"Banshee", opowieść o tajemniczym bezimiennym więźniu, który z dnia na dzień stał się szeryfem, powróciło z trzecim sezonem. Dostaliśmy to, czego oczekiwaliśmy - bijatyki, zabójstwa, ostry seks i kolejne tajemnice. Jeśli serial Davida Schicklera i Jonathana Troppera utrzyma poziom i dotychczasową tendencję, to możemy spodziewać się najlepszego sezonu "Banshee", jaki przyszło nam kiedykolwiek oglądać.
Druga seria była bardziej emocjonująca niż sezon pierwszy. Choć wydawać się może, że "Banshee" wciąż kręci się wokół tych samych problemów i tematów, nic bardziej mylnego. Kolejne odcinki przynoszą nowe wątki, a te z racji przeszłości szeryfa Hooda wydają się workiem bez dna. Jak na razie ta mnogość możliwości jeśli chodzi o rozwinięcia fabularne nie była uciążliwa i przesadnie wykorzystywana. Spotkania z przeszłością są jednak nieuchronne i mam nadzieję, że dojdzie do paru w trzecim sezonie.
"Banshee" to serial, który mimo bazowania na tych samych rozrywkach, nie potrafi się znudzić.
Widzowie kochają ten tytuł ze regularne dostarczanie im scen ostrego seksu, w których udział biorą przystojni, muskularni mężczyźni i atrakcyjne kobiety, za emocje związane z niebezpiecznymi włamaniami, za pościgi, strzelaniny i lanie po pyskach. Za wszystko to, czego w swoim życiu nie doświadczają bądź doświadczają, ale w niewielkich ilościach. W końcu nie wszyscy są tak bezpruderyjni jak Lucas Hood.
Początek trzeciego sezonu "Banshee" to brutalna zbiórka żniw po serii drugiej.
Hood, Kelly i Lotus nie zamierzają wybaczyć fanatykom ich ostatniej egzekucji, małżeństwo Hopewellów zdaje się być aktualne jeszcze tylko na papierze, zresztą cała rodzina Carrie i Gordona przeżywa trudne chwile, nie potrafiąc poradzić sobie z przeszłością. Pierwszy odcinek odnawia także wątek rdzennych Indian, którzy pragną zemsty. Czy Proctor i jego siostrzenica, Rebecca, są bezpieczni? Cóż, bylibyśmy naiwni wierząc, że tak, ale to właśnie ciągłe życie w napięciu naszych postaci sprawia, że "Banshee" jest jednym z najbardziej dynamicznych i emocjonujących seriali.
Trzeci sezon to nie tylko powrót duchów z przeszłości. To także nowy wątek, który jest osadzony głębiej niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Hood planuje kolejny skok. Tym razem zapowiada się coś naprawdę niebezpiecznego, ryzykownego. Ale tak to jest z tymi akcjami, które warte są zachodu, jak mawia Lucas Hood. Zapowiada się napad stulecia, który poróżnić może wszystkich przyjaciół i pomóc im wrócić za kratki. Czy te pieniądze warte są takiej gry? Coś mi się wydaje, że to pytanie jest zgoła niepotrzebne, bo nasz szeryf ma ochotę trochę się zabawić i skopać cudze tyłki.
Powrót "Banshee" nie zawodzi, a wręcz przeciwnie - zwiastuje wyśmienitą rozrywkę na najbliższe tygodnie.
Cieszy brak, przynajmniej na razie, wątku bezpośrednio poświęconemu Królikowi. Mam nadzieję, że wydarzenia drugiego sezonu definitywnie zamknęły tę sprawę i choć wiadomo, że przeszłość będzie ciągnęła się zarówno za Hoodem jak i Carrie, nigdy nie będziemy świadkami podobnych wydarzeń jak pomiędzy serią pierwszą a drugą. Ten blef nie mógłby się ponownie udać.