Niech ktoś odetnie tego człowieka od pieniędzy na robienie filmów. Tego się nie da oglądać
Tyler Perry od kilku lat realizuje - naprzemiennie dla Netfliksa i Prime Video - filmy, od oglądania których bolą oczy i krwawi mózg. Po ubiegłorocznym „Batalionie 6888”, który okazał się zaskakująco przyzwoitym obrazem, miałem nadzieję, że Perry się ogarnął. Nic z tego: jego „Obłuda” to dramat. I nie mam tu na myśli gatunku.

Film „Tyler Perry: Obłuda” (to fascynujące, że nazwisko twórcy takich szrotów jest jednocześnie rozpoznawalną marką, którą promuje się jego produkcje) opowiada historię wziętej prawniczki Marley Wells (Kat Graham), która zostaje uwikłana w sprawę postrzelenia męża swojej najleprzej przyjaciółki, Feli Blackburn. Towarzyszy jej Tony Wells (Tyler Lepley), były policjant, a obecnie prywatny detektyw - tych dwoje w założeniach miało budować dynamiczny duet śledczy. Razem starają się rozwikłać tajemnicę, jednocześnie wkraczając coraz głębiej w labirynt intryg, oszustw i zdrady.
Mogę się zgodzić, że - wyjąwszy zeszłoroczną premierę - „Obłuda” to jeden z lepszych filmów Perry’ego. Rzecz w tym, że to nic nie znaczy. Perry to autor, który, co w pewnym sensie podziwiam, pozostaje wierny swojemu stylowi. W najnowszym thrillerze podejmuje próbę skonstruowania intrygującego dramatu kryminalnego osadzonego w rzeczywistości prawniczej. Niestety, jego wrażliwość, która lepiej sprawdza się w komediach, tutaj obraca się przeciw niemu.
Tyler Perry: Obłuda - opinia o filmie Prime Video
Sama historia oczywiście ma w sobie pewien potencjał - intryga oparta na prawniczych manipulacjach i moralnych dylematach mogłaby stanowić solidną podstawę dla filmu z pogranicza thrillera i melodramatu. Niestety, narracja - zamiast angażować - szybko wpada w schematy znane z telewizyjnych dramatów klasy B. Nieścisłości fabularne sprawiają, że zagadka kryminalna nie intryguje, bo traci wiarygodność. Opierając się o tak mdłe klisze i nie potrafiąc wykorzystać ich w kreatywny sposób, reżyser ponosi wielką klęskę w sferze napięcia - najzwyczajniej w świecie nie potrafi go zbudować.
Przy okazji - jak zwykle - podejmuje też próby dotknięcia kilku ważniejszych kwestii, jak choćby policyjnej przemocy i jej społeczno-politycznych konsekwencji oraz dylematów prawniczych. Ani razu wychodzi jednak poza kilka powierzchownych spostrzeżeń, oczywistości. Powtarza się. Tam, gdzie powinna zadawać trudne pytania, „Obłuda” osuwa się w schematy, które trywializują cały przekaz. Zamiast formułować jakąś refleksję, film po prostu prezentuje problemy. Nic więcej.
Pod względem zarówno wizualnym, jak i tematycznym, „Duplicity” można określić jako obraz dekoncentrujący, chaotyczny i nieciekawy. Zabrakło: wyrazistych bohaterów, umiejętnie prowadzonej narracji i napięcia, które jest przecież podstawą gatunku. Choć film jest mydlano-operowy w formie, brakuje też wyższej temperatury emocjonalnej. Sam już nie wiem, czy Perry bardzo chce, ale i bardzo nie potrafi, czy tak naprawdę wcale mu się nie chce. Tak czy inaczej, ostatecznie zostawił nas z anemicznym dramatem politycznym, który nie ma zbyt wiele do powiedzenia; tonie w jałowych, krążących w kółko dyskusjach. I nawet aktorzy rzadko mają szansę wydobyć z tego materiału coś więcej - tak bardzo wysuszona jest dramaturgia w „Obłudzie”. Odradzam.