REKLAMA

Świat wielkiej finansjery w starciu z przestępczym światem. Widzieliśmy serial Netfliksa „Szybki cash”

„Szybki cash” to serialowy reboot filmowej trylogii zapoczątkowanej w 2010 roku. A skoro reboot, to zapewne twórcy chcieli osadzić znaną nam opowieść we współczesnych kontekstach. No właśnie niekoniecznie.

Szybki cash. Recenzja nowego serialu platformy Netflix
REKLAMA
REKLAMA

Akcja serialu rozgrywa się 10 lat po wydarzeniach zaprezentowanych w filmowych adaptacjach książek Jensa Lapidusa. Studenta ekonomii JW zastępuje tu Leya. To ona wprowadza nas do świata wielkiej finansjery. Już w pierwszej scenie widzimy, że jest pod ogromną presją. Stoi przed lustrem wielkim lustrem i wyładowuje stres, próbując się zmotywować.

Jak się zaraz dowiemy ma szansę założyć własny startup, tylko brakuje jej pieniędzy. Samotnie wychowuje pięcioletnie dziecko i pracuje w orientalnej restauracji, ledwie wiążąc koniec z końcem. Jej biznesowy partner chce ją jednak wykorzystać i za sprawą obligacji zamiennych zarobić na jej pomyśle. Żeby się przed tym uchronić postanawia zwrócić się do szefa gangu, który jest bratem jej zmarłego męża. W ten sposób dochodzi do znanej nam z oryginałów kolizji dwóch, wydawałoby się, różnych rzeczywistości.

Twórcy chętnie posługują się kolejnymi paralelami między światem ambitnych przedsiębiorców, a przestępczym półświatkiem.

Leya, aby spełnić swoje marzenia o bogactwie zostaje wplątana w wojnę gangów, a przy okazji nieświadomie zakochuje się w bliskim współpracowniku swojego szwagra. Jednocześnie odkrywa, że biznesmeni są równie bezwzględni, ekspansywni i skłonni do oszustw co gangsterzy.

Niby nic odkrywczego, ale w „Szybkim cashu” Daniel Espinosa potrafił wycisnąć z tego cały, możliwy ładunek emocjonalny. Opowiadał szybko i gwałtownie. Przedstawiał swoich bohaterów za pomocą akcji i co ciekawe portret psychologiczny każdego z nich rozwinął w wystarczającym stopniu. Ze wszystkimi postaciami można było poczuć więź, zaangażować się w ich historie, dzięki czemu otrzymaliśmy wielowątkowy serial zamknięty w dwugodzinnej formie filmu. Narracja dusiła i wgniatała w fotel. Próżno oczekiwać podobnych doświadczeń po serialu Netfliksa.

Paradoksalnie fabuła w serialu okazuje się gorzej rozwinięta niż w filmie. Twórcy wiedzą, że mają o wiele więcej czasu i marnują go, zapętlając kolejne sceny i wydarzenia nic niewnoszące do opowieści. Bohaterowie zawsze znajdą chwilę, aby na trochę przystanąć i odsapnąć, powoli zmierzać do celu, czy porozmawiać z postaciami, których więcej nie zobaczymy. Z tego względu narracja zdaje się rozmieniona i wykastrowana z emocji.

Jakby tego było mało jedynie wątki dotyczące Leyi są interesujące i rozwinięte w odpowiedni sposób. Dramaty gangstera chcącego zrezygnować z przestępczego życia, bądź młodego chłopaka flirtującego z półświatkiem zostają podane za pomocą klisz, przez co gdzieś umykają i szybko nudzą. Nie znajdziemy w nich nic odkrywczego, bo zawodzą nawet na poziomie wzbogacania świata przedstawionego o współczesne konteksty.

szybki cash netflix recenzja opinie
Szybki cash/Netflix

W 2010 roku „Szybki cash” tworzyły aktualne w tamtych czasach konteksty kulturowe.

Szczególnie mocno wybrzmiewał wątek imigrantów, bo gangi tworzyły Serbowie. W serialu zastępują ich syryjscy Kurdowie i jest ich więcej. O wiele więcej. Rodowici Szwedzi są tu w zdecydowanej mniejszości, a bohaterowie używają w stosunku do nich pogardliwych odniesień. Sztokholm staje się miastem multikulturowym i pozbawionym własnej tożsamości. No ale przecież 11 lat temu film nasuwał podobne wnioski.

Niewiele się więc zmieniło, przez co trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy próbują wyważać otwarte drzwi i zaktualizować opowieść, która aktualizacji nie potrzebuje. I chyba nawet zdają sobie z tego sprawę, bo bardziej niż Espinosa skupiają się na uniwersalizmie swojej historii. Jej sercem jest bowiem narracja o ludzkiej chciwości i targających nami namiętnościach. Postacie, próbując wydostać się z jednych kłopotów, wplątują się w kolejne, o wiele większe.

Nawet jeśli intencją twórców było opowiedzenie współczesnego mitu, wyszło im to co najwyżej połowicznie. Otrzymaliśmy jeden z najbardziej niepotrzebnych rebootów wszech czasów. Pomimo usilnych starań nie udało się tu odbudować klimatu oryginału, a tylko nieudolnie go podrabiać. Tym samym największym grzechem serialu jest brak odwagi w wytyczaniu własnej ścieżki i konsekwentne nią podążanie.

REKLAMA

„Szybki cash” zawodzi na każdym kroku i pływa gdzieś niedaleko dna przeciętności. Zapomina się o nim wraz z zakończeniem seansu. Chociaż nie trwa on zbyt długo, ciągnie się niemiłosiernie, bo zamiast atmosfery dającej ciąć się nożem i odnajdywania kolejnych kontekstów, mamy tu akcję niepotrzebnie rozciąganą w czasie.

Serial „Szybki cash” obejrzycie na platformie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA