REKLAMA

Straż Dzienna

Zazwyczaj filmy, które zdarza mi się oglądać, są produkcji amerykańskiej. Przyzwyczaiłem się już do tego, że zarówno wielkie superprodukcje, jak i komercyjne gnioty zazwyczaj powstają w Hollywood. Czasem jednak nachodzi mnie tymczasowa chęć, żeby zapoznać się z kinem jakiegoś innego kraju. Niekiedy srogo się zawodzę, innym razem - jestem mile zaskoczony. Zdecydowanie na plus wyszła moja przygoda ze Strażą Nocną, ekranizacją książki Siergieja Łukjanienki pod tym samym tytułem. Teraz miałem okazję przekonać się czy kolejna część tej świetnej przygody to pójście "za ciosem" w celu naciągnięcia widzów, czy też może będzie to udana kontynuacja.

Rozrywka Blog
REKLAMA

W pierwszej części byliśmy świadkami wielkiego konfliktu towarzyszącego walce o Wielkiego. Historia tam opowiedziana sięgała zamierzchłych czasów, kiedy to w ogromnej bitwie zderzyły się ze sobą siły Światła i Mroku. Walka była wyrównana, konieczne więc było zatrzymanie jej, aby nie polegli wszyscy. Od tamtej pory oczekiwano na przyjście Wielkich, którzy mieli opowiedzieć się po jednej ze stron konfliktu i tym samym zadecydować do kogo należeć ma ostateczne zwycięstwo. Utworzono też dwie Straże - Nocną i Dzienną, które miały za zadanie pilnować się nawzajem. Zaraz potem film przenosił nas do roku 1992, gdzie główny bohater, Anton Gorodetsky zostaje wykorzystany jako ludzka przynęta do schwytania wiedźmy, gdy udaje się do niej z prośbą o sprowadzenie jego żony i - tym samym - zabicie ich nienarodzonego dziecka. Akcja zostaje jednak udaremniona i dwanaście lat później, syn Antona, Yegor okazuje się być Wielkim, wokół którego krąży całą fabuła. Pod koniec przechodzi on na stronę ciemności i... nie pozostaje nam nic innego jak przenieść się do części drugiej, aby po poznać resztę historii i przekonać się, czy sequel równie dobrze spisze się pod kątem oryginalności i utrzymania widza w napięciu.

REKLAMA

Straż Dzienna rozpoczyna się niemalże bezpośrednio po wydarzeniach z części pierwszej. Zavulon, przywódca sił ciemności, opiekuje się Yegorem i wszystko wskazuje na to, że losy świata są przesądzone. Szybko wychodzi jednak na jaw, że nie jest on jedynym z Wielkich. Stażystka Gorodetsky'ego, Svetlana potrafi przechodzić na zaawansowane poziomy mroku, co niewątpliwie świadczy o jej potężnej mocy. Nie może jednak wdać się w walkę z rywalem, gdyż to doprowadzi do ostatecznej klęski całego świata. Żeby zapobiec panoszącemu się złu, Anton starą się odnaleźć Kredę Przeznaczenia. Jest to legendarny przedmiot, o którym krąży wiele opowieści, jednak powszechnie jest ona uznawana za nieistniejącą. Jej wielką wagę podkreśla fakt, że za jej pomocą można dowolnie zmieniać wydarzenia z przeszłości.

REKLAMA

Cały motyw z wspomnianym już ingerowaniem w to, co się dawniej wydarzyło przywodzi mi na myśl takie filmy jak "Powrót do przyszłości", czy "Efekt motyla". Podobieństwo jest tutaj dość zauważalne, zwłaszcza do tego drugiego obrazu w scenie końcowej. No ale cóż - jak już czerpać wzorce, to od najlepszych. A wracając do Straży Dziennej - po raz kolejny dostajemy świetny film, w którym gatunki są wymieszane w sposób wręcz mistrzowski. W porównaniu do części pierwszej, mamy tu dużo więcej elementów komediowych, nie raz zdarzyło mi się porządnie uśmiechnąć pomimo, że ogólnie panuje tu nastrój grozy. W niektórych momentach jesteśmy świadkami dobrze skonstruowanej, wartkiej akcji, która w połączeniu z efektami specjalnymi (Jazda samochodem po ścianie biurowca? Żaden problem!) daje naprawdę dobre rezultaty. Czasem opowieść przeradza się w film przygodowy, w innych scenach potrafi porządnie nas nastraszyć i utrzymać w pełnym skupieniu. Zadziwiająco dobre jest połączenie postaci ze skraju fantasy z dzisiejszym światem. Postacie piją tu więc nie tylko krew, ale i wódkę. Wampiry korzystają z nowoczesnego sprzętu hi-fi, a strażnik daje się wykiwać przez głupi mecz w telewizji. W wielu filmach takie wtłaczanie rzeczywistości byłoby nie na miejscu - tu natomiast wyszło to perfekcyjnie. Fabuła jest tu tak zakręcona i wątki poboczne bez przerwy się mnożą, że troszkę trudno jest się w tym wszystkim od razu połapać. Nie czytałem książki, na której film jest oparty, ale wierzę, że wszystko jest w niej wyjaśnione dużo jaśniej. Gdyby ktoś bez oglądania Straży Nocnej chciałby brać się za kontynuację - życzę mu powodzenia, bo ogarnięcie całej tej historii bez posiadania podstaw z części pierwszej to wyczyn co najmniej karkołomny.

Gdybym w prostych słowach miał wyrazić swoją opinię o tym filmie, zapewne byłoby mi ciężko, ale najodpowiedniejsze do tego może być przytoczenie myśli, które chodziły mi po głowie podczas końcowych scen. "O cholera", "ale numer", "no niesamowite" i inne tego typu zwroty są tu więc jak najbardziej na miejscu. Jak zakończą się poszukiwania starożytnego artefaktu i walka o Wielkich - tego musicie dowiedzieć się sami. Ja od siebie mogę dodać tyle, że naprawdę warto!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA