REKLAMA

"Squid Game" jest pod ostrzałem. Z wielką popularnością wiążą się wielkie afery

"Squid Game" świętuje triumfy na Netfliksie, a w sieci pojawiają się informacje o kolejnych związanych z serialem aferach.

squid game netflix serial wizytówka sezon 2
REKLAMA

"Squid Game" to południowokoreański dystopijny dramat opowiadający o tajemniczej organizacji, która rekrutuje zadłużonych ludzi, by skłonić ich do rywalizacji o ogromne pieniądze w serii zabójczych gier. O tym, dlaczego warto obejrzeć ten popularny serial Netfliksa, pisaliśmy już nieraz, podobnie jak o jego popularności (kreującej zresztą TikTokowe trendy); nie sposób jednak nie wspomnieć również o serii mniej lub bardziej kuriozalnych aferek związanych z produkcją.

REKLAMA

Zacznijmy od tego, że Netflix… został pozwany przez południowokoreańskiego dostawcę internetu o nazwie SK Broadband.

Za co? Firma przekonuje, że Netflix jako dostawca treści odpowiada za zwiększone zużycie sieci, które generowało dodatkowe koszty. Powodem nadmiernego wykorzystania przepustowości miały być dwa koreańskie seriale platformy, czyli właśnie "Squid Game" i "D.P" (druga produkcja opowiada o młodym żołnierzu, który dołącza do grupy ścigającej dezerterów i odkrywa bolesną rzeczywistość poborowych odbywających obowiązkową służbę wojskową). Sytuacja wydaje się absurdalna, ale SK Broadband wygrał już kiedyś podobną sprawę z Netfliksem, a tłumaczenia przedstawicieli serwisu, że to klienci opłacają dostęp do sieci, nie przekonały sądu.

Dostawca wycenił nadmiarowy koszt, któremu "winny" jest Netflix, na 23 mln dolarów za sam 2020 rok. Netflix chce przyjrzeć się kolejnym roszczeniom; podtrzymuje, że zależy mu na "otwartym dialogu" i dojściu do stałego porozumienia w tej kwestii. Dodajmy, że włodarze platformy mają podobne starcia z dostawcami również w USA.

W ostatnich dniach było też głośno o widocznym na wręczonej głównemu bohaterowi wizytówce numerze telefonu.

Okazało się, że twórcy wykorzystali istniejący numer, a zakryli jedynie trzy pierwsze cyfry, które oznaczają... numer kierunkowy do Korei (najpopularniejszy w przypadku telefonów komórkowych to 010). Numery z filmów i seriali często skrywają niespodzianki dla fanów, niestety, w tym przypadku należał on do pewnego 40-letniego mężczyzny z prowincji Gyeongii, który posiada go już od dziesięciu lat. Wydzwaniający fani uniemożliwiają mu wykonywanie służbowych obowiązków i rozładowują baterię telefonu tysiącami wiadomości i połączeń dziennie.

Netfliksowi producenci stwierdzili, że w obecnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie… zmiana numeru telefonu przez mężczyznę, co oburzyło wielu widzów i internautów. Netflix wydał też kolejne oświadczenie, w którym zapewniał, że starają się uporać z tym problemem - przedstawiciele serwisu kontaktują się i spotykają z właścicielem feralnego numeru, starając się dojść do porozumienia. Wcześniej proponowano mu rekompensatę (najpierw milion, a później 5 mln KRW, czyli ok. 16 900 zł); do spawy dołączył też jeden z kandydatów na prezydenta, który zaproponował aż 100 mln KRW, czyli ok. 85 tys. zł, za odkupienie pechowego numeru, jednak pokrzywdzony nie przyjął propozycji. Podtrzymuje, że potrzebuje tego numeru, bo jest on związany z prowadzoną działalnością.

To nie jedyny prawdziwy numer wykorzystany w serialu - okazało się, że również widoczny na ekranie numer konta istnieje naprawdę i należy do jednego z członków produkcji, który udzielił zgody na jego użycie. Producent zaczął otrzymywać wpłaty w wysokości 456 wonów - jednorazowo ta kwota to zaledwie 1,52 zł, jednak kolejnych wpłat przybywało, więc właściciel konta postanowił je zamknąć, by uniknąć problemów.

Jeden z użytkowników TikToka, komik YoungmiMayer, który biegle posługuje się językiem koreańskim, zwrócił uwagę, że angielskie napisy w serialu są spartaczone.

Często gubią niuanse i odbiegają od oryginalnego scenariusza. I nie chodzi o sam fakt "sterylizowania" wielu przekleństw, ale i większe przekształcenia, m.in. wielu wypowiedzi Han Mi-nyeo (przykładowo: "Nie jestem geniuszem, ale to rozpracowałam" zamiast "Jestem bardzo bystra, po prostu nigdy nie miałam możliwości się kształcić", co wpisuje się w popularny trop w koreańskim kinie i telewizji, gdzie postacie są inteligentne, ale nie zamożne). Mayer zwraca uwagę, że wadliwość tłumaczenia zmienia osobowość kilku bohaterów czy podważa znaczenie ich relacji. Komik zwraca uwagę, że wina nie leży po stronie tłumaczy, a producentów, którzy nie szanują pracy translatorskiej - objętość treści jest ogromna, czasu mało, a wynagrodzenia niewielkie.

Squid Game: zwiastun
REKLAMA

"Squid Game": będzie 2. sezon?

Hwang Donhg Hyuk, scenarzysta i reżyser serialu, odniósł się do licznych pytań o kontynuację. Przyznał, że nie ma rozbudowanych planów na drugą odsłonę i że samo myślenie o tym świeżo po premierze "jedynki" jest dla niego dość męczące. Jeśli miałby się za to zabrać, to na pewno nie samemu - tym razem skorzystałby z pokoju scenarzystów i zaangażowałby wielu doświadczonych reżyserów. Podkreśla, że popularna produkcja była dla niego ogromnym wyzwaniem. Kiedyś pił połowę butelki soju, by pobudzić kreatywność - teraz nie może sobie na to pozwolić. Pisanie było dla niego trudniejsze, bo to serial, a nie film. Stworzenie scenariusza i przepisanie pierwszych odcinków zajęło mu pół roku. Wtedy skonsultował się z przyjaciółmi, którzy dali mu kolejne wskazówki. Sam Netflix nie wspomniał nic o planach na ewentualną kontynuację.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA