Polska Ambasada w USA stwierdziła, że serial „Wiedźmin” powstał na bazie gier. Te bzdury pokazują, na jakim poziomie jest promocja naszej kultury
„Wiedźmin” zapowiada się na jeden z najczęściej komentowanych seriali 2019 roku. Produkcja budziła kontrowersje na długo przed premierą, a pod jej powstanie starają się podpiąć wszelkie możliwe środowiska. Radość ze zbliżającej się premiery wyraziła nawet polska ambasada w USA, ale zaliczyła po drodze olbrzymią wpadkę.
Niektórym osobom może się to nie podobać, inne śmieszyć, ale „Wiedźmin” to najprawdopodobniej najważniejszy towar eksportowy polskiej kultury w XXI wieku. Rozmaitych sukcesów polskich twórców na arenie międzynarodowej przez ostatnich 20 lat nie brakowało – na czoło wysuwa się oczywiście literacki Nobel dla Olgi Tokarczuk. Jednak żadne inne dzieło nie wywołało tak olbrzymiego wpływu na tak szeroką grupę odbiorców z całego świata, co seria Andrzeja Sapkowskiego i jej rozmaite adaptacje.
Geralt z Rivii stał się bohaterem ikonicznym przede wszystkich dla fanów fantasy oraz graczy, ale dzięki zbliżającemu się serialowi serwisu Netflix ma szansę dobić popularnością do statusu osiągalnego zwykle tylko przez superbohaterów. I choć każde medium może się pochwalić trochę inną wersją Białego Wilka (więcej na temat tych różnic przeczytacie TUTAJ), to sam „Wiedźmin” jest często odbierany jako pojedyncza i spójna marka.
W teorii nie ma w tym nic złego, choć jak pokazuje przykład polskiej ambasady w Waszyngtonie, może też prowadzić na manowce.
Jednym z celów amerykańskiej placówki dyplomatycznej jest promocja polskiej kultury poza granicami naszego kraju. Dlatego nie ma nic niezwykłego w samym fakcie wrzucenia posta na Facebooku związanego z bardzo pozytywnymi pierwszymi reakcjami zagranicznych odbiorców na serial.
Komentarze użytkowników i szybki wgląd w historię edycji pokazały, że pierwotna treść zamieszczonego powyżej posta była inna. Pracownicy ambasady ograniczyli się wspomnienia o wczesnych recenzjach produkcji i porównaniu do „Gry o tron”, a po drodze zaliczyli jeszcze olbrzymią wpadkę. Stwierdzono mianowicie, że serial platformy streamingowej został oparty na popularnej grze wideo. Od ponad roku wiadomo, że to nieprawda, bo „Wiedźmin” będzie ekranizacją opowiadań i powieści Andrzeja Sapkowskiego, a z produktami CD Projekt RED nie będzie mieć nic wspólnego.
Błędne wskazanie źródeł pochodzenia serialu „Wiedźmin” to jedno. Ale gorszy był brak wskazania polskich autorów pracujących nad marką.
Andrzej Sapkowski nie jest może najbardziej lubianą postacią rodzimej kultury, ale gdyby nie on polska fantastyka znajdowałaby się w zupełnie innym miejscu. Czy zadaniem polskiej ambasady nie jest właśnie przedstawianie jego dokonań osobom, które mogą sobie nie zdawać sprawy z jego istnienia? Którzy wciąż myślą, że „Wiedźmin” powstał na bazie gier, a Geralt z Rivii to doskonały twór scenarzystów CD Projekt RED? Ale jak ma to robić, skoro jej pracownicy sami nie mają pojęcia co piszą...
Na szczęście zainterweniowali fani, których oburzył tak wielki błąd. Niekoniecznie tak powinna jednak wyglądać relacja między instytucjami promującymi kulturę a odbiorcami. Nie wspominając o tym, że w poprawionym poście również znalazła się kontrowersyjna opinia, że książki zostały rozpropagowane przez gry. Ten temat od dawna jest kością niezgody w fandomie „Wiedźmina”, bo tak naprawdę w zależności od przyjętej interpretacji obie wersje mogą być zgodne z prawdą.
Seria Sapkowskiego była popularna i znana na długo przed powstaniem jakiejkolwiek adaptacji, a nie brakowało też jej przekładów na obce języki. CD Projekt RED nie bez powodu zdecydował się właśnie na Geralta z Rivii. Ale jednocześnie nie ma wątpliwości, że „Wiedźmin” stał się jeszcze bardziej rozpoznawalny właśnie dzięki grom wideo. Poprawianie własnych błędów na dyskusyjne twierdzenia to w każdym razie nie najlepsze wyjście.
Nie jest też pierwsza wpadka polskiej dyplomacji w związku z promowaniem rodzimej kultury.
W zeszłym roku głośnym echem odbiła się próba podszycia się ambasad pod autorstwo takich postaci jak Batman, Godzilla i Harry Potter. Wtedy – zamiast popularyzować prawdziwie polskie dzieła – próbowano leczyć narodowe kompleksy, zaś w sprawie „Wiedźmina” serce było raczej po właściwej stronie, ale egzekucja woła o pomstę od nieba. Głośna premiera serialu na Netfliksie wydaje się doskonałą okazją do zorganizowania rozmaitych inicjatyw związanych z polską fantastyką, Andrzejem Sapkowskim i „The Witcher”. Nie ma też przeszkód, żeby przy okazji przypomnieć o CD Projekt RED i grze „Wiedźmin 3: Dziki Gon”.
Zrobienie podobnej kampanii promocyjnej wymagałoby jednak znacznie większych nakładów finansowych, merytorycznych i energetycznych. Wrzucenie linka na Facebooku z błędnym opisem jest o wiele prostsze. A przecież można by też wspomnieć, że adaptacje rodzimych dzieł fantasy potrzebują wsparcia nie tylko za oceanem, ale też w Polsce. Dość powiedzieć, że fanowskie, finansowane oddolnie przez prywatne osoby „Pół Wieku Poezji Później” było jedyną szansą, żeby widzowie mogli zobaczyć wiedźminów w bardziej swojskim wydaniu. Bo łatwiej marzyć o hollywoodzkich produkcjach i zaangażowaniu Mela Gibsona niż wspierać pomysły polskich twórców.
- Czytaj także: Promowanie kultury ma się zdecydowanie nie najlepiej i to mimo, że część środowisk bardzo lubi powoływać się na polskość i słowiańskość „Wiedźmina”. Niestety, w praktyce ich walka o nasze dzieła sprowadza się do atakowania czarnoskórej części obsady.