REKLAMA

Wakacyjne przyjaciółki

Marny jest los recenzenta, który coraz częściej trafia na orzeszki, których w innych okolicznościach tknąłby się tylko za pieniądze. Poprzednie zdanie byłoby oczywistym paradoksem, gdyby nie fakt, że w Playbacku za pieniądze nie robimy. Robimy ze szczerych chęci i dobrego serca. Ja na rzeczone orzeszki trafiam częściej niż bym tego pragnął, ale z pokorą godzę się ze swoim losem, ostrzegam i polecam wedle słusznej oceny i zębami nie zgrzytam.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Wyobraźcie mnie sobie bowiem, jak leżę na plażowym kocyku, popijam Caprice i zaczytuję się w książce o tytule "Wakacyjne przyjaciółki". Abstrakcja. Zamiast tego telepię się, siedząc na kanapie, odliczam strony do końca i rozmyślam, ile fascynujących rzeczy mógłbym robić zamiast czytać babskie romansidło. Ze szkodą dla pani Luanne Rice Playback zinem sfeminizowanym nie jest i prawdopodobnie nie będzie, a jedyne przedstawicielki pięknej płci to korektorki. A "Wakacyjne przyjaciółki" to literatura kobieca w pełnym wymiarze. Opowieść o miłości i przyjaźni.

REKLAMA

Nie mam jakichś uprzedzeń do kobiet. Jestem zwolennikiem równouprawnienia. Ale kobiety w porażającej większości zajmują się pisaniem romansideł, po które normalny facet nie sięga z oczywistych przyczyn. To literatura bardzo niskich lotów, trafiająca do odbiorców licznych, lecz niekoniecznie mądrych. Identyczna sytuacja ma się z serialami pokroju "M jak miłość", gdzie twórcy chwalą się wysoką oglądalnością, którą zapewniają głównie otępiałe od oparów zup jarzynowych kury domowe, których w Polsce jest po prostu duża ilość. Romanse to bowiem disco-polo literatury, od których człowiek kulturalny trzyma się z daleka. To zjawisko działa niestety w obie strony i zwolennicy (zwolenniczki) takiego disco-polo nigdy nie wezmą do ręki takiego np. Mario Puzo.

REKLAMA

W przypadku "Wakacyjnych przyjaciółek" sprawa była dla mnie jednak jasna. Zanim w ogóle zacząłem czytać książkę, dostrzegła mnie miłośniczka telenoweli i romansideł. Nie jest to co prawda typowe romansidło, bo wątek romansu nie jest tu wątkiem głównym, ale spełnia wymogi. I nawet ona spasowała. Dlaczego? Otóż pani Luanne Rice pozbawiona najwyraźniej ciekawszych i bardziej chwytliwych pomysłów musiała wyżyć się artystycznie, opisując każdego ptaszka, drzewko czy mokry piasek na plaży jako coś niebywale pięknego i wspaniałego. I tutaj sięgamy do notorycznego lania wody i to strumieniem tak szerokim, że nawodniłby pustynię Atacama w Peru.

Nie wspomniałem jeszcze o fabule? Po prostu zapomniałem. O fabule oczywiście, nie o jej streszczeniu. Dobre książki pamięta się na długo, książki rozrywkowe pozostawiają po sobie miłe uczucie spełnienia. O książkach takich jak "Wakacyjne przyjaciółki" zapomina się zaraz po dotarciu do tylnej okładki. À propos okładki - powieść wydano w twardej oprawie, podczas gdy tytuły dużo bardziej zasługujące na taki luksus są drukowane na kiepskim papierze w miękkiej oprawie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA