REKLAMA

Top 10 utworów muzyki rozrywkowej 2017 roku

Zestawienia najlepszych piosenek i albumów muzycznych prowadzę od 1994 r. To dla mnie swoisty rytuał, że w okresie świątecznym zastanawiam się, co najbardziej podobało mi się w muzyce w mijającym roku.

Top 10 utworów muzyki rozrywkowej 2017 roku
REKLAMA

Przez te wszystkie lata, gdy prowadzę swój ranking, mogę obserwować nie tylko to, jak zmienia się mój gust muzyczny, ale jak mocno zmienia się też dobra muzyka rozrywkowa.

REKLAMA

Myślę, że większość z Was, którzy zapoznają się z poniższą listą - jak również z tą, którą opublikuję za tydzień (top 10 albumów) - nie znajdzie w niej swoich ulubionych pozycji muzycznych. Mój gust odbiega dziś mocno od tzw. mainstreamu, tego co bije rekordy popularności w serwisach streamingowych. Z przerażeniem dostrzegam też, że z roku na rok jest mi wręcz coraz trudniej kompletować listy składające się z zaledwie 10 pozycji. Coraz mniej bowiem pojawia się nowej muzyki, która rozpala moje serce.

10. John Mayer - Love on the Weekend

Mayer potrafi tworzyć numery, które są i przebojowe, i całkiem udane pod względem artystycznym. „Love on the Weekend” właśnie taki jest - łatwo wpada w ucho, a jednocześnie trudno nie dostrzec artystycznego kunsztu tego numeru. Bardzo fajnie prowadzona linia melodyczna podkreślona ciekawą partią bluesowo-jazzującej gitary. W takiej formie Johna bardzo lubię. Szkoda, że cała płyta „The Search for Everything” taka nie była.

9. White Lies - Give a Sign

Wprawdzie ostatni album White Lies ukazał się w 2016 r., ale w tym roku zespół zdecydował się na reedycję płyty wraz z nowymi dodatkowymi numerami. I tam właśnie pojawiła się prawdziwa perełka - „Give a Sign”. Ten kawałek świetnie pokazuje, w czym panowie z White Lies są najlepsi - w kapitalnie rozpisanych melodyjnych numerach, które z jednej strony przywodzą na myśl punkowe dokonania Joy Division, a z drugiej sekcję rytmiczną rodem z… Phila Collinsa. Efekt piorunujący.

8. Maroon 5 & SZA - What Lovers Do

Jeden z dwóch numerów dyskotekowych na mojej liście, ale gdybym go nie uwzględnił, skłamałbym sam sobie, bo bardzo ten numer mi się podoba. Niby w rytmach disco, a jednak nieoczywiście i mocno oryginalnie. Zresztą cały nowy album Maroon 5 taki jest - niby ot taka sobie popowa muzyczka, a jak się w słuchać, to wychodzi z nich maestria muzyków i kompozytorów.

7. Taylor Swift & Ed Sheeran - End Game

Jest i drugi z dyskotekowych numerów. Mam słabość do Taylor Swift. Jest w niej coś takiego dziewczęcego, a jednocześnie zadziornego, nieokiełznanego. „End Game” podoba mi się głównie dla niesamowitego aranżu, pewnie opracowanego przez mistrzów produkcji popowych hitów, szwedzkich producentów: Maxa Martina i Shellbecka. W przeglądzie muzycznym z początku grudnia tak pisałem o tym numerze: Jeśli chcecie się dowiedzieć, jakie trendy aranżacyjno-produkcyjne będą panować w najbliższych 12 miesiącach w świecie mainstreamowego popu, warto posłuchać numeru „End Game”. Zdanie podtrzymuję - tak właśnie będzie. Dla mnie to najlepszy popowy kawałek roku.

6. Cigarettes After Sex - Flash

Ach, co to był za debiut! Cigarettes After Sex szturmem zdobyli serca fanów tzw. niezależnego rocka indie. Debiutancki album - zdradzę już dziś - jest wysoko na mojej liście Top 10 najlepszych albumów muzycznych. Z 10 premierowych kawałków najbardziej podobał mi się nr 5 na liście. „Flash” to taka kwintesencja całej płyty - niby spokojnie, niby ślamazarnie, a jak pięknie, zmysłowo i zaawansowanie pod kątem muzycznym. No i ten hipnotyzujący wokal Grega Gonzaleza. Nie mogłem uwierzyć, że to nie kobieta śpiewa.

5. Steven Wilson - Permanating

Steven Wilson - wybitna postać na rynku art-rocka i rocka progresywnego - nagrał w tym roku płytę mocno… popową, choć oczywiście nie brakuje na niej fragmentów zaawansowanych, trudnych. „Permanating” to najbardziej kontrowersyjny numer w historii dokonań Mistrza - wzbudził najwięcej dyskusji i kontrowersji. To bowiem typowo popowy numer, śpiewany na dodatek na pozytywnie, w klimatach szczęśliwości, a to u Stevena coś zupełnie nowego. Mnie jednak się bardzo podoba. Piękny, wspaniały numer.

4. Blackfield - From 44 to 48

Steven Wilson po raz drugi, tym razem w duecie z izraelskim muzykiem Avivem Geffenem, z którym tworzy zespół Blackfield. Numer „From 44 to 48” wygląda mi jednak bardziej na odrzut z solowego albumu Stevena „To the Bone” aniżeli na planowane zakończenie albumu „V” Blackfield. Doskonały numer, chyba z najbardziej przejmującym tekstem z całego mojego zestawienia. Gdyby ukazał się pod szyldem Porcupine Tree byłby pewnie klasykiem fanów legendarnego zespołu. Wspaniała linia wokalna, doskonała solówka gitarowa i charakterystyczne dla Wilsona nadpisywane chórki.

3. Lo Moon - Thorns

Ależ mnie kapela Lo Moon wkurza! Przez cały rok ci debiutanci ze Stanów Zjednoczonych wydali zaledwie… 2 numery, a łącznie pochwalić się mogą dopiero 3 oficjalnymi kawałkami. Wszystkie one jednak są przecudne, wybitne bym wręcz powiedział. Nie inaczej jest z „Thorns” wydanym w październiku 2017 r. Słucha się tego niczym spadkobierców nieodżałowanego Talk Talk. Przepiękna linia melodyczna prowadzona przez gitarę basową i transowy, pulsujący rytm, z genialną partią trąbki, która na myśl przywodzi mistrza Chrisa Bottiego i kończąca utwór część instrumentalna.

2. The Attic Sleepers - Pinball

Jak dla mnie - debiutanci roku. Duński duet, który zachwycił albumem „Transit” (będzie wysoko w moim Top 10 albumów). Panowie grają coś w rodzaju soft rocka z bardzo dobrymi aranżami. No i ta trąbka, która jest chyba najbardziej charakterystycznym elementem zespołu. Dobrze ją słychać w kawałku „Pinball”, który podoba mi się najbardziej z całej płyty. Ja wiem, że dziś już tak się nie gra - na klasyczną gitarę, na tradycyjne aranże giatorowo-fortepianowe, z naturalnym podziałem na zwrotka/refren/bridge. Panowie z Attic Sleepers brzmią jak rodem wyjęci z lat 90. I pewnie dlatego tak bardzo mi się podobają!

1. London Grammar - Big Picture

REKLAMA

Nie mogło być inaczej - Hannah Ried swoim wokalem wygrywa u mnie 2017 rok. Cały album „Truth Is the Beatufiul Thing” jest niezwykle udany, a - jak uczy historia muzyki rozrywkowej - drugie płyty w dyskografii są kluczowe dla powodzenia kapel. Można być więc spokojnym o to, że londyńczycy mają przed sobą świetlaną przyszłość. Numer „Big Picture” to arcydzieło, które na myśl przynosi legendarny kawałek U2 „With or Without You” - tu też najpiękniejsza część utworu przychodzi wtedy, gdy kończy się regularna linia wokalna, a zaczyna kończąca numer część instrumentalna z wokalizami. Polecam zobaczyć, jak muzycy z London Grammar wykonują ten numer na żywo - jak wspaniale wymieniają się instrumentami, jak świetnie operują sekcją rytmiczną, jaki niesamowity bagaż emocjonalny niesie ten utwór.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA