Słysząc o nowym polskim serialu Ultraviolet, byłam całkiem podekscytowana. W produkcji gra plejada polskich gwiazd, które aktualnie są mocno na topie. Obsadę zasilili: Sebastian Fabijański, Marta Nieradkiewicz, Agata Kulesza, Bartłomiej Topa, Michał Żurawski czy Marek Kalita. Niestety, od samego początku coś tu nie gra.
OCENA
Wyobraźcie sobie undergroundową organizację czy raczej niesformalizowaną grupę ludzi. Ci jednoczą się ze sobą, by wspólnie rozwiązywać te - nomen omen - nierozwiązywalne sprawy kryminalne. Takie towarzystwo z niekrótką historią i sukcesami na koncie stanowi raczej problem dla policji. Co więcej, sami ludzie zaangażowani w taką grupę zainteresowaliby służby, ponieważ z całą pewnością działają nie zawsze legalnie i stanowią potencjalne zagrożenie dla spraw prowadzonych przez wymiar sprawiedliwości.
Dość logiczne jest - dla każdego widza, który ma kontakt z internetem na co dzień, a do takiej właśnie publiczności skierowany jest serial Ultraviolet - że taka grupa porozumiewałaby się kanałami trudno dostępnymi.
Niełatwo byłoby ją znaleźć w samej sieci i raczej jej członkowie nie ufaliby każdemu, kto się do nich odezwie, pokazując swoje twarze. Otóż nie. Twórcy produkcji myślą całkowicie inaczej. Tytułową grupę można bez żadnego problemu odszukać, wpisując do wyszukiwarki hasło w stylu "jak rozwiązać sprawę kryminalną bez udziału policji". I voilà! Już możesz wkładać czapkę Sherlocka na głowę i bawić się w detektywa.
Główną bohaterką Ultraviolet jest Ola, grana przez Martę Nieradkiewicz. Dziewczyna wraca z Londynu do Polski. Na trasie jest świadkiem nieoczekiwanego zdarzenia. Młoda kobieta spada z wiaduktu i uderza ciałem o samochód. Jest martwa. Kiedy policja przyjeżdża na miejsce, Ola twierdzi, że ofiara została zrzucona. Jednak przed prowadzeniem auta zażyła leki, które według jednej z policjantek mogły mieć wpływ na postrzeganie rzeczywistości.
Czy dziewczyna popełniła samobójstwo? A może jednak naprawdę została zamordowana?
To wydarzenie wciąż nie daje Oli spokoju. Ma poczucie, że policja jest nieudolna, a jej doświadczenia z przeszłości utwierdzają ją w tym nieustająco. Postanawia na własną rękę dowiedzieć się, kim była dziewczyna i co się jej stało. W wyszukiwarce wpisuje wspomniane wcześniej hasło i tak trafia na grupę Ultraviolet, która zajmuje się sprawami kryminalnymi porzuconymi przez policję. Główna bohaterka angażuje detektywów-amatorów do zajęcia się sprawą dziewczyny z wiaduktu. Wkrótce potem do swojej ekipy zwerbuje też młodego policjanta, którego gra Sebastian Fabijański (romans czuć w powietrzu!). Ten uważa Ultraviolet za śmieszną grupę wariatów, ale pomaga Oli rozwikłać zagadkę. Zwłaszcza, że kobieta jest nieustępliwa i działa, wraz z nowymi znajomymi, sprawniej niż policja.
I chyba ten cały Ultraviolet, chociaż pomysł jest nawet przedni, to największy problem tego serialu. A raczej to, jak zawiązuje się tam akcja. Wszelkie zachowania i działania postaci są tak niewiarygodne, jak tylko mogą być. Wszystko dzieje się za szybko, zbyt łatwo udaje się znajdować informacje. Internet widziany oczami twórców Ultraviolet jest dość śmieszny. Jasne, łatwo teraz o ludziach dowiedzieć się wielu rzeczy, zaglądając na Facebooka (w serialu nie ma Facebooka, ale jest inne, wymyślone medium społecznościowe), ale sprawni członkowie takiej jak grupy jak Ultraviolet właśnie ZDAJĄ sobie z tego sprawę. Cóż, widocznie scenariusz tego nie przewidział.
Szkoda, że twórcy nie zostawili jednego odcinka na zawiązanie się akcji. Pierwsza sprawa kryminalna mogłaby przecież zostać rozwiązana w kolejnym epizodzie.
Każdy odcinek Ultraviolet opowie bowiem o nowym śledztwie, które zostanie rozpoczęte i zakończone w jednym epizodzie. Ciągłość fabularną zapewniają wydarzenia z życia Oli. Główna bohaterka ma wiele tajemnic, została też doświadczona przez życie. Coś czuję, że najważniejszą w tym serialu sprawą będzie próba ukarania morderczyni jej brata.
Ultraviolet, jak na razie, wypada średnio. Wydaje mi się, że problemem w odbiorze produkcji jest jej zbyt szybkie tempo. Ale teraz, wraz z kolejnymi odcinkami, to ma szansę nieco się zmienić. Jestem w stanie przymknąć oko na pewne niedociągnięcia, jeśli nowe sprawy kryminalne wynagrodzą mi pewną naiwność w prowadzeniu narracji. Nieco irytująca jest także nachalna reklama miasta Łodzi, ale i to nie przesądza przecież sprawy. Na ten moment - 5 rozwiązanych spraw na 10.