Nie podoba ci się, że Ciri może zagrać przedstawicielka mniejszości? To przeczytaj Wiedźmina
Wielkie oburzenie w obozie pseudofanów Wiedźmina. Okazało się, że większość osób wypowiadających się w sieci, nie zna twórczości Sapkowskiego.
Kiedy w piątek pojawiła się informacja, że wyciekło ogłoszenie z castingu do roli Lwiątka z Cintry, zastanawialiśmy się, czy je publikować. Po pierwsze dlatego, że może być ono nieprawdziwe. Są tam elementy, które budzą wątpliwości. Są też takie, które mogą sugerować, że jest w nim ziarno prawdy. Nie jest jednak celem tego tekstu dyskusja na temat wiarygodności przecieku. Zwłaszcza że twórcy serialu, w tym showrunnerka i szefowa firmy castingowej, nie komentują tych doniesień. Znacznie ważniejsze jest co, ta pozornie niewinna informacja wywołała.
Chyba przesadnie wierzę w siłę mediów i słowa pisanego. Jakiś czas temu popełniłem tekst, który w najprostszy możliwy sposób próbował wytłumaczyć, że w gruncie rzeczy Wiedźmin pióra Andrzeja Sapkowskiego jest dziełem wielopoziomowym, które można odczytywać w wieloraki sposób i analizować je, biorąc pod uwagę bardzo współczesne konteksty. Jednym z nich jest stosunek do wszelakich mniejszości i do inności w ogóle. Geralt jest inny niż otaczające go społeczeństwo, dotykają go szykany, niepewność, strach, nienawiść. Władających magią ludzie się zwyczajnie boją, elfy i krasnoludy są tolerowane, ale gdy przychodzi czarna godzina, społeczność rusza na nich z widłami.
Rasizm i ksenofobia to ważne tematy w książkach Sapkowskiego.
Sapkowski napisał swoje książki, potem na ich podstawie powstała gra. Przedostało się do niej wiele elementów i przesłań z powieści i opowiadań. Przedostały się również krasnoludy ze wszystkimi ich cechami charakteru. Rubasznością, wulgarnością, wadami i zaletami. Kochani przez fanów Zoltan i Yarpen to bohaterowie, których nie sposób nie lubić. Sympatyczni grubianie, którzy kilogramami wnoszą do tego świat humor, honor, a także dramat ich własnej rasy. W końcowych scenach Pani Jeziora Geralt staje w ich obronie, każe im zejść do piwnicy, a sam staje naprzeciwko tłumu, który łaknie krwi nieludzi.
Jeśli Wiedźmin Geralt nie jest w stanie przekonać hejterów, że warto opowiadać się po stronie mniejszości, to nie wiem, kto jest.
I tu dochodzimy do sedna. Dyskusja o kolorze skóry aktorki, która może wcielić się w Ciri jest dla mnie piekielnie zaskakująca. Może to naiwna natura, pozwala mi wierzyć, że ci, co najgłośniej krzyczą, mają coś do powiedzenia. Żeby przekonać się o czym mówię, wystarczy zajrzeć do dowolnego artykułu z ostatnich tygodni i poczytać komentarze.
W Wiedźminie Sapkowskiego kwestia rasy - powtórzę to jeszcze raz – jest jednym z bardziej widocznych tematów. Chodzi o rasę, ale nie o kolor skóry, bo to nie on jest jej wyznacznikiem. I tak, oczywiście, elfy, krasnoludy, niziołki, diaboły i inne stworzenia są pewnym wehikułem znaczeniowym - w opowiadanej fantastycznej historii zawarte są metafory, które komentują współczesny świat.
Wszystkie te oburzone wypowiedzi, że Ciri może zagrać czarnoskóra aktorka, są idiotyczne na dwóch poziomach. Po pierwsze wykazują całkowity brak znajomości twórczości Sapkowskiego i ducha jego powieści. Po drugie wystawiają koszmarnie złe świadectwo polskim fanom, udowadniając, że ci tkwią ciągle w latach... powiedzmy, że 80. Bo wtedy powstało pierwsze opowiadanie o wiedźminie.
A dzisiejsza rzeczywistość również wymaga komentarza.
Tym silniejszego, że książkowy Wiedźmin ma już swoje lata. Komputerowa adaptacja ruszyła w innym kierunku. Twórcy serialowego Wiedźmina będą mieli przed sobą bardzo trudne zadanie, a lista kłopotów, które mogą napotkać przy adaptacji dzieła tak mocno osadzonego w języku, jest bardzo, bardzo długa. A trzeba dodać do niej jeszcze, że twórcy serialowi powinni nadać opowieści o wiedźminie nowych znaczeń.
Jest to nawet niezbędne, aby ten serial mógł obejrzeć fan prozy, który na wyrywki zna filozoficzne kwestie Regisa i riposty Jaskra i nie zanudzić się na śmierć. A Wiedźmin też ma już swoje lata i najwyższy czas na nową interpretację. Przecież największym zaszczytem, jaki może spotkać książkę, film czy komiks, jest właśnie ponowne, współczesne odczytanie!
I to ponowne odczytanie boli pseudofanów najbardziej.
Wyobrażają sobie, że Wiedźmin jest tak słowiański, że zawstydziłby Piasta Kołodzieja i tak polski, że swoją gablotkę powinien mieć na Giewoncie. A prawda jest taka, że obok tych wszystkich nawiązań, baśni i legend, które uznajemy za słowiańskie, proza Sapkowskiego czerpie równie wiele z innych kultur. Dość powiedzieć, że tytuł 5. tomu brzmi Pani Jeziora, a Ciri podróżuje z jednym z Rycerzy Okrągłego Stołu, natomiast król elfów nazywany jest Królem Olch! Czy w takim razie Galahada powinien grać Michael Palin, a bezpłodnego władcę fantastycznej krainy jakiś aktor zza Odry?
Każdy, kto przeczytał informację, że Ciri będzie grana przez członkinię mniejszości etnicznej i musiał użyć ściereczki, żeby otrzeć usta z piany, pewnie łapie nowe informacje, jak tonący haust powietrza. Po sieci krążą niepotwierdzone plotki, że twórcy szukają do tej roli młodej Polki. Podejrzewam, że to uspokoi nastroje, ale straty są już zauważalne. Chwilę temu showrunnerka ogłosiła, że na jakiś czas znika z Twittera, jako powód podała oczywiście pracę nad serialem, ale wspomniała również o tym, co spotyka ją w tym serwisie.
Ciekawe, czy aktorka wybrana do roli Ciri będzie dla fanów, którzy prawdopodobnie nie przeczytali żadnej książki Sapkowskiego, wystarczająco słowiańska. Byłoby szalenie złym świadectwem, dla nas, Polaków, ale też fanów prozy polskiego pisarza, gdybyśmy wytykali innym złą interpretację Wiedźmina, a sami nie wynieśli z tej literatury żadnej lekcji.