Telewizja linearna jeszcze długo nie odejdzie do lamusa. Przy transmisjach na żywo internet i serwisy VOD nadal zniechęcają awaryjnością. Wideo na żądanie sprawdza się wyłącznie w przypadku filmów i seriali. Nie mogę się doczekać czasów, aż telewizja online będzie działać tak, jak powinna.
Jestem entuzjastą serwisów VOD. Serce mi rośnie, jak widzę powiększającą się ofertę usług działających w naszym kraju. Jeszcze kilka lat temu, by obejrzeć nowy serial lub film, trzeba było albo korzystać ze źródeł pirackich, albo czekać miesiącami na premiery w lokalnej telewizji lub na płytach DVD.
Dzisiaj, dzięki takim serwisom jak Netflix, Showmax, Prime Video i HBO GO, coraz częściej mamy dostęp do światowych hitów w dniu ich globalnej premiery lub niedługo po niej. Oglądam to, co chcę, kiedy chcę. Bez konieczności zapoznawania się z ramówką i dostosowywania do niej dnia.
Nie oznacza to jednak, że klasyczna telewizja nie ma niepodważalnych zalet.
Elon Musk chce wysyłać ludzi na Marsa, a serwisy VOD nadal nie radzą sobie z transmisjami wideo na żywo na Ziemi. Losowe pauzy, niekończące się buforowanie, spadki jakości, rozdzielczość jak z ery piksela łupanego - to norma przy streamingu. W przypadku materiałów dodanych uprzednio do biblioteki problemów jest mniej, ale przy transmisjach live łącza się zapychają.
Za każdym razem, gdy chcę obejrzeć w sieci transmisję w czasie rzeczywistym, jeszcze przed włączeniem streamu klnę pod nosem. Nie bez powodu. Praktycznie zawsze coś jest nie tak. Przypomniałem sobie o tym w miniony weekend, gdy szósty odcinek rodzimej wersji Saturday Night Live Polska postanowiliśmy obejrzeć w domu właśnie w wersji na żywo.
Po pół godziny Showmax zrobił niespodziankę i wyłączył stream. Tak po prostu.
Transmisja urwała się w połowie, a próba powrotu skutkowała wyświetleniem się komunikatu „wideo nie istnieje”. Wszystko dlatego, że w trakcie odtwarzania zrobiliśmy pauzę i oglądaliśmy z półgodzinnym poślizgiem. Gdy tylko audycja się zakończyła, w aplikacji Showmax na Apple TV pojawił się komunikat o błędzie, a osoby, które pauzowały w trakcie, zostały pozostawione na lodzie.
Jak udało się dowiedzieć od jednego pracowników Showmax Polska, był to tylko jednorazowy błąd, a nie niedopatrzenie w systemie transmisji na żywo. Kwadrans później odcinek był już dostępny w wersji na żądanie, ale cytując klasyka: „niesmak pozostał”. Jeśli serwis wideo chce się mierzyć z klasyczną telewizją i robi sobotni talk-show, tego typu awarie są niedopuszczalne.
Nie chcę jednak wieszać tutaj psów na Showmaksie, bo praktycznie wszystkie serwisy VOD pracują na złą opinię o streamingu.
Inni dostawcy transmisji live przez internet też borykają się z podobnymi problemami. Wie o tym każdy, kto chciał chociaż raz obejrzeć jakieś wydarzenie sportowe, korzystając z polsatowskiej Ipli. Oczywiście można uznać to za problem pierwszego świata, ale takie trudności potęgują wrażenie, że transmisje wideo w internecie są tylko dla geeków, dla których odszyfrowywanie komunikatów o błędach to dodatkowa zabawa.
Jeśli serwisy VOD chcą przekonać zwykłego Kowalskiego do zainteresowania się ich ofertą, pod względem technicznym muszą być przynajmniej tak samo bezawaryjne jak telewizja. Dziś przekonując znajomych i rodzinę do wypróbowania tego typu usług, od razu spotykam się z argumentami, że aplikacje na Smart TV i strony internetowe serwisów VOD są co do zasady, za przeproszeniem, o kant tyłka potłuc.
Telewizja linearna wygrywa, bo jest idiotoodporna.
Nie da się ukryć, że linearna telewizja to w założeniu relikt poprzedniej epoki. Serwisy wideo na żądanie mają ogromną zaletę: możliwość samodzielnego wybrania, co i kiedy chce się obejrzeć. Jako ich użytkownik z zazdrością patrzę jednak na posiadaczy kablówki, którym nie grozi komunikat o tym, że np. muszą zainstalować przestarzałego Silverlighta ani komunikat o błędzie odtwarzania, gdy tylko łącze internetowe dostanie czkawki.
Mając kablówkę wystarczy włączyć telewizor i od można skakać po kanałach bez zawracania sobie głowy sprawami technicznymi. Oczywiście są przypadki, gdy i w klasycznej telewizji coś nie zadziała, ale zdarzają się naprawdę sporadycznie. Oglądanie wideo na żywo przez internet można porównać do oglądania telewizji satelitarnej - ale tylko przy założeniu, że antenę na dachu zamocowało się na zużytą taśmę klejącą.
Fatalna jakość wideo, zrywające streamy, limit liczby urządzeń, które można podpiąć pod jedno konto, reklamy bardziej nachalne niż na Polsacie, blokowanie przesyłania obrazu z komputerów na telewizory, zawieszające się aplikacje i brak wsparcia dla popularnych platform utwierdzają tylko w przekonaniu widzów niekorzystających z usług VOD, że nie warto się tym całym wideo na żądanie interesować. Trudno się im dziwić.