine - zwiastun filmu

Zbaw nas ode złego

Połączenie świata kryminalnego i nadnaturalnego nie należy do specjalnie oczywistych, ale w przypadku Scotta Derricksona to się udało. Ten pierwszy reprezentuje doświadczony w styczności z najgorszym złem policjant Ralph Sarchie, zaś drugi - ksiądz Mendoza. Eric Bana i Edgar Ramirez udanie połączyli siły w rolach duetu, który wspólnie mierzy się z nieludzką siłą.

Zbaw nas ode złego - zwiastun filmu

Egzorcysta papieża

W tym przypadku może lepiej byłoby zamienić "najlepszy" na ikoniczny. Ten film, mówiąc językiem potocznym, klepie najbardziej wtedy, kiedy nie oczekuje się po nim wielkich rzeczy. Russell Crowe się doskonale bawi w swojej roli - jego postać, Gabriele Amorth to ubrany w sutannę miks Ricka O'Connella, Indiany Jonesa i Roberta Langdona. Serio.

Egzorcysta papieża - zwiastun filmu
REKLAMA

Więcej o kinie przeczytacie na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Da się zrobić świetne live-action. Jak wytresować smoka - recenzja filmu

Polityka przenoszenia animacji na wersję live-action trwa w najlepsze. Tym razem wzięto się za "Jak wytresować smoka" - chóralnie uznawane za jeden z najlepszych filmów animowanych, jakie pojawiły się w kinach w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Czy jego "ożywienie" się udało? Sprawdzamy. 

OCENA :
9/10
jak wytresowac smoka recenzja
REKLAMA

Moja relacja z oryginalnym filmem z 2010 roku nie jest specjalnie bliska - choć oczywiście go oglądałem i dobrze wspominam ten seans, nie wyczekiwałem dniami i nocami, aż powstanie jego aktorska wersja. Wreszcie się dokonało, a za kamerą stanął Dean DeBlois - ojciec sukcesu tej marki, reżyser każdej z części animowanej, smoczej trylogii. Czy najnowsze podejście okazało się równie udane? Cytując klasyka: jak najbardziej, jeszcze jak!

REKLAMA

Jak wytresować smoka - recenzja. Wierne ożywienie tego, co uwielbiamy

Historia opowiadana w wersji aktorskiej nie odbiega od szkieletu opowieści zawartej w animacji. Protagonistą jest Czkawka (Mason Thames), syn charyzmatycznego i nieustraszonego wodza wikingów, Stoika Ważkiego (Gerard Butler). Pociąg do zabijania smoków i zapał do walki nie są dominującymi cechami chłopaka, który coraz bardziej zdaje się godzić z tym, że nigdy nie zaspokoi ojcowskich oczekiwań. Gdy w trakcie nalotu smoków udaje mu się utrącić jednego z nich, Czkawka podąża na miejsce i orientuje się, że potrafi nawiązać z nim unikalną więź. Więź, która może być nie tylko wstępem do międzygatunkowej przyjaźni, ale także dowodem na możliwość pokojowej koegzystencji.

Przyznam szczerze, że choć szkielet historii był mi dość dobrze znany, od ostatniego seansu animacji minęło wystarczająco dużo czasu, by niektóre detale wyleciały mi z głowy. Po ponownym przyjrzeniu się fabule oryginału zdecydowanie można stwierdzić, że pod tym względem Dean DeBlois nie wprowadził jakichś znaczących zmian. Puryści co do oryginału będą usatysfakcjonowani - reżyser wiernie "ożywił" to, co tak zachwycało fanów w animowanej wersji. Zachwyt zresztą dość często towarzyszy w trakcie seansu "Jak wytresować smoka". Brak wielkiej oryginalności nie powinien być tutaj przeszkodą - DeBloisowi ponownie udaje się wzbudzać opowiadaną historią autentyczne, szczere emocje. 

Mason Thames jest fantastycznym Czkawką - nadaje swojej postaci sporo energii i emocjonalnej głębi, dzięki której bez większych przeszkód można się utożsamiać z tym, co myśli, czuje i robi.

Rdzeniem filmu pozostaje nie tylko relacja Czkawki z jego smoczym kompanem, ale przede wszystkim ze światem, do którego zdaje się nie być do końca dopasowany. Rówieśnicy mają go (skądinąd słusznie) za uprzywilejowane "bananowe dziecko", które nie musiało pracować, by mieć komfort życia, zaś dorosła część plemienia ma go za mięczaka i nieprzydatnego nieudacznika. Chłopak musi zatem złapać wiele srok za ogon - i jak przy tym jeszcze zachować swoje "ja"? To relacje między bohaterami stanowią największą siłę tej opowieści - są napisane czytelnie i z odpowiednią emocjonalną stawką, a fabuła pozwala na rozwój postaci. Twórcy świetnie, z czułością i humorem przedstawili także "docieranie się" Czkawki i Szczerbatka, zapoczątkowane przez nieufność, która później przeradza się w piękną przyjaźń. 

DeBlois i spółka z sercem oraz rozumem rysują większość bohaterów, ale dbają także o bardziej uniwersalny przekaz płynący z historii. Sam Czkawka to ucieleśnienie antywojennej narracji, postać która zamiast na atak stawia na zrozumienie drugiej, smoczej strony. Jego relacja ze Szczerbatkiem opiera się na wzajemnym zrozumieniu samych siebie. Ogromnym plusem jest również to, że "Jak wytresować smoka" nie infantylizuje w żaden sposób tego międzygatunkowego konfliktu, nie sprowadza go do absurdu - podkreśla, że ludzie niewątpliwie mają podstawy do strachu i lęków przed smokami, ale ten konflikt zaszedł dalej, niż powinien. Wersja live-action ma dużo bardziej poważny i surowy ton, przy czym świetnie łączy to z "bajkową" aurą koncentrującą się na takich wartościach jak przyjaźń czy zaufanie. 

Te wszystkie pozytywne emocje nie byłyby tak dobrze wyrażone, gdyby nie talent aktorów, którzy mieli niełatwe zadanie utrzymać czar i wyjątkowość postaci, które zapisały się w zbiorowej pamięci kilkanaście lat temu. Udało im się to w sposób naprawdę zjawiskowy. Mason Thames jest fantastycznym Czkawką - nadaje swojej postaci sporo energii i emocjonalnej głębi, dzięki której bez większych przeszkód można się utożsamiać z tym, co myśli, czuje i robi. Łatwo zrozumieć jego pragnienie poczucia przynależności i akceptacji, a także kibicować mu w zachowaniu swojej tożsamości i udowodnieniu własnej wartości.

Fantastycznie wypada również Gerard Butler, który już wcześniej użyczał głosu Stoikowi. Teraz pokazał się w całej okazałości i wywiązał się ze swojego zadania fenomenalnie. Aktor pięknie oddał rubaszność swojego bohatera i jego wychowanie w kulcie siły, niepozwalające mu na określone postawy względem swojego syna. Butler w tej roli pięknie szarżuje, ma też w sobie taką silną ojcowską emocjonalność, niekoniecznie rezonującą z wizualnym "twardzielstwem". Pozostała część drugoplanowej obsady również spisuje się ponadprzeciętnie, zwłaszcza Nico Parker w roli wojowniczej Astrid, w której wszyscy (wraz z nią samą) widzą przyszłą liderkę plemienia.

Tak jak w przypadku chyba każdej wersji aktorskiej, tak tutaj jawiło się ważne pytanie - czy udało się przenieść do "życia" wizualne piękno. Odpowiedź brzmi: tak. "Jak wytresować smoka" jest bardzo spektakularne, a realizm tego co widzimy, tylko pomaga w malującej się na twarzy ekscytacji. Finałowa walka jest monumentalna i robi potężne wrażenie, w scenach lotu Czkawki i Szczerbatka kamera pięknie tańczy, podążając za nimi. Co chyba najważniejsze dla wielu: efekty specjalne związane z wyglądem smoków są na świetnym poziomie - zwłaszcza mowa tu o świetnie wyglądającym Szczerbatku.

"Jak wytresować smoka" to film, który pewnie wielu nie przyniesie zaskoczeń, ponieważ nie odchodzi od tego, co znają fani oryginału sprzed lat. Deanowi DeBloisowi cholernie dobrze udało się powrócić do tej samej rzeki i nadać jej ludzkiego realizmu, złożonych i trudnych emocji, a także inteligentnego, rozrywkowego, uniwersalnego nastroju. Ta produkcja, w duecie z wciąż będącym w kinach "Lilo i Stitch" pokazuje, że robienie udanych wersji live-action jest jak najbardziej możliwe. 

REKLAMA

Więcej filmowych recenzji przeczytacie na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Adam Sandler umie też wzruszać. Dowód obejrzycie na Netfliksie

Adam Sandler przyzwyczaił cały świat do jedynej w swoim rodzaju, komediowej strony. Ostatnimi czasy zdaje się kierować swoją aktorską karierę w stronę kina dramatycznego. Dowodem tego, że Sandler potrafi wycisnąć łzy nie tylko ze śmiechu, jest "Astronauta" - film, który możecie obejrzeć na Netfliksie.

astronauta film netflix opinia
REKLAMA

Mój osobisty stosunek do twórczości z udziałem Sandlera opisałbym jako "50/50". Nie był, nie jest i nie będzie moim ulubionym aktorem, także wśród tych komediowych, ale filmy z nim, czy tego chcę czy nie, jakoś kształtowały moje pierwsze filmowe gusta. Czy uznaję "Duże dzieci" i ich sequel za mistrzowskie dzieło kinematografii? Niespecjalnie, natomiast ilekroć widzę te produkcje w telewizji, dla odmóżdżenia nie przełączam na inny kanał i poddaję się tej lekko głupiej, acz prześmiesznej zabawie.

REKLAMA

Astronauta, czyli film o samotności

Zupełnie inne rejony tematyczne oferuje osadzony w gatunku science-fiction "Astronauta". Jakub Prochazka (Sandler) jest czeskim astronautą, biorącym udział w jednoosobowej misji kosmicznej. Jej podstawowym celem jest zbadanie różowej chmury, która pojawiła się na niebie. Mężczyzna, lecąc w kosmos, zostawia na Ziemi swoją ukochaną, Lenkę (Carey Mulligan). Kobieta planuje odejść od męża, dla którego wyprawa w kosmos staje się także okazją do przemyśleń na temat niepewności tego, co będzie dalej - zwłaszcza, jeśli chodzi o jego małżeństwo. W podróży, a także dramatycznych rozważaniach, towarzyszy mu Hanus (Paul Dano) - tajemnicza istota przypominająca pająka.

Astronauta - zwiastun filmu

To właśnie relacja głównego bohatera z pajęczym rozmówcą jest największą siłą tego filmu. Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, na ile ten drugi jest prawdziwym, pozaziemskim bytem, a na ile wytworem coraz bardziej pokiereszowanej psychiki Jakuba. Dynamika między nimi jest bardzo ciekawa, pełna naturalnych emocji, obaj stają się dla siebie towarzyszami, dialogi pomiędzy Jakubem a Hanusem przypominają osadzoną w międzygwiezdnym świecie terapię, pozbawioną jednoznacznego oceniania, ale nie dającą uciec od krytyki określonych postaw. Tempo akcji jest dość spokojne, co zdecydowanie koresponduje z treścią "Astronauty". Siłą filmu jest również jego aspekt audiowizualny - kapsuła, w której znajduje się Jakub dość wyraźnie przypomina pułapkę, a muzyka Maxa Richtera dokłada kamyczek do dość ponurego, egzystencjalnego nastroju produkcji.

"Astronauta" stoi przede wszystkim tytułowym bohaterem. Adam Sandler gra bardzo ascetycznie, dzięki czemu ponownie świetnie odkleja łatkę komika. Aktorowi udaje się mistrzowsko oddać przygnębienie, poczucie wyalienowania i samotności bohatera. Nie sympatyzujemy z nim, przynajmniej nie wprost - nietrudno odnieść wrażenie, że kosmiczna eskapada była jego sposobem na ucieczkę od codziennych problemów, także związanych z jego małżeństwem. Carey Mulligan jest na ekranie dość krótko, ale wystarczająco, by zaznaczyć siłę swojej postaci. Świetną robotę wykonał również Paul Dano, który użyczył swojego głosu Hanusowi - pasuje do tej postaci, jej emocji czy usposobienia jak ulał.

"Astronauta" to film, który mógłby być lepszy. Nie obraziłbym się, gdyby był nieco dłuższy i pozwolił pewnym pobocznym wątkom na rozwinięcie. Na wielu innych polach spełnia się jednak znacznie lepiej. Jeśli chcecie zwolnić, zanurzyć się w egzystencjalnym klimacie i wzruszyć, "Astronauta" jest filmem, który powinien Wam się spodobać.

"Astronauta" jest dostępny do obejrzenia w ramach ofery platformy streamingowej Netflix.

REKLAMA

Więcej informacji o ofercie Netflixa przeczytacie na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Will Smith odrzucił rolę w kultowym filmie Nolana. Nie zrozumiał fabuły

Will Smith już kilkakrotnie odmówił propozycjom ról w filmach, które później przeszły do historii kina. Osobiście pozbawił swoje portfolio przełomowych projektów - nic zatem dziwnego, że mówi się o nim, iż raczej nie ma zbyt dobrego gustu w kwestii scenariuszy. Teraz okazało się, że gwiazdor odpuścił jeszcze jeden wielki hit. 

will smith incepcja
REKLAMA

W niedawnym wywiadzie Will Smith z rozbrajającym spokojem opowiedział o jeszcze jednym uwielbianym (i dla wielu już kultowym) filmie, w którym nie wystąpił, bo najzwyczajniej w świecie nie ma nosa do dobrych skryptów i konsekwentnie odmawia udziału w projektach, które później okazują się docenionymi przez krytyków i widzów hitami.

O którą perłę chodzi tym razem?

REKLAMA

Will Smith mógł wystąpić w Incepcji. Dlaczego odpuścił?

Ta „dwójka” - wyjaśnię kontekst - dotyczy dwóch głośnych obrazów, które Smith odrzucił, bo brzmiały dla niego niezrozumiale podczas tzw. pitchu - spotkania, na którym twórcy przedstawiali mu główne założenia planowanej produkcji. W tym wypadku chodziło konkretnie o wspomnianą „Incepcję” oraz „Matrixa” - kolejnego klasyka sci-fi, któremu aktor odmówił na rzecz... potworka pod tytułem „Bardzo dziki zachód”. Otwarcie przyznał, że nie trafiła do niego prezentacja Wachowskich, nie załapał jej - była pełna „dziwnych gestów i mętnych filozoficznych odniesień”.

To była pierwsza tak spektakularna wpadka - niestety, wygląda na to, że z czasem Smith nie wykształcił w sobie szóstego zmysłu do filmów, które wywierają wielki wpływ na popkulturę. Zagraniczne media drwią, że przez ostatnie dwie dekady artysta z wielką wprawą unikał wielkości.

Incepcja
REKLAMA

Przypomnę, że „Incepcja” zarobiła na świecie 900 mln dol., zdobiła cztery Oscary i umociła pozycję Leonardo DiCaprio jako poważnego aktora z najwyższej półki.

Wśród innych nieroztropnie odtrąconych propozycji znalazła się też... tytułowa rola w „Django” Quentina Tarantino. Ba, twórca „Pulp Fiction” napisał ją specjalnie z myślą o tym aktorze. O tej sytuacji pisano dosłownie: „To trochę tak, jakby Picasso naszkicował cię w swoim arcydziele, a ty odpowiedziałbyś: to nie dla mnie”. Smith odmówił ponoć z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że obraz wydawał mu się zbyt brutalny, a po drugie dlatego, że według niego Django wcale nie był faktycznym głównym bohaterem produkcji. 

Czytaj więcej:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Najlepsza rola w karierze Chrisa Evansa. Materialiści - recenzja filmu

Celine Song wraca na duży ekran po dwóch latach przerwy. Jej debiut z 2023 roku zachwycił cały świat, a po obejrzeniu "Poprzedniego życia" obiecałem sobie, że na jej każdy kolejny film pójdę bez mrugnięcia okiem. Na jej najnowsze dzieło, "Materialistów", czekałem z niecierpliwością. Czy to udany powrót? Sprawdzam.

OCENA :
10/10
materialisci recenzja film opinia
REKLAMA

Były we mnie dwa wilki. Pierwszy bardzo dobrze wspominał "Poprzednie życie" dzieło, które trafiło do mnie pod niezwykle osobistym kątem, a poza tym będące po prostu sztuką, dowodem na wspaniałe scenopisarstwo i pokazem czułości względem bohaterów, o których opowiada. Drugi wilk reprezentował moją osobistą niechęć do Dakoty Johnson, którą uważam, za jedną z najsłabszych współczesnych aktorek - niezależnie w którym filmie się pojawiała, jej aktorska obecność zawsze obniżała moje oczekiwania i często ten schemat się sprawdzał. Nie mogłem się więc doczekać "Materialistów", ale również trochę się ich bałem. Na szczęście okazało się, że nie było czego.

REKLAMA

Materialiści - recenzja. Trójkąt miłosny inny niż myślicie

Główną bohaterką filmu jest Lucy (Dakota Johnson) - jedna z czołowych swatek pracująca dla filmy Adore, na codzień zajmującej się łączeniem w pary samotnych, poszukujących drugich połówek ludzi o najróżniejszych wymaganiach. W trakcie (już dziewiątego!) ślubu jednej z jej klientek nawiązuje z nią rozmowę bogaty, przystojny i czarujący Harry (Pedro Pascal). Na tej samej imprezie po wielu latach spotyka Johna (Chris Evans), z którym dawno temu się rozstała. Mężczyzna ima się różnych prac, które pozwalają mu przeżyć od pierwszego do pierwszego. Wkrótce Lucy zmierzy się nie tylko ze swoimi uczuciami, ale także z wątpliwościami, czy naprawdę nadaje się do tego, co robi.

Idę o zakład, że część ludzi nawet nie tyle, że się zniechęciła, co wpadła w niepewność po tym, jak zobaczyła zwiastuny. Nie dlatego, że film się źle zapowiadał; bardziej przez gatunek sugerowany przez to, co widzimy w materiałach promocyjnych. Tam mamy do czynienia z całkiem niemałym stężeniem klimatu romansu, komedii romantycznej w stylu "Facet A czy facet B? Oto jest pytanie". Film Celine Song to ten przypadek, w którym zwiastuny nie odsłaniają wszystkiego. 

I dobrze, bo to, co oglądamy w filmie, wynagradza wszelkie wątpliwości. Jak nietrudno się domyślić, dominującym motywem w fabule "Materialistów" jest miłość - uniwersalna siła, jedyna "ideologia", która przetrwała wszystkie czasy, niefizyczna energia, która często wymyka się logice czy racjonalności. Celine Song po raz kolejny udowadnia, jak doskonałą jest pisarką i jak pięknie umie opowiadać o ludzkich uczuciach. Poprzez swoją nową produkcję bez patetyzmu pyta, czy w dzisiejszych czasach miłość ma szansę być czymś więcej niż transakcją i przedmiotem biznesu?

Materialiści - zwiastun filmu

W najnowszym dziele, podobnie jak w poprzednim, Song podchodzi do postaci, o których opowiada, ze sporymi dawkami czułości i zrozumienia. Dostrzega, że bez względu na wiek, orientację, rasę, stan majątkowy, zostaliśmy "stworzeni" jako istoty społeczne, które chcą się łączyć w pary z najróżniejszych, nie zawsze wytłumaczalnych powodów. Chcemy kochać i być kochanymi, mamy też pewne wymagania, czasami niekonwencjonalne i nieoczywiste. Także w takich przypadkach reżyserka podchodzi do tego zjawiska jako czuła obserwatorka, która wstrzymuje się z osądami. Nie stroni za to od od naturalnie osadzonego komentarza co do współczesnego postrzegania miłości. W dobie wszechobecnego kapitalizmu zyskała ona także miano produktu, pożądanego na rynku towaru, za który ludzie płacą, by zapobiec swojej samotności. W takim przypadku swatka, taka jak główna bohaterka filmu Song, oprócz analityczki danych staje się też terapeutką, powierniczką intymnych informacji.

Trybikiem właśnie w takiej handlowej machinie jest Lucy, która do pewnego czasu dość ściśle postrzega świat uczuć przez pryzmat matematyki i zmiennych, a retrospekcja pozwala nam subtelnie zajrzeć w głąb tego podejścia. Na przestrzeni filmu oczywiście zakwestionuje swoje podejście, co również udaje się przedstawić reżyserce w sposób niezwykle płynny i rezonujący z widzem. Song przygotowała dość poważne i mocne tonalnie zwroty akcji w opowiadanej historii, ale nie są to fajerwerki na pokaz. Tempo historii jest bardzo dobre, pozwala zatrzymać się przy każdym z bohaterów i poznać go w sposób przynajmniej wystarczający.

Dzięki jej doskonałemu zmysłowi "Materialiści" jawią się jako film nie tylko o miłości - to wrażliwa opowieść o jej postrzeganiu, o roli jaką odgrywa status materialny w związkowej rzeczywistości, o systemie społecznym brutalnie wciskającym w stereotypy, klucze i wyobrażenia tak kobiety, jak i mężczyzn, ale przede wszystkim o ludziach - nie zawsze racjonalnych, niekiedy wymagających, mających bardzo zróżnicowane poczucie własnej wartości, ale na koniec, na swój osobisty sposób, pragnących tego samego. To kino, w którym fundamentalną rolę odgrywają dialogi - niektóre zabawne, inne znacznie poważniejsze, całościowo doskonale balansujące między ujmującą prostotą a poruszającą głębią. Niektóre z nich dotychczas siedzą mi w głowie.

Występy takie jak ten zwykło się określać "Oscar-worthy". To najlepsza rola Evansa w karierze.

Moje największe (i w zasadzie jedyne) obawy względem tego filmu dotyczyły Dakoty Johnson. Po seansie nie mam wątpliwości - była w swojej roli absolutnie fantastyczna. Jej Lucy to postać bardziej złożona i ciekawa, niż sama uważa. Twardo stąpa po ziemi, czuje, że jest dobra w tym co robi, ale im dalej w las, tym zaczyna kwestionować nie tylko swoją fachowość, ale także swoją wartość i sens tego co robi - jej dotychczasowe wyobrażenia o miłości i o niej samej ewoluują. Widzimy, że jej postać kształtowała swoją życiową postawę na określonej wizji i nie do końca potrafi się odnaleźć w momencie, kiedy rzeczywistość przynosi inne rozwiązania. Dzieje się to płynnie, a sama Johnson świetnie oddaje postępujące emocje swojej bohaterki. 

Magnesem dla wielu widzów (i widzek) niewątpliwie jest postać Pedro Pascala. Aktor współtworzy tutaj drugi plan i robi to z typową dla siebie klasą. Jego wątek przynosi pewne zaskoczenia i jest również świetnie prowadzony. Spora w tym zasługa samego aktora - Harry bardzo zmyślnie (i w poruszający sposób) koresponduje z wizerunkiem Pascala jako boskiego "jednorożca", którego każdy by chciał. Za wizerunkiem i materialną wartością potrafi się jednak kryć znacznie więcej, niż się wydaje i choć rola Pascala jest relatywnie krótka, znakomicie potrafi zawrzeć tę prawdę. Największym aktorskim wygranym tego filmu jest dla mnie jednak kto inny. 

Chris Evans zdaje się być aktorem, który, pomimo wielu głośnych tytułów, wciąż poszukuje swojego miejsca w świecie kina. Chyba znalazł je u Celine Song - występy takie jak ten zwykło się określać "Oscar-worthy". To najlepsza rola Evansa w karierze - portretowany przez niego John jest postacią niestabilną ekonomicznie, niemającą wystarczających możliwości i komfortu, by samemu czuć się spełnionym, ale także by dać drugiej osobie finansowe bezpieczeństwo. Jest jednocześnie dobrym słuchaczem oraz prostodusznym człowiekiem. Chemia pomiędzy Johnem a Lucy jest pełna subtelnego czaru, sam Evans jest odpowiedzialny za najpiękniejsze monologi tego filmu. Świetnie i poruszająco wypada również Zoe Winters jako Sophie, aktualna klientka Lucy.

"Opowiadaj, nikt nie opowiada tak, jak ty, choć bajeczki te na pamięć znam, jakże wszystko to cudownie brzmi". To oczywiście słowa piosenki Zbigniewa Wodeckiego, ale czuję, że bardzo łatwo można je odnieść także do "Materialistów". Celine Song wzięła w swoje ręce mający czasy świetności i popularności za sobą gatunek kina romansowego, obrobiła go swoją, pełną zrozumienia oraz wyczucia reżyserską wrażliwością i przelała na wypełniony pięknymi dialogami i ujmującą historią scenariusz. To dojrzały, piękny film o miłości w całej jej rozciągłości.

"Materialiści" od piątku 13 czerwca są dostępni do obejrzenia w kinach w całej Polsce.

Więcej filmowych recenzji przeczytacie na Spider's Web:

REKLAMA

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA