Piąty sezon Prison Break zaczyna się sceną, w której T-Bag wychodzi z Fox River jak gdyby siedział tam przez kilka miesięcy za niepłacenie alimentów. Myślę sobie: nieźle się zaczyna. Co dalej? Odrośnie mu ręką? Wtem, w piętnastej minucie...
OCENA
Prison Break nie jest najlepszym serialem jaki w życiu oglądałem, ale jest... moim pierwszym serialem. Myślę jednak, że nawet odrzucając na bok sentymenty pierwszy i drugi sezon należy uznać za naprawdę udane produkcje sensacyjne. Ten pierwszy, o ucieczce z więzienia, zrobiony w tamtym czasie z imponującym jak na serial budżetem - ważny moment na karcie historii telewizji. Ale i drugi, ożywiony bardzo przez postać Alexa Mahone'a z tatuażami, które nadal miały sens (Bolshoi Booze!), oglądało mi się fantastycznie.
Trzeci sezon to już było odcinanie kuponów od marki, na dodatek w atmosferze trwającego wówczas w całych Stanach Zjednoczonych strajku scenarzystów, co odbiło się negatywnie na niemal każdej produkcji telewizyjnej. Ale czwarty sezon. Czwarty sezon to była kompletna pomyłka. Dość wspomnieć, że ostatnio w mojej opinii na temat gry Torment: Tides of Numenera używałem czwartego sezonu Prison Break jako oczywistego przykładu sytuacji, w której twórcy w kompromitujący dla siebie sposób nie wiedzieli kiedy ze sceny zejść niepokonanym.
No i co może zrobić producent serialu w takiej sytuacji? O co może zapytać dziennikarz sportowy Roberta Mateję, który właśnie skoczył 67 metrów na mamuciej skoczni w Planicy?
Czwarty sezon w poszukiwaniu taniej sensacji wywracał już wszystko w co wierzyliśmy do góry nogami - to nie były plot twisty, to była wykonana w złym stylu desperacja scenarzystów. To już siedem lat, a ja nadal pamiętam wyraz swojej zniesmaczonej twarzy. A na samym jego końcu dowiadywaliśmy się, że Michael Scofield jednak nie żyje. Dedykowany film/odcinek specjalny pokazał nawet w jaki sposób Michael Scofield miał stracić życie. Nie dość, że umierał na nieuleczalnego guza mózgu, to jeszcze postanowił przepuścić przez swoje ciało małą elektrownię.
Ale gdzie tam, Michael Scofield jednak żyje
Pomijając już absurdalny wątek T-Baga, tylko przez pierwszy kwadrans nowego sezonu Lincoln Burrows (swoją drogą jeszcze bardziej drewniany, niż kiedykolwiek wcześniej) rozkopuje groby i odkrywa, że Michael Scofield żyje. Oczywiście robi to, czym Michael Scofield zajmuje się zawodowo, czyli siedzi w więzieniu - gdzieś w Jemenie.
Wróciła też Sarah, która jest niesamowicie irytująca. Aktorka w międzyczasie zyskała miano najbardziej denerwującej postaci telewizyjnej za sprawą The Walking Dead. Zrozumiałbym więc w czym tkwi przyczyna mojej niechęci, gdyby nie fakt, że ja The Walking Dead nie oglądałem... Nie dowiadujemy się czemu Sarah - zbieg z więzienia - żyje sobie na spokojnie w Nowym Jorku.
No i generalnie spodziewałem się, że będzie choć trochę przyjemnie wrócić do konwencji. Jak gdyby znów był 2007, przynajmniej za sprawą w większości lubianych przed laty aktorów czy soundtracku Ramina Djawadi. Ale nie, piąty sezon Prison Break lub też raczej "miniserial Prison Break: Sequel" przyjemnością nie jest.
Odkręcanie bredni nowymi bredniami
Nie wiem jakim cudem Prison Break S05 ma kupić sobie serca nowej widowni, skoro prawie cały pierwszy odcinek to próba przynajmniej częściowego odkręcania skutków bredni z poprzedniego sezonu. Co więcej, nie jest to narracja przesadnie mocno przekonująca.
To jest akurat porównanie dość niszowe, ponieważ nie sądzę, żeby wielu fanów Prison Break pasjonowało się anime. Ale Sequel do pierwszych dwóch sezonów ma się dokładnie tak, jak Dragon Ball Super do Dragon Ball Z. Świętokradztwo, oplucie pewnej idei. Mało porywająca fabuła i przyspieszanie tego, co do tej pory było esencją. Na dodatek w sposób nielogiczny.
Tym razem główni bohaterowie udają się do Jemenu, gdzie w więzieniu siedzi - oczywiście - Michael Scofield. W tle mamy - tradycyjnie - jakiś wielki rządowy spisek, ktoś chce wykończyć głównych bohaterów, a ktoś inny chce wyjść poza kratki. I tak sobie żyją bohaterowie w tym Jemenie, czas powoli leci. Przyznam szczerze, że nie mam już siły, ani ochoty, kolejny raz przez to wszystko przechodzić. Zwłaszcza, że zawsze, ale to zawsze, jest to realizowane coraz gorzej.
Gdyby to nie był Prison Break, nazwałbym go po prostu kiepskim nudnym serialem.
O czym jest Waszym zdaniem serial Prison Break? O uciekaniu z więzień? To tylko tytuł i niepotrzebnie twórcy postanowili być jego zakładnikiem. Dla mnie Prison Break to serial, w którym facet miał precyzyjny plan i prawdziwą przyjemnością było obserwowanie tego jak przez dwa sezony starał się go realizować. Magia prysła, gdy zaczęła się improwizacja.
Prison Break: Sequel to nie tylko brak planu czy radosna improwizacja. To karuzela absurdów, dziwnych zwrotów fabularnych i nieracjonalnych zachowań. Chaos, bohaterowie podejmujący decyzje rodem ze slapstickowych komedii, nieporywający scenariusz. Nie planuję sięgać po trzeci odcinek.