Kojarzycie te filmy, które telewizja puszcza przeważnie w Wielkanoc, mniej więcej tak między porą śniadania a obiadu? One wszystkie są bardzo piękne, opowiadają o życiu Jezusa i świętych. Mają tylko jedną zasadniczą wadę: kręcono je 40 lat temu i z perspektywy dzisiejszego widza czasem wydają się niesamowicie nudne, a aktorzy w białych szatach zlewają się z górami i świątyniami.
Mam na to jednak radę i to nawet nie filmową. Serial, a właściwie miniserial "The Bible", w ciągu 10 godzin (podzielonych na 5 odcinków wydanych w "dwupakach") streszcza najważniejsze wątki poruszone w Biblii, robiąc to przy tym w sposób całkowicie zaspokajający standardy dzisiejszych produkcji rozrywkowych.
Nawet osoby wierzące mają dziś problemy ze znajomością najważniejszej księgi chrześcijaństwa (i ważnej dla kilku innych religii), szczególnie Starego Testamentu, który bardzo swobodnie przerabia się w szkołach i kościołach. A okazuje się, że prócz historii Mojżesza, można tam trafić na wiele ciekawych i inspirujących opowiastek. To właśnie o trudnych losach "narodu wybranego", Abrahamie, Samsonie czy Dawidzie opowiada pierwsze 5 godzin serialu. Drugie pięć jest w polskiej kulturze zapewne nieco lepiej rozpoznawane. To historia Jezusa Chrystusa. Cudów, których dokonywał i jego wiernych uczniów.
The Bible to produkcja bardzo uniwersalna. Przypadnie do gustu osobom niewierzącym czy wyznawcom innych religii, którzy mogą potraktować opowiedziane tam historie jako po prostu próbę ekranizacji dzieła literackiego. Z drugiej strony, choć Biblia jest potraktowana bardzo wybiórczo, serial powinien zainteresować też tych, którzy Pismo Święte znają niemalże na pamięć.
Wszystko dzięki bardzo nowoczesnej, profesjonalnej i pełnej efektów specjalnych realizacji. Produkcja wygląda jak jeden z wielu seriali od HBO, a zaprezentowana tam akcja jest dość wartka, dialogi ograniczone do minimum (dla tła fabularnego ważniejszy jest raczej w tym wypadku narrator). Nie brakuje efektów specjalnych, a nawet... Przyznam szczerze, że byłem pod sporym wrażeniem, gdy w serialu "religijnym" zobaczyłem nagle deszcz meteorów i archaniołów wywijających mieczami tak, że wielu bohaterów popularnego Spartacusa nie chciałoby ich spotkać na swojej drodze.
Zresztą poniekąd na kształt bohaterów właśnie takich seriali jak Spartacus, stworzono najważniejsze postaci w serialu. Przypisano im często status superbohaterów, a nawet Boga (choć to już akurat bardziej wynika z samej fabuły) i wielką charyzmę. Być może także z tego powodu produkcja wydaje się być dobrą, acz wybiórczą, ekranizacją w amerykańskim stylu. Zmieniają się czasy, zmieniają oczekiwania odbiorców. The Bible to w żadnym wypadku nie świętokradztwo, to ewangelizacja na miarę XXI wieku, a przy tym udowodnienie, że w Biblii spisana jest również świetna historia.
Serial emituje właśnie amerykańska stacja History, z czasem powinien dotrzeć także do jej polskiego odpowiednika. Za opłatą można go również oglądać w iTunes.