Sofia Coppola stworzyła arcydzieło posługując się niebywale trudnym i nowoczesnym językiem filmowym.
Słynny gwiazdor filmowy patrzy na dwie tancerki wykonujące dla niego w hotelowym pokoju zmysłowy taniec erotyczny. Niemal zasypia. Ten sam słynny gwiazdor filmowy z podziwem i wzruszeniem w oczach ogląda jak jego córka, której praktycznie nie widuje, wykonuje piękny taniec na lodzie. Obie sceny nie zawierają praktycznie słów. Mimo to mówią więcej, niż mogłyby powiedzieć jakiekolwiek słowa. Jedynie najlepsi twórcy filmowi potrafią skutecznie posługiwać się tego typu formą przedstawiania fabuły.
W filmie Coppoli znajdziemy prawdę. „Somewhere” opowiada o aktorze, który ma wszystko – pieniądze, sławę i kobiety. Jednak jazda super autem nie sprawia mu przyjemności, sława okazuje się męcząca, a w jednej ze scen zasypia z twarzą pomiędzy nogami atrakcyjnej kobiety. Wszystko się przejadło i okazało się tylko iluzją szczęścia. Dopiero, gdy musi zaopiekować się córką, odczuwa prawdziwą radość. Takie uczucie towarzyszy mu chociażby podczas grania z nią w „Guitar Hero”. Widz wnika w życie postaci jako baczny obserwator, któremu niewiele tłumaczy się za pomocą dialogów, ale sięga przez to pod samą skorupę. Dzięki temu w „Somewhere” tkwi pewna metafizyka.
Ktoś mógłby zarzucić Coppoli, że jej historia jest mało wiarygodna, bo kogo normalnego nie cieszą bogactwo, popularność i kobiece wdzięki? Ale są one iluzją, chwilowym substytutem prawdziwego szczęścia. Zresztą córka Francisa Forda Coppoli doskonale zna od wewnątrz kino i wie, jak wygląda życie aktorów.
„Somewhere” to jedna z ciekawszych produkcji ostatnich lat. Jest filmem, który potrafi poruszyć, skrywa bowiem w sobie pewną prawdę, i ująć formą. Pod względem treści, jak i sposobu, w który została ona przekazana, mamy do czynienia z arcydziełem. Do obejrzenie tutaj.