Jak lajkujesz mojego fanpage'a, to kupuj moją płytę! Niech ktoś wyjaśni „Lipie” Lipnickiemu, jak działa internet
Tomasz „Lipa” Lipnicki wylał właśnie żółć na swoim fanpage'u. Uznał, że skoro nie udało mu się sprzedać 3000 wytłoczonych płyt, to cała nadwyżka osób obserwujących jego stronę powinna „przestać to robić”. Chyba ktoś powinien mu wyjaśnić, że jeden lajk nie równa się jednej sprzedanej płycie.
„Lipa” Lipnicki to polski muzyk (kompozytor, wokalista, gitarzysta i autor tekstów) kiedyś znany przede wszystkim z zespołu Illusion, by teraz – po wielu przygodach, m.in. z Acid Drinkers, She i Skawalker – utworzyć projekt o nazwie Lipali, który do dziś wydaje kolejne albumy. „Lipa” na koncie ma ich już 19 (15 studyjnych), jest też trzykrotnym laureatem Fryderyków.
Niedawno wydał swoją solową płytę. „Dźwięki słowa” zadebiutowały w marcu. Artysta wyprodukował 3000 egzemplarzy – tyle, by ze sprzedaży pokryć poniesione koszty, bo, biorąc pod uwagę niszowość produktu, nie liczył na to, że wyjdzie na plus. Niestety, dotychczas sprzedał tylko nieco ponad 1/3 wytłoczonych krążków, pozostając stratnym. Dla artysty z takim stażem, członka legendarnych już zespołów, to musi być spore rozczarowanie.
Nie dziwi, że pokusiło go, by wylać żółć na swoim fanpage'u. To jego strefa, w której może sobie swobodnie ponarzekać. Rzecz w tym, że w całym tym narzekaniu poszedł o krok dalej i polecił swoim followersom, by przestali obserwować jego stronę. „Lipa” zakłada chyba, że każdy, kto kiedyś kliknął „Lubię to”, zadeklarował się od razu jako fan, który powinien przecież chcieć zakupić fizyczne wydanie solowego albumu. Pytanie „po ch*j?” jest bardzo wymowne: po co lajkujesz peja, jeśli nie kupujesz płyty? Robiąc tak, stwarzasz złudzenie i oszukujesz „Lipę”, który rozsądnie założył, że na pewno kupisz.
Piszę to, być może, z nieco przesadnym przekąsem, ale wydźwięk tego posta jest szalenie abstrakcyjny, a sam artysta, publikując go, odziera się z powagi. Ktoś życzliwy z bliskiego otoczenia powinien na spokojnie wyjaśnić muzykowi realia, np. to, że lajk nie jest równy potencjalnemu nabywcy, nie każdy słuchacz Illusion czy Lipali może mieć chrapkę na solową płytę, nie wspominając o tym, że wielu fanów wspiera artystę chodząc na koncerty i chętnie posłucha sobie albumu na Spotify, ale krążka nie ma nawet na czym odtworzyć. Niestety, w streamingu nowych numerów nie posłuchamy.
Fani (i inni internauci, do których dotarł wpis) zareagowali raczej humorystycznie i w komentarzach starają się zwrócić uwagę Lipnickiego na irracjonalną specyfikę publikacji. Niestety, artysta przytaknął jedynie temu koledze, który się z nim zgodził: „jedyny, który rozumie!”. Ktoś inny zauważył, że tym wpisem muzyk może wprawdzie zapewnić swojej nowej płycie większy rozgłos (i chyba już się udało!), niestety jego wydźwięk może zniechęcić do zakupu. Życzę, by tak się nie stało, zwłaszcza że sam część twórczości Lipnickiego lubię – i to jeszcze od czasów Illusion. Ale na prośbę artysty z fanpage'a sobie poszedłem. Nie chcę współtworzyć złudzenia.