Odkrywcze - powiecie. To po co to oglądasz? - zapytacie. A może najpierw uderzycie z tym stekiem kpiących tekstów do kogoś z TVN-u? No, już jakby ciszej na sali. Pewnie boicie się, że wam skasują Madzię. Spokojnie, nie kasuje się maszynki do zarabiania pieniędzy. Chociaż momentami chciałoby się powiedzieć: a szkoda.
Poniedziałek, 21:29. Pędzę do domu, zaraz Top Model. Wiem, że ten trucht, od którego się krztuszę, wcale nie sprawi, że będę mniej zazdrośnie patrzeć na aspirujące modelki, ale wciąż biegnę. 21:32 siadam przed telewizorem, w szale zrzucam kurtkę. Czy coś mnie ominęło? - zadaję sobie głośno pytanie, chociaż już podejrzewam, jaka jest odpowiedź. Z całą sympatią dla Joanny Krupy, ale przeżyję ten wieczór bez jej kolejnego emejzing. Formuła Top Model się nie zmieniła. Niby członkowie jury coś tam mruczą pod nosem, że chcą być bardziej otwarci (och, czyżby Polsat jednak wbił szpilę konkurencji swoim programem o modelkach plus size?), ale prawda jest taka, że wszyscy są w rozmiarze XXS, XS albo S, a tym ostatnim każą się - tu cytat - wysmuklić.
Smutne grubaski, takie jak ja, niezależnie od noszonego rozmiaru, które niejedną paczkę czipsów pod kocem mają na sumieniu (i cholerne okruszki w łóżku), wzdychają cicho i gratulują sobie, że jednak nie nałożyły lodów do miski, żeby uprzyjemnić sobie seans z programem stacji dla nowobogackich. Gdzie tam miski, dobrze wiemy, że jadłyby te lody prosto z pudełka (sic!). Dziewczyny na ekranie są uśmiechnięte, spoglądają zalotnie, choć niektóre nieco przypominają bohaterkę reklamy podpasek Always sprzed lat i z pewną taką nieśmiałością wchodzą na wybieg (albo przechodzą obok wybiegu).
Joanna Krupa nadal jest urocza.
To chyba najjaśniejszy i - wydaje się - najbardziej szczery punkt tego programu obok Piróga. Ona bylif w te dziewczyny, bo one mają całe życie przed sobą i piękne ciała (chociaż - przypomnijmy - niektóre przydałoby się wysmuklić). Nic nas nowego tu nie spotka, może tylko nowe frustracje i nowe ckliwe historie, bo jak każdy program TVN-u, Top Model też musi mieć coś z Dlaczego ja?, Trudnych spraw, Słoików, a może i tym razem "skapnie" coś i z W11.
Program kończy się obietnicą nowych wzruszających historii i pasma sukcesów, z których część zakończy się łzami, bo "sukces" musiał wrócić do domu. Potem zwycięzcę albo zwyciężczynię zobaczymy w reklamie biżuterii Apart zamiast Katarzyny Sokołowskiej, bo wiadomo, że w Polsce made in TVN wszystkie kobiety kupują kolczyki w Aparcie, możliwe że za 500+. O high fashion większość z nas nie usłyszy, bo w Polsce będzie się pisać o Anji Rubik i jej rozwodzie. W końcu miłość to temat, który porusza od wieków.
Porusza też i TVN, bo zaraz po Top Model dostajemy prosto w twarz Ślubem od pierwszego wejrzenia.
Przyznam się bez bicia, a podejrzewam, że paradoksalnie niektórzy obdarzą mnie wręcz szacunkiem (czego akurat nie rozumiem), że pierwszy raz włączyłam ten reality-show stacji. I mną wstrząsnęło. Wiedziałam wprawdzie, o co w tym chodzi. Jest sobie bohater programu, który chce wyjść za mąż/ożenić się. Coach, antropolog i psycholog po zrobieniu specjalnych testów, wybierają tej osobie partnera lub partnerkę. Potencjalni małżonkowie się nie znają, nic o sobie nie wiedzą, mają stanąć na ślubnym kobiercu, a potem TVN sprawdzi, jak to wszystko wyszło w praktyce i czy trójca dobrze obstawiła.
Wczorajszy odcinek i rozmowy trójki specjalistów (swoją drogą, ciekawe, jaką cieszą się opinią w środowisku naukowym po wystąpieniu w show TVN w takiej roli; nie mówię oczywiście o coachingu, bo ten - jak wiadomo - należy zdelegalizować) przypominał mi jeden z pasków komiksowych serii Bug City. Może kojarzycie taką historię o owadach, z których część parała się gangsterką. W każdym razie jednymi z bohaterów były wiecznie ujarane mrówki. I te mrówki rysowały mapę, która oczywiście dla beki miała innych wprowadzić w błąd (padło na Biedrona). Tu - jak mówiły - pierdolniemy jakąś wodę albo piramidę. Tak mniej więcej wyglądał wybór partnerki dla uczestnika programu.
Niestety, nie dowiedziałam się, jak ta cała historia się zakończyła, bo gdzieś po drodze coś we mnie pękło.
Po pierwsze, dość przygnębiające wydaje mi się udanie do takiego programu w celu znalezienia partnera bądź partnerki. Po drugie, po chwili jednak przestaję się dziwić, że uczestnik taką opcję wziął pod uwagę, ale to znaczy, że absolutnie nie jestem w stanie utożsamić się z kimś, kto - jak wczorajszy bohater programu - opisuje wręcz proporcje nosa i czoła potencjalnej partnerki.
TVN mnie wkurzył. Wyłączyłam telewizor i stwierdziłam, że na dzisiaj mam dość.
To drugi raz zresztą, kiedy poddałam się podczas seansu programu tej stacji. Pierwszy był kilka lat temu, kiedy podczas jednego z odcinków show Madzi, nie mogłam zdzierżyć telenoweli, która rozgrywała się na ekranie. Nawet besos nie pomogło. Cóż, już jutro Ameryka Express. Do trzech razy sztuka.