REKLAMA

Stay Alive

Ostatnimi czasy możemy zauważyć pewną modę w kinie na tworzenie filmów na podstawie gier komputerowych. Mieliśmy dość ciekawy "Resident Evil", beznadziejny "Alone in the Dark" i bardzo dobry "Silent Hill". Mimo, iż społeczność graczy odbiera je pod różnym kątem, pozycje takowe nadal są tworzone. Niebawem ujrzymy filmy na podstawie gier takich jak "Postal", "Dungeon Siege" czy też "Halo". Twórcy "Stay Alive", który wszedł do naszych kin 11 sierpnia, mieli trochę inny pomysł. Reklamując swoje "dziecko" jako pierwszy wirtualny horror, postawili sobie wysoko poprzeczkę. Koło takiej reklamy nikt nie jest w stanie przejść obojętnie. Z czym więc mamy do czynienia?

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Na początku poznajemy Hutch'a, który to na nic nie może narzekać. Ma dobrze płatną pracę oraz zaufanych znajomych, z którymi spędza czas grając w gry komputerowe. Pewnego dnia dowiaduje się, że jego najlepszy przyjaciel zostaje zamordowany. Nie jest w stanie pogodzić się z jego śmiercią szczególnie, że była ona wyjątkowo okrutna. Na pogrzebie otrzymuje torbę, w której są rzeczy prywatne Loomisa. Znajduje się tam również gra "Stay Alive", przy której bawił się on tuż przed tragedią. Znajomi, zaciekawieni tajemniczością produkcji, włączają ją, nie wiedząc jednak, że gdy zginie się w grze, ginie się również w prawdziwym świecie. Zaczyna się walka na śmierć i życie.

REKLAMA

Po przeczytaniu fabuły nie byłem zbyt pozytywnie nastawiony do tej produkcji. Sam pomysł wydaje się być jednym z głupszych. Mordercą jest postać, która na co dzień mieszka w grze komputerowej. W dodatku twórcy, opierali się na słynnej XVII-wiecznej historii o węgierskiej księżnej Elżbiecie Batory. Motyw został zmarnowany, gdyż zmienili oni jakże piękną i mroczną legendę. Zgodnie z zapiskami historycznymi, daleka krewna Stefana Batorego chciała być wiecznie młoda i piękna. Zabijała więc młode dziewczęta i kąpała się w ich krwi, wierząc że przyniesie to oczekiwany skutek. W filmie spłycono tę opowieść do samych zabójstw doprawiając ją szczyptą brutalności. Księżna uśmierca, bowiem swoje ofiary (którymi są również mężczyźni) za pomocą różnorakich przyrządów w swojej sali tortur. To wszystko wygląda strasznie naciąganie.

Jako horror "Stay Alive" nie sprawdza się dobrze. Najbardziej rzuca się w oczy kiczowaty scenariusz. Fakt, sam pomysł nie był zbyt ciekawy, ale można było z tego wyjść obronną ręką. Wątki zostały źle poprowadzone. Jest wiele sytuacji nielogicznych, przy których raczej się śmiejemy niż odczuwamy strach, a sama końcówka, która powinna być apogeum całości jest jakby wrzucona na siłę. Mamy w niej brak finezji oraz jakiejkolwiek logiki. W dodatku, scenariusz przewidział momenty na wyznania bohaterów związane z ich przeszłością. Nie mają one praktycznie żadnego związku z głównym wątkiem fabularnym, za wyjątkiem tragicznych wspomnień postaci pierwszoplanowej. Są one jednak wprowadzane w nieodpowiednich chwilach i nie przykuwają większej uwagi.

W filmie wykorzystano typowe amerykańskie straszaki. Ich motto brzmi: "Nie strasz obrazem, a dźwiękiem." W Polsce, na horror ten wpuszczano od lat 15, w Stanach od 13. Nie jesteśmy więc w stanie zobaczyć dłużej brutalnych śmierci, przy których moglibyśmy poczuć dreszczyk emocji. Zamiast tego dostajemy końską dawkę nagłych ataków głośnych tonów. Jest tego za dużo, tym samym nieraz zdarzy nam się podczas seansu podskoczyć na fotelu, ale tylko ze względu na to. W "Stay Alive" nie ma nic, co mogłoby nas naprawdę przestraszyć. Komputerowa księżna Batory, jej wirtualne służebnice w postaci martwych dziewcząt czy też mroczna karoca, to wszystko nie wywołuje jakichkolwiek emocji. Nuda dopada nas z minuty na minutę.

Starałem się odszukać przynajmniej jedną pozytywną cechę w tejże produkcji. Z pewnością jest to aktorstwo Jona Fostera, który wcielił się w rolę głównego bohatera. Znany ze świetnej kreacji, jaką stworzył w "Drzwiach w Podłodze" również tutaj zdał egzamin pozytywnie. Nawiedzany przez tragiczne wydarzenia z przeszłości, smutny po śmierci najlepszego przyjaciela, w depresji walczący o życie ze złowrogą księżną. Poradził sobie, a jego postać była wiarygodna w odczuciach. O reszcie niestety nie warto wspominać. Zachowywali się sztucznie i nie dało się odczuć, że mogą być wielbicielami gier komputerowych.

Podsumowując, "Stay Alive" to horror, na który nie warto się wybrać do kina. Nie przyjmuje pozycji wirtualnego, gdyż mało jest akcji, które toczą się w komputerowym świecie. Dostaliśmy w zamian zdeformowaną historię o księżnej Batory, kiczowaty i bezsensowny scenariusz oraz nieprzerażające kino grozy. Nie polecam, nawet fanom gier komputerowych! Jeśli koniecznie chcecie go zobaczyć, to radzę poczekać na premierę dvd.

Gatunek: Horror

Rok produkcji: 2006

Dytrybutor: Forum Film Poland

Reżyser: William Brent Bell

REKLAMA

Scenariusz: William Brent Bell, Matthew Peterman

Obsada: Jon Foster, Sophia Bush, Samaire Armstrong, Frankie Muniz, Maria Kalinina

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA