Chociaż Carrie Fisher odeszła, Leia Organa przeżyje wydarzenia ze Star Wars: The Last Jedi. Robi się ciekawie
Carrie Fisher odeszła pod koniec 2016 roku. LucasFilm nagrał odpowiednio wiele scen z udziałem artystki, aby ta mogła pojawić się w Star Wars: The Last Jedi. Chociaż Carrie zabraknie w dziewiątym epizodzie, grana przez nią postać najprawdopodobniej nie podzieli losu Hana Solo.
Śmierć generał Lei Organy byłaby najłatwiejszym, najprostszym rozwiązaniem dotyczącym fikcyjnej postaci granej przez Carrie Fisher. Wygląda jednak na to, że LucasFilm podchodzi do sprawy nieco ambitniej. Wytwórnia nie planuje odbierać swojej najważniejszej księżniczce życia. No, przynajmniej dając wiarę słowom Johna Boyegi - odtwórcy roli byłego szturmowcy Finna. Aktor być może powiedział o kilka słów za dużo:
Niech rozpoczną się spekulacje.
LucasFilm nie chce uśmiercać fikcyjnej Lei, ale jednocześnie Carrie Fisher nie zagra już w żadnym z filmów. Teoretycznie pozostaje komputerowa technologia odtwarzania twarzy oraz mimiki. W praktyce producenci Gwiezdnych wojen zrezygnowali z tej możliwości, nie chcąc drażnić fanów nadmiernym eksploatowaniem bohaterki, której uwielbiana odtwórczyni niedawno odeszła z tego świata.
Powstaje więc oczywiste pytanie - w jaki sposób scenarzyści pożegnają generał, która stworzyła Ruch Oporu i jest w stanie przelać własną krew podczas bitwy z Najwyższym Porządkiem?
Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to podróż poza granice galaktyki. To wątek, który pojawia się w kosmicznym uniwersum regularnie, od kiedy tylko prawa do Gwiezdnych wojen nabył Disney. Wielkie plany wobec zewnętrznych, niezbadanych połaci kosmosu miał Imperator Palpatine. To właśnie stamtąd pochodzi doskonały strateg Thrawn, a być może sam Najwyższy Przywódca Snoke. Najprawdopodobniej poza granicami galaktyki przegrupowały się resztki oddziałów Imperium, formując Najwyższy Porządek.
Byłbym bardzo rozczarowany, gdyby LucasFilm wybrał mniej ciekawą możliwość i zrobił z Lei pustelniczkę. Nawiedzoną samotniczkę, rozgoryczoną po stracie partnera oraz syna. To nie w stylu tej postaci. Leia Organa, jaką przedstawiano nam przez lata, nigdy by nie spoczęła, gdy galaktyka znajduje się w tak trudnej sytuacji. Dlatego mam nadzieję, że scenarzyści odpowiednio umiejętnie podejdą do delikatnej sytuacji. Inaczej cała sprawa może wybuchnąć im w dłoniach, będąc zaczynem na największą wizerunkową katastrofę w całej historii kinematografii.