„Westworld” od stacji HBO wraca z 3. sezonem, który diametralnie zmienia zasady gry. Nie jesteśmy już w Kansas, Dolores.
OCENA
We wpisie oceniam pierwsze epizody 3. serii „Westworld”, ale unikam spoilerów.
Spełniły się marzenia serialowych robotów nazywanych Hostami oraz licznych fanów „Westworld” w tym prawdziwym świecie. Bunt maszyn zakończył się sukcesem, a Ford z powodzeniem zrealizował swój plan. Dolores i Bernard wydostali się z diabelnego parku rozrywki na wolność prosto do tego realnego świata. Świata zamieszkiwanego przez ich oprawców.
A to wywraca status quo w świecie „Westworld” do góry nogami.
Pierwszy sezon pokazał nam codzienność w parku, w którym Hosty pełniły funkcję animatorów gości. W drugim, tak jak oczekiwałem, byliśmy świadkami brutalnego upadku teatru zniewolonych lalek. Przed seansem 3. serii nie wiedziałem zaś w zasadzie wcale, czego się po niej spodziewać. W mej głowie kłębiło się mnóstwo pytań, bo scenarzyści zostawili sobie spore pole do manewru.
Jakie są tak naprawdę motywacje Dolores i Bernarda? Czy ich plany się zmienią, gdy hosty zobaczą, jak wygląda życie ludzi poza parkiem? Czy uda im się w ogóle odnaleźć w tej niesamowitej dla nich rzeczywistości? To wszystko bardzo palące w kontekście finału poprzedniego sezonu kwestie. Odpowiedzi znajdujemy tylko na niektóre z nich, a do tego pojawia się cała masa nowych.
Tyle dobrego, że scenarzyści „Westworld” nie mieszają już tak bardzo w liniach czasowych.
No, a przynajmniej nie robią tego na pierwszy rzut oka. To miła odmiana, bo chociaż w poprzednich dwóch sezonach clou zabawy podczas oglądania kolejnych odcinków było odgadywanie nie tylko gdzie, ale też kiedy rozgrywa się dana scena, zaczęło to być męczące. Teraz, podobnie jak Hosty, których postrzeganie świata nie jest linearne, doświadczaliśmy wydarzeń niechronologicznie.
Wygląda zaś na to, że akcja nowego sezonu niemalże w całości dzieje się już po wydarzeniach z finału poprzedniego, a narracja wydaje się właśnie zaskakująco linearna. Nie ma się poczucia, że coś tu nie spięło się w pełni w montażu, co w przeszłości było zwiastunem jakiegoś zwrotu akcji. Teraz tego nie ma i mogę powiedzieć, że faktycznie właśnie taki był pomysł na nowy sezon.
Nie byłaby to zresztą jedyna zmiana w formule na tyle istotna, by patrzeć na „Westworld” w 3. serii jak na soft-reboot.
Oczywiście jest prawdopodobne, że to tylko taka zmyłka i cisza przed burzą, ale naprawdę zmieniło się tu wiele. Chociaż widzimy cały czas znajome twarze, to rozgrywka przeniosła się na zupełnie inny poziom. Dotychczasowa szachownica okazała się jedynie jednym klockiem w znacznie większej układance, którą teraz próbujemy objąć rozumem.
Przed nami i bohaterami otworem stanął cały świat i już nie jesteśmy zamknięci na tajemniczej wyspie, bo odwiedzamy z Hostami lub bez nich takie miasta jak Los Angeles i Londyn oraz Chiny. Niezależnie od lokacji jesteśmy świadkami reperkusji, jakie niesie za sobą bunt maszyn w parku należącym do korporacji Delos. A te wcale nie są jakoś szczególnie dotkliwe.
Awarię wszystkich Hostów w parku po kwartale od tragedii można określić mianem yesterday news.
Co ciekawe, chociaż dla robotów zyskujących świadomość było to wydarzenie na miarę biblijnego wyjścia Żydów z Egiptu, a dla widzów najważniejsze wydarzenie w historii tego fikcyjnego świata, tak społeczeństwo w świecie „Westworld”, nie licząc garstki bliskich tych zamordowanych podczas buntu, do tego w ten sposób nie podchodzi.
Oznacza to, że oprócz samych zainteresowanych oraz ich rodzin, mało kto głośno mówi o upadku tytułowego parku oraz kilku pozostałych obiektów tego typu. Wygląda jednak na to, że to się prędko zmieni. Na przestrzeni dwóch sezonów emisji „Westworld” wyklarowała się nam bowiem trójka głównych bohaterów, którzy nie będą teraz siedzieć a założonymi rękami.
Są nimi Dolores, Bernard i Maeve.
Odpowiedzialna za bunt Dolores chce się zemścić na ludzkości za doznane krzywdy. To na jej drodze pojawia się Caleb, czyli nowy bohater grany świetnie przez Aarona Paula. To przykładny obywatel za dnia, który nocami korzysta z takiego Ubera dla przestępców. Za sprawą jednego ze zleceń staje na drodze uszkodzonej Dolores i decyduje się jej pomóc.
Dzięki interwencji Caleba główna bohaterka wraca do gry i rusza dalej ze swoją misją, a chociaż mężczyzna jest tylko człowiekiem, to przed dwójką rozpościera się pewna nić porozumienia. To jednak tylko jeden z wątków tej historii. Pierwsze skrzypce gra też Bernard, który niczym Magneto w „X-Men: Apocalypse” zatrudnił się w fabryce.
Musi z niej uciekać i wraca łodzią na niegościnną pustynię.
Bernard stara się tam odszukać Maeve, która może okazać się jedyną realną przeciwwagą dla zapędów Dolores. Czy tak się stanie, a cały sezon opowie nam o konflikcie tych dwóch żeńskich hostów, czy też 3. sezon nas jeszcze czymś zaskoczy? Tego dowiemy się już za kilka tygodni. Do tego czasu planuję zachwycać się fenomenalną realizacją.
Traf chciał, że oglądałem pierwsze odcinki 3. serii „Westworld” od HBO równolegle z 2. sezonem „Altered Carbon” od Netfliksa. Oba te futurystyczne seriale poruszają tematykę transhumanizmu oraz transferu świadomości pomiędzy ciałami i starają się zadawać pytania na podobne tematy, ale pod względem sztuki filmowej dzieli je prawdziwa przepaść.
Nowe epizody „Westworld” to taki pokaz siły HBO.
Obie firmy nie szczędzą budżetów, ale to Netflix, tak mniej-więcej od czasu udanego zamachu na Franka Underwooda, wypada na tle konkurencji… blado. Taśmowo produkowanym, niemal równie chętnie kasowanym co zamawianym przez niego serialom brakuje ostatnio takiej bożej iskry. HBO udaje się zaś ją wykrzesać co najmniej kilka razy do roku.
Już teraz widzę, że taka iskra spadła też na 3. sezon „Westworld”, chociaż do tej pory widziałem mniej niż połowę nowej serii. W pełni zdaję sobie przy tym sprawę, że istnieje realne ryzyko, iż pod sam koniec twórcom powinie się noga, ale na szczęście na razie nic na to nie wskazuje. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, ile serca włożyli w wiarygodny world building.
Świat w serialu „Westworld” to bowiem taka dość ponura wizja przyszłości.
Technika rozwinęła się tu znacznie szybciej, niż można było się spodziewać, biorąc pod uwagę i tak już zawrotne tempo jej rozwoju w naszym świecie. Siłą rzeczy po opuszczeniu parku trzeba było pokazać fanom rzeczywistość, która byłaby na tyle futurystyczna, że widać w niej było ten upływ czasu, ale też na tyle im bliska, by pamiętali, że bazą był tu ten nasz świat.
W tę wizję zaś mogę i chcę uwierzyć. Niezmiernie mnie też cieszy, że „Westworld”, chociaż jest serialem z gatunku science-fiction, w 3. sezonie nadal nie boi się zadawać trudnych pytań i trzyma się swojej charakterystycznej estetyki a la noir. Tacy jak ja miłośnicy klimatu „Blade Runnera”, których rozczarował 2. sezon „Altered Carbon”, powinni być z tego powrotu zadowoleni.