REKLAMA

Netflix zrobił kontynuację słynnego japońskiego serialu. „Ultraman” to anime tylko dla fanów gatunku

Netflix to od pewnego czasu ulubiona platforma animatorów. Firma jest w stanie skusić nawet twórców z Japonii, gdzie anime traktuje się z olbrzymim szacunkiem. Nowa produkcja serwisu pt. „Ultraman” to kontynuacja słynnego serialu aktorskiego z lat 60. Jak udało się uwspółcześnienie opowieści o obrońcy Ziemi?

ultraman netflix recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Anime od kilkudziesięciu lat stanowi najważniejszy japoński towar eksportowy, gdy mowa o popkulturze. Seriale takie jak „Dragon Ball Z”, „Detektyw Conan”, „Czarodziejka z Księżyca” a później „Naruto” czy „Death Note” sprawiły, że cały świat zakochał się w typowym dla tego kraju stylu animacji i sposobie opowiadania historii. Z czasem krytyków anime zaczęło przybywać, ale trudno podważać wpływ tego gatunku na rozwój seriali animowanych dla dorosłych.

Zainteresowanie tego typu produkcjami widać także wyraźnie, gdy przeglądamy Netfliksa. W serwisie można znaleźć kilkadziesiąt animacji prosto z Japonii, w tym „FullMetal Alchemist: Brotherhood”, „One-Punch Man” i „Rurouni Kenshin”. Firma przygotowała również własny serial wzorowany na tym stylu - „Castlevanię”. Do biblioteki anime na Netfliksie właśnie dołączył oryginalny „Ultraman”. Bardzo możliwe, że części z was ta nazwa się z czymś kojarzy. To dlatego, że nowa produkcja stanowi bezpośrednią kontynuację serialu z lat 60. o tym samym tytule.

Oryginalnego „Ultramana” zrobił Eiji Tsuburaya, czyli współtwórca Godzilli.

Tsuburaya specjalizował się w technice efektów specjalnych znanej jako tokusatsu, którą wykorzystywano w słynnych japońskich produkcjach o walce z olbrzymimi potworami. „Ultra Q” i „Ultraman” były jednymi z najbardziej popularnych seriali tokusatsu, choć oczywiście głównie w Kraju Wiśni. Bohaterem drugiej z wymienionych serii był Shin Hayata, członek specjalnej grupy chroniącej Ziemię przed atakami obcych za pomocą olbrzymiego bohatera zwanego, Ultramanem.

Serial Netfliksa jest bezpośrednią kontynuacją „Ultramana” z lat 60. Nie ma jednak potrzeby znajomości oryginalnej historii, by połapać się w fabule nowego anime. Protagonistą kolejnej serii jest syn dawnego Ultramana, Shinjiro Hayata. Uczęszczający do liceum chłopak odkrywa, że posiada niezwykłą siłę i umiejętności, o jakich zwykły człowiek może tylko śnić. Gdy jednego wieczoru Shinjiro atakuje tajemniczy robot przypominający Ultramana, chłopak ledwo uchodzi z życiem. W tym momencie dowiaduje się, że na Ziemi wciąż przebywają obcy z innych planet, a jego ojciec przed laty bronił Japonii przed złem. Przyjmuje tytuł Ultramana, ale jak się okazuje, nie będzie jedynym bohaterem używającym tego miana.

Nowi Ultrameni stanowią połączenie pierwotnego designu bohatera z Iron Manem.

„Ultraman” od Netfliksa został w całości przygotowany w technice animacji 3D. Osoby wypatrujące z nostalgią stylu tokusatsu poczują więc pewne rozczarowanie. Z dawnych czasów do nowej serii przechodzi bardzo niewiele. Nawet zbroja Ultramana wygląda i działa teraz zupełnie inaczej, bardziej przypominając urządzenia tworzone przez Tony'ego Starka. Ogółem w 1. sezonie serialu spotykamy trzech różnych bohaterów, który przywdziewają zbroję potężnego bohatera: Hayatę, Moroboshiego i Hokuto.

Najwięcej czasu widzowie spędzą w towarzystwie Shinjiro i to niestety jeden z największych problemów serialu. Hayata to bowiem bohater absolutnie pasywny. Wykonuje wszystko to, co mówią mu inni. Sam nie ma żadnego zdania, nie potrafi podjąć jakichkolwiek decyzji i bezrefleksyjnie kaja się, gdy ktoś go krytykuje. Motyw od zera do bohatera jest bardzo powszechny w anime, ale wydaje się, że tym razem autorzy serialu trochę przesadzili. Shinjiro nie tylko nie jest w stanie zaciekawić odbiorców, ale większość szybko zirytuje swoją przeciętnością, niezdecydowaniem i głupotą. Bo po prawdzie nie jest też zbyt bystry.

Znacznie ciekawszymi postaciami są pracujący w SPN Moroboshi i próbujący wykorzystać Shinjiro do własnych celów Hokuto, ale ich obecność w produkcji jest czysto drugoplanowa. Dzieje się tak również dlatego, że walki w „Ultramanie” wcale nie zajmują tak wiele czasu antenowego, jak sugerują to trailery. Każdy odcinek ma przynajmniej jeden pojedynek, ale przez większość czasu śledzimy bohaterów w ich codziennym życiu. W normalnych okolicznościach nie byłoby w tym niczego złego, ale twórcy nowego anime Netfliksa nie wykorzystali tego czasu na rozwinięcie osobowości głównego bohatera.

Również konflikt między ludźmi i obcymi w animacji zostaje przedstawiony w najbardziej standardowy i nudny sposób. W przeciwieństwie do wydarzeń przedstawionych w mandze (na podstawie której powstał serial), akcja anime nie opuszcza nawet na moment Ziemi. Nie porzucono go całkowicie, ale przedstawiony zostaje bez niezbędnego kontekstu i ciekawych szczegółów, przez co ma niewiele sensu. Podobnie jak wrzucony na siłę wątek romansowy między Shinjiro i piosenkarką pop, Reną Sayamą.

Animacja w „Ultramanie” jest piękna, a choreografia imponująca, ale głównie na zbliżeniach.

Twórcom produkcji udało się pokonać niektóre ograniczenia animacji 3D, ale inne są nadal boleśnie widoczne. W swoich najlepszych momentach walki w „Ultramenie” przebiegają płynnie, a ich przedstawienie za pomocą kamery robi olbrzymie wrażenie. Zdecydowanie najlepiej wypadają pojedynki w zamkniętych pomieszczeniach i na mocnych zbliżeniach kadru. Należą one jednak do rzadkości. W innych wypadkach bardzo przeszkadzają ograniczone tła i niezwykle toporna animacja, zwłaszcza kilku potworów, z którymi walczą Ultrameni.

REKLAMA

Wyraźnie widać, że większość budżetu poszła w dwa pierwsze oraz finałowy odcinek. Koniec 1. sezonu jest niezwykle emocjonujący, ale nawet świetne sceny akcji to za mało, jeżeli zupełnie nie kibicuje się bohaterom. „Ultraman” to pod wieloma względami typowe, ale też niezbyt dobre anime. Irytujące postaci, niemądra historia i długie przerwy między scenami akcji sprawiają, że przeciętnemu widzowi będzie niezwykle trudno wysiedzieć przez 13. odcinków. Fani gatunku będą w stanie wybaczyć znacznie więcej, ale im również radzę raczej obejrzeć kompilację najpiękniejszych scen walk z serialu, zamiast oglądać całości. A jeśli koniecznie chcą poznać dalsze losy Ultramana, to powinni raczej przeczytać komiks. Bo jest po prostu znacznie lepszy od swojej adaptacji.

Serial „Ultraman” można obejrzeć na platformie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA