„Wiedźmin” Netfliksa po amerykańsku? Myślę, że ta zapowiedź rozwiewa wszystkie wątpliwości
A więc zaczęło się. „Wiedźmin” dostanie nowy zwiastun, a tymczasem mamy jego zapowiedź. Jeśli ją obejrzycie, to jedna rzecz nie da wam spokoju.
Miarą wielkości szumu w pobliżu produkcji niech będzie to, że niniejszy tekst poświęcam zapowiedzi zwiastuna, zwiastunowi zwiastuna, teaserowi trailera. Powtarzam to po trzykroć, bo chociaż niewiele rzeczy mnie dziwi, to zawsze z zainteresowaniem patrzę, jak wybuchają takie fenomeny, które sprawiają, że kilka sekund nowego materiału powoduje aż taki szum i ekscytację.
A „Wiedźmin” serwisu Netflix jest właśnie takim fenomenem.
Zbliża się powoli premiera serialu na podstawie prozy Sapkowskiego i czerwony serwis VOD, mówiąc kolokwialnie, dorzuca drwa do kominka. W najbliższym czasie odbędą się dwa wydarzenia związane z najsłynniejszym pogromcą potworów. Pierwsze to Lucca Comics & Games, czyli konwent, który już pod koniec października odbędzie się we Włoszech. Drugim jest MCM Comic Con w Londynie, na którym wystąpi między innymi showrunnerka serii, czyli Lauren Schmidt Hissrich.
No i mamy jasność: Netflix na serio rusza z promocją. Dwa duże i dość intensywnie zapowiadane wydarzenia to chyba jasny sygnał. Ponadto włoski konwent dostał własną, wiedźmińską zapowiedź. Informuje nas o samym wydarzeniu, ale też jest niejako przedsmakiem drugiego zwiastuna.
No i jest zwiastun zwiastuna. Trudno mi z całkowitą pewnością powiedzieć, ile jest tu scen, których nie widzieliśmy w poprzednim zwiastunie, ale nie jest tego dużo - chociaż to eufemistyczne określenie. Bo tak naprawdę to raczej jeden kadr, kilka sekund. Nie jest ważne jednak, co zostało pokazane, ale jak.
Nazwijcie to nadinterpretacją, ale montaż tego materiału sugeruje, w jakim stylu Netflix sytuuje swój serial.
Jest szybko, mocno, krótko i dynamicznie. W poprzednim zwiastunie było trochę tajemnicy, trochę mroku - oczywiście lekko rozjaśnianego przez dość patetyczną muzykę. Tu jest inaczej, bo nie ma ani tajemnicy, ani klimatu. Jest natomiast seria bardzo szybkich cięć, pokazujących serial niemalże jak produkcję akcji.
Czy to źle? Z mojej perspektywy nie bardzo. Wielokrotnie już pisałem, że nie mam problemu z tym, że „Wiedźmin” zostanie zreinterpretowany. Myślę, że to akurat dobrze. Zastanawia mnie tylko, czy Netflix sam na siebie nie zastawia pułapki. Bo chociaż „Gra o tron” udowodniła, że na serialowe fantasy jest zapotrzebowanie, to nie ma co ukrywać, że w tym konkretnym tytule niekoniecznie chodzi o to, że są smoki i inne fantastyczne stworzenia, a raczej właśnie o oryginalność świata i bezpretensjonalność w obchodzeniu się z bohaterami.
Dziwi mnie więc, że Netflix daje nam zapowiedź tak bardzo nieciekawą i niewyróżniającą się na tle typowej opowiastki fantasy z magią, efektami specjalnymi i typem na magicznych grzybach.
Nie oceniam oczywiście produkcji na podstawie zwiastuna zwiastuna, ale dziwne wydaje mi się, iż czerwony serwis VOD tak przedstawia swojego „Wiedźmina”. Bez niuansów, bez zaciekawiania widza, bez... lepszego pomysłu. Gdzieś tam z tyłu głowy kołacze mi myśl, że to akcja obliczona tylko na rynek włoski - bo na kanale Netflix Italia pojawił się omawiany fragment – więc może została przygotowana na szybko z dostępnych już materiałów. Ale i tak szkoda, że nie dano nam czegoś więcej.