Netflix ma w swoich zasobach naprawdę kiepskie filmy. Tyle tylko, że The Cloverfield Paradox nie należy do tego zbioru. To naprawdę przyjemne kino science-fiction, które nie zasłużyło na tyle niepochlebnych recenzji.
OCENA
Jeżeli wciąż zastanawiacie się, skąd przybył gigantyczny potwór z Project Monster od J.J. Abramsa, właśnie w tym filmie poznacie na to (częściową) odpowiedź. The Cloverfield Paradox zszywa wątki dwóch poprzednich filmów z serii, chociaż robi to przy pomocy przemysłowego łańcucha, zamiast nitki i igły. Fantastycznonaukowej finezji nie ma w tym tytule za grosz, ale i tak ogląda się go naprawdę przyjemnie.
Świat stoi na krawędzi wojny totalnej. Powodem nie są jednak wielkie potwory, ale energia.
Mamy 2028 rok. Globalny kryzys energetyczny sprawia, że światowe mocarstwa stoją na skraju wojny. Jedynym zbawieniem ludzkości zdaje się być stacja kosmiczna Cloverfield, na której trwają testy nowego źródła energii. Tak zwany akcelerator Sheparda ma dać ludzkości dostęp do zupełnie nowej cząsteczki, która raz na zawsze wyeliminuje energetyczny problem. Gdy grupa dzielnych astronautów przeprowadza w końcu udany test, wszystko staje do góry nogami.
The Cloverfield Paradox eksploruje temat alternatywnych rzeczywistości. Film opiera się na hipotezie, że istnieje nieskończenie wiele wersji wszechświata, które biegną równolegle. Niektóre różnią się od siebie detalami, inne w zasadzie nie mają punktów wspólnych. Załoga stacji Cloverfield swoimi badaniami tworzy tytułowy paradoks. Cząsteczka z akceleratora rozrywa zasłonę czasu i przestrzeni. Planeta Ziemia nagle znika. Na stacji zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Do tego okazuje się, że astronauci mają… nowego pasażera.
The Cloverfield Paradox nie jest najsprytniejszym, najbardziej inteligentnym filmem o alternatywnych rzeczywistościach.
Większość strasznych, szokujących i niezrozumiałych wydarzeń na stacji kosmicznej dzieje się bez wyraźnego powodu i sensu. Ot, scenarzysta do spółki z reżyserem chciał wprowadzić mocny przerywnik. Wątek zderzenia rzeczywistości jest z kolei tak elastyczny, że można tutaj zmieścić w zasadzie wszystko. Od anomalii magnetycznych, przez rozczłonkowywanie, kończąc na potworach z innych wymiarów. Podczas oglądania ma się wrażenie, że najpierw kręcono konkretną scenę, a dopiero później szukano dla niej uzasadnienia.
Jeżeli więc szukasz twardej fantastyki naukowej - to nie tutaj. Nie oczekuj drugiej Odysei kosmicznej albo Solaris. The Cloverfield Paradox bliżej pod tym względem do kosmicznych telewizyjnych seriali, w których fiction jest znacznie więcej niż science. Mimo tego, to wciąż naprawdę niezła rozrywka. Głównie za sprawą świetnej obsady, która grą aktorską nadrabia braki w scenariuszu.
Daniel Brühl, John Ortiz, Chris O'Dowd czy Elizabeth Debicki to bardzo solidna druga liga światowego kina. Oglądanie rozpoznawalnych twarzy jest przyjemne, a aktorskie doświadczenie obsady stanowi mocny punkt filmu. Powiedziałbym nawet, że artyści grają zbyt dobrze i zbyt głęboko, jak na relatywnie płaskie role, które im rozpisano. Kosmiczna stacja Cloverfield ugina się od emocji i to jest świetne.
The Cloverfield Paradox w ciekawy sposób bawi się tematami moralności oraz większego i mniejszego zła.
Co jest gorsze: śmierć kilku miliardów osób z obcej rzeczywistości czy kilku bliskich osób z własnego wszechświata? Czy osoba, która zdradziła w innym wymiarze, zdradzi również we wszystkich pozostałych? Film lubi poruszać się wokół takich dylematów. Czasami robi to jak słoń w składzie porcelany, lecz widz tak czy inaczej ma ciekawą zagwozdkę do przemyślenia. To bez dwóch zdań największa wartość dodana do TCP, który sam w sobie jest po prostu poprawny.
Efekty specjalne zostały zrealizowane nieco poniżej oczekiwań co do pełnometrażowych produkcji Netfliksa. Jak zwykle kilka kluczowych pytań pozostało bez odpowiedzi. Jeżeli jednak jesteście zainteresowani uniwersum Cloverfield, to pod względem scenariusza Paradox jest najważniejszym tytułem ze wszystkich, które dotychczas się ukazały. Najprawdopodobniej dzień po zobaczeniu tego tytułu nie będziesz już o nim pamiętał, ale to wciąż niezłe kino, o ile nie wymagasz zbyt wiele.
Ode mnie sześć alternatywnych rzeczywistości na dziesięć.