„Tarantino: Bękart kina” to dokument nie tylko dla fanów twórcy „Pulp Fiction” i „Bękartów wojny”
Film dokumentalny „Tarantino: Bękart kina”, który można oglądać w Canal+ i Player.pl, to rzetelnie zrobiony list miłosny dla jednego z najbardziej niepokornych artystów X muzy ostatnich 30 lat. Dla siebie znajdą w nim coś zarówno ci, którzy tylko słyszeli nazwisko Tarantino, jak i najwięksi pasjonaci twórczości reżysera.
OCENA
Od razu muszę zaznaczyć, że „Tarantino: Bękart kina” nie wyważa żadnych nowych drzwi jeśli chodzi o postać Quentina Tarantino. Formalnie to rzecz bardzo prosta – dostajemy serię wypowiedzi tzw. gadających głów, sporo fragmentów z wszystkich filmów mistrza i kilka udanych animowanych wstawek, które mają nam zobrazować opowiadane anegdoty.
Oczywiście tymi gadającymi głowami są aktorzy, producenci bądź scenarzyści pracujący przy filmach Tarantino, tak więc przyjdzie nam posłuchać opowieści Michaela Madsena, Tima Rotha, Samuela L. Jacksona, Lucy Liu czy Christopha Waltza. W dużej mierze mówią oni o tym, co wszyscy wiemy, czyli to na czym polega wielkość Quentina Tarantino i co wyróżnia jego filmy na tle innych. Pasja, miłość do kina, niesamowite pomysły, nieszablonowość, wolność ekspresji i ogromny, wyjątkowy talent pisarski. Wystarczy przeczytać jakąkolwiek recenzję filmu Tarantino, bądź po prostu obejrzeć jakiś jego film i dojdziemy do podobnych wniosków.
Ale, „Tarantino: Bękart kina” ma trochę więcej do zaoferowania, nawet dla zakochanych w reżyserze kinomanów.
Z dokumentu dowiemy się np. o kulisach powstania „Wściekłych psów” – o tym, że aktorzy musieli przyjść na plan we własnych ubraniach, a jedynym elementem kostiumu jaki dostali były… krawaty. Poznamy też okoliczności powstania sceny „tańca” Michaela Madsena z tego filmu.
Zobaczymy też nagranie z głośnego wypadku samochodowego Umy Thurman, który wydarzył się na planie „Kill Billa” i poważnie uszkodził szyję i kolana aktorki.
Twórcy „Tarantino: Bękart kina” nie uciekają też od postaci Harveya Weinsteina, który stał w końcu za sukcesem filmów Quentina przez niemal całą jego karierę. Usłyszymy więc kilka historii o nim i jego „specyficznym” zachowaniu.
Autorzy dokumentu spory nacisk kładą też na postaci kobiece w filmach Tarantino. I słusznie.
Niewielu znam twórców, którzy potrafią pisać o kobietach i dla kobiet w taki sposób jak Quentin Tarantino. Nadaje on postaciom kobiecym głębi, motywacje, pełny wymiar i to nawet, gdy mówimy o pozornie prostej historii z gatunku kina zemsty. A, co ważne, Tarantino nigdy się z tym nie obnosił, nie próbował pokazywać, jaki to on jest otwarty na kobiety w kinie, bo dla niego było to oczywiste i naturalne.
„Tarantino: Bękart kina” to więc swoiste filmowe mini-kompendium wiedzy o twórczości Quentina Tarantino. Twórcy po kolei przechodzą po każdym filmie z jego dorobku, który kolejno przechodzi niedługą analizę.
Nie spodziewajcie się jednak odkrywczych wniosków czy całej masy niepublikowanych wcześniej zdjęć czy wizyt na planach filmowych. To tylko i aż rzetelnie zrealizowane podsumowanie. Niezwykle przyjemne w odbiorze, a dla widzów, którzy jeszcze nie mieli okazji dokładniej przyjrzeć się twórczości Tarantino pozycja obowiązkowa.
Szkoda tylko, że twórcy nie poczekali do premiery filmu „Pewnego razu… w Hollywood” („Tarantino: Bękart diabła” powstawał niedługo przed rozpoczęciem zdjęć do tej produkcji), bo z chęcią posłuchałbym też jakichś ciekawostek związanych z tą pozycją w pigułce.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.