Gdzieś w Arkadii
W wielkiej auli, na której zbiera się dwunastu przedstawicieli, po jednym z każdego świata, trwają obrady. Wokół panuje atmosfera niepewności, przedstawiciel Stark, przewodniczący rady, podjął ostateczną decyzję.
- Begido, powierzam tobie to zadanie. Rada pokłada w tobie ogromne nadzieje, nie zawiedź nas.
- Nie zawiodę cię, panie, dołożę wszelkich starań, aby odnaleźć odpowiedź na dręczące nas pytania.
- Udaj się do Podróżnika, czeka tam na ciebie twój poprzednik. Bądź ostrożna, wciąż nie wiemy, po czyjej jest stronie. Przekaże ci wszystkie potrzebne informacje. Pamiętaj, jeśli uda ci się wypełnić swoje przeznaczenie, otrzymasz zaszczyt kontynuacji mojego dzieła w radzie.
Begida ukłoniła się w stronę wielkiej dwunastki, większości z obradujących przyglądała się z zaciekawieniem. Każdy z nich pochodził z innego świata, ona zaś znała tylko jeden - swoją rodzinną Arkadię.
Parę minut później w Podróżniku.
- Benrime, nalej no ślepcowi rozchodniaczka!
- Bob, latka lecą, a ty dalej myślisz, że wierzę w twoją historyjkę?
- Nie bądź taka, na zewnątrz zimniej niż podczas ostatniego najazdu Azadi, a ty odmawiasz mi kropelki ciepłego winka...
- Przynieś mi Mieszankę Przypraw Pani Mulllins... i w magazynie posprzątaj, darmozjadzie.
Ślepy Bob wyszedł na zewnątrz, aby znaleźć bratnią duszę, którą poprosi o pomoc w wyprawie do kupca. Staruszek, choć swoje lata już miał, nadal potrafił wywołać żywe poruszenie w tłumie, toć prawdziwie urodzajne niewiasty poznawał. Jak na ironię jednak, obiektem zaciekawienia przechodniów nie były jego miłosne podboje, a sińce na twarzy. Kobiety, które adorował, choć były piękne, to potrafiły się bardzo dobrze o siebie zatroszczyć.
- Panieneczko, pomóż starcowi w potrzebie - wydusił z siebie Bob.
Ową panieneczką była Begida, która miała się spotkać z łącznikiem w The Journey Man. Zadanie, które jej powierzono, było w tym momencie najważniejsze, to też nie zwróciła uwagi na Ślepego Boba. Misja, powierzona jej przez radę ma prowadzić do ponownego zachowania równowagi między światami. Rada bardzo dobrze wiedziała o tym, że w Arkadii pojawiła się April, a następnie Zoe. W obawie o większą ilość skoczków, rada chce dociec, co jest przyczyną coraz większych anomalii.
- Ech, wszystkie takie same, za grosz szacunku dla starego człowieka. Nawet nie zwróciła na mnie uwagi, no co za ludzie.
W Podróżniku panowała miła, rodzinna atmosfera, jak zawsze z resztą. W rogu, przy starym, choć elegancko wyglądającym stole, przesiadywał mężczyzna. Wyglądał na inteligenta, miał krótkie włosy i zarost, który dodawał mu powagi. Był to oczywiście łącznik, z którym miało dojść do spotkania. Spoglądając na swój złoty zegar z niecierpliwością wyczekiwał Begidy.
- Nairb - wyszeptała Begida.
- Tak, to ja. Usiądź, proszę. Nie bardzo wiem od czego zacząć, gdyż sprawa jest o wiele bardziej złożona niż pozornie mogłoby się to wydawać...
Casablanka
Gdy Zoe zapadła w śpiączkę po wstrzyknięciu Morfeusza, ojciec postanowił opuścić Casablankę i przeprowadzić się na jeden z Malezyjskich archipelagów. Po powrocie do zdrowia Zoe zdecydowała, że musi wrócić do rodzinnego domu, aby dokończyć swoje sprawy. Swój pokój zastała w niezmienionym stanie, jednakże na jej łóżku znajdowały się zmyślnie opakowane prezenty, a przy niektórych można było znaleźć nawet koperty, w większości ręcznie podpisane przez nadawcę. Dziewczyna rozpromieniła się, gdy spojrzała na nie - wokół znajdowała się masa pozdrowień. W pierwszej kolejności otworzyła te od Liv, potem przyszedł czas na list od Charliego i Emmy, kątem oka dostrzegła prezent od Damiena, jednakże w pierwszej kolejności sięgnęła po kopertę z tajemniczym podpisem "Jerycho". W środku znalazła przepiękny naszyjnik zwieńczony sercem, a razem z nim wyciągnęła list, w którym napisano...