REKLAMA

Fabijański jest tak niepokornym raperem, że chyba przypadkiem zdissował własną dziewczynę

Plotkarskie strony i magazyny od dłuższego czasu dowcipkują sobie z całkiem zdolnego aktora Sebastiana Fabijańskiego i dowcipkują celnie, bo im bardziej pokazuje nam on swój rap, tym bardziej nic interesującego tam nie ma, parafrazując fragment „Kubusia Puchatka".

sebastian fabijanski
REKLAMA
REKLAMA

W drugim rozdziale „Kubusia Puchatka” nieroztropny miś wchodzi do króliczej norki, aby najeść się miodku. Tytułowy bohater jest wyjątkowo wyrachowany, nie odwiedza Królika, aby zapytać go o zdrowie, stan uzębienia czy postęp prac nad jego niewielkim agrobiznesem, odwiedza go, bo chodząc po lesie i mrucząc naprędce wymyśloną piosenkę, zrobił się głodny. A Królik, jak to Królik, ma w swoim domu całkiem pokaźne zapasy. Miś ma jednak problem z wejściem do norki, bo ta jest ciasna, a miś gruby. W końcu jednak mu się to udaje i rozpoczyna pałaszowanie. Gdy brzuszek Puchatka jest pełny, ten postanawia opuścić imprezę. Z wielkim zaskoczeniem orientuje się, że przytył na tyle, że nie może wydostać się na zewnątrz. Zostawmy jednak na chwilę niemądrego misia i Stumilowy Las i wróćmy do Polski roku 2020.

Oba te miejsca mają bowiem ze sobą wiele wspólnego, nie tylko to, że i tu, i tam dzieją się rzeczy niezwykłe.

Sebastian Fabijański, aktor, który ma zaledwie 32 lata, a już zdążył pojawić się w 5 tytułach sygnowanych nazwiskiem Patryka Vegi, rozpoczął karierę rapera. Jak na relatywnie młodego artystę przystało postawił na rap niepokorny, zbuntowany. Wziął na warsztat polski showbiznes, bo kto ma większy arsenał błyszczących szpil niż człowiek, który wdrapał się na sam szczyt („Botoks”, „Kobiety mafii”).

Na pytanie o szołbiznes w Polsce odpowiadam w skrócie / Wielkie otwarcie parasola w dupie – rymuje w Bezkrólewiu. Idzie nawet dalej, drwi z parcia na popularność, drwi z pogoni za pieniądzem, sławą i sukcesem. Niby jestem częścią tej tu zbiorowej podniety / Ale jako z wyboru wyklęty dzisiaj bliżej mi do mety – rapuje dalej, a jednak trudno zauważyć, aby sam zniknął z mediów społecznościowych, nie promował swojej płyty, nie robił artystycznych zdjęć, które pracują na jego wizerunek.

Fabijański do jednego worka wrzuca showbiznes, influencerów, pogoń za poklaskiem i wszystko to, co mieści się w pojemnym pojęciu celebryctwa.

„Wyklęty raper” jak siebie chce sprzedać (tak, tak, „sprzedać” w każdym znaczeniu tego słowa) zaczynał, współpracując z Adamem Ostrowskim, znanym jako O.S.T.R., przy kawałku „Psy. W imię zasad”, utworze promującym film. Ten sam Fabijański, „któremu bliżej do mety", jeszcze pod koniec zeszłego roku występuje w programie promującym produkcje TVN-u, prowadzonym dla niepoznaki przez Kubę Wojewódzkiego.

Media plotkarskie zaczęły zastanawiać się, czy szydząc ze świata showbiznesu, Fabijański przypadkiem nie trafił rykoszetem Maffashion, kobiety, z którą się spotyka, a której zawód związany jest po prostu z byciem popularną. Fabijański, jako wytrawny mistrz słowa, odpowiedział: „Nie rapuję o blogerkach. Rapuję o celebrytkach. To jednak subtelna różnica”.

I ja się z nim zgadzam.

REKLAMA

Nie bądźmy małostkowi, nie o Julię Kuczyńską przecież chodzi. Wszyscy wiemy, że Fabijański zakłada maskę, maskę wyklętego, maskę niepokornego, maskę złego chłopca, który adidasem wyważa drzwi i robi bałagan w uporządkowanym, ale pustym jak liczba followersów, świecie showbiznesu.

Problem polega na tym, że Fabijański wszedł do norki Króliczka, zjadł, co mógł, nic sobie z tego nie robiąc, ogołocił spiżarnię, a teraz bardzo chce pokazać, że już go tam nie ma. Szkoda tylko, że nóżki i tłuściutki brzuszek cały czas zostały w norce. Niestety, na horyzoncie nie widać Krzysia, który doradzi Kubusiowi dietę. A Krzyś, jak wiadomo, w Stumilowym Lesie jest głosem rozsądku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA