Stary dobry Joe Goldberg powrócił. Jak wypadł nowy sezon hitowego serialu "Ty"?
Po finałowym odcinku 4. sezonu serialu "Ty" pojawia się wiele wątpliwości, mieszanych uczuć i pytań, a przede wszystkim to jedno, niebezpodstawne: czy będzie kolejna część? Mimo że ostatnie pięć odcinków znacząco różniło się od konwencji poprzednich sezonów, nie można odmówić im zaskakujących zwrotów akcji, pozwalającej na podbicie napięcia i zatrzymania widza przed ekranem. Jest to jednak jedna z niewielu zalet. I obawiam się, że, pomimo całej mojej sympatii do serialu "Ty", 5. sezon może niestety powstać.
OCENA
Pierwsza część 4. sezonu serialu o najsłynniejszym stalkerze serwisu Netflix zapowiadała się dość obiecująco. Nie można jej zarzucić, że w porównaniu do poprzednich sezonów wypadła blado, wręcz przeciwnie - pomysł twórców na to, by nieco ożywić i odświeżyć powtarzający się schemat, bo na nim tak naprawdę opiera się cała seria, był strzałem w dziesiątkę. I to byłby dobry moment, żeby pożegnać się z Pennem Badgleyem w roli Joe Goldberga, bo myślę, że przez zmiany, które notabene dobrze zagrały w pierwszej części, widz był niejako powoli przygotowywany do tego, że to będzie już ostatni sezon serialu "Ty". Aż pojawiła się druga część i konkretnie namieszała, a ja nie pamiętam, kiedy ostatni raz zostałam przez jakikolwiek serial tak bardzo wyprowadzona w pole.
"Ty": sezon 4. - jak wypadła druga część?
W poprzednich sezonach serialu "Ty" Joe Goldberg dał się poznać jako tajemniczy stalker, który w zaborczy sposób okazywał specyficzną miłość, do swoich obiektów westchnień. Jak wiadomo - zawsze kończyło się to tragicznie. Z każdym kolejnym sezonem powtarzał się ten sam schemat. Najpierw poznaliśmy Candace Stone, z którą Joe łączyły romantyczne relacje jeszcze przed wydarzeniami z 1. sezonu. Następnie Guinevere Beck, stałą bywalczynię księgarni, miejsca pracy Joe, a po niej Love Quinn, pracowniczkę sklepu Anavrin, gdzie Joe zatrudnił się już pod zmienioną tożsamością jako Will Bettleheim. W 3. sezonie pojawiła się Marienne i wiadomo było, że nie żegnamy się z jej postacią, bo to właśnie przez nią Joe znalazł się w Londynie i podjął pracę jako akademicki profesor Jonathan Moore, a w najnowszym sezonie - Kate Galvin, sąsiadka wystalkowana przez Joe.
Zaskoczeniem mogło okazać się to, że konwencja z poprzednich sezonów została złamana, a jeszcze bardziej zaskoczyć mógł fakt, że nowa perspektywa okazała się świetna. Pierwsza część bowiem była naprawdę dobra - nowi bohaterowie i inne niż dotychczas priorytety Joe zbudowały trzymającą w napięciu narrację, której tajemnica rozwiązała się już w 5. odcinku, dlatego miałam wrażenie, że nie ma już na co czekać i dosyć sceptycznie włączyłam 6. odcinek najnowszego "Ty". Nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam, ale nie mogę też przyznać, że byłam do końca zadowolona.
Zaczęło się nudnawo
Przyznam, że pierwsze dwa odcinki znużyły mnie niesamowicie. Widać, że próbowano podkręcić nieco mroczny klimat i trochę podbić stawkę, ale w niektórych momentach, szczególnie z udziałem bogatej przyjaciółki Joe - Phoebe i, nomen omen, jej stalkerki, nie trzymało się to kupy, choć nie można powiedzieć, że wątek nie był usprawiedliwiony. Oprócz tego pojawił się także motyw stosunków ojca z córką, a dotyczył on Kate oraz jej bogatego i wpływowego ojca, co też moim zdaniem niekoniecznie zagrało, bo było raczej zbędne.
Mimo paru nieudanych wątków, twórcy zostawili sobie jednak sporo miejsca na rozwój znanych z pierwszych 5 odcinków postaci i na mocny element zaskoczenia od 8. odcinka, który sprawił, że miałam już pewność, co do tego, że mimo wszystko tęskniłam za starym dobrym Joe Goldbergiem.
Studentka Jonathana Moore’a uratowała ten serial
Wcześniej wątek Nadii został przedstawiony dosyć pobieżnie - wiadomo było, że dziewczyna jest błyskotliwą i pracowitą studentką, która z Jonathanem Moorem nawiązała relację poprzez jej zamiłowanie do powieści kryminalnych. Trzymałam kciuki, żeby w drugiej części była bardziej widoczna i dostałam więcej niż oczekiwałam - Nadia okazała się jedną z kluczowych postaci w 4. sezonie. Jej obecność w ostatnich minutach finałowego odcinka jest naprawdę szokująca. Ponadto rozwinęła się także relacja Joe i Kate, która, mimo że nie tak intensywna, jak poprzednie związki Joe, jest w konsekwencjach bardzo zaskakująca. Takich nieoczekiwanych zwrotów akcji od połowy drugiej części było mnóstwo. To było naprawdę mocne i niespodziewane, bo finałowy odcinek pierwszej części wcale nie zapowiadał, że akcja serialu potoczy się w zupełnie innym kierunku.
Joe Goldberg, jakiego kochacie, powrócił
Niewiele mogę zdradzić, żeby nie zaspoilerować, ale powiem jedno: będziecie zaskoczeni, ale i zadowoleni. Bo od połowy drugiej części akcja rozkręca się jak szalona. Już nie Will Bettleheim, już nie Jonathan Moore, a Joe Goldberg, prawdziwy Joe Goldberg z krwi i kości powraca. Fakt faktem nie do końca świadomie, co też jest kluczowe, ale wiadomo już do samego końca, że trudno pozbyć się starych nawyków, które do Joe wracają jak bumerang. Penn Badgley jak zwykle podołał i zachwycił. Zaraz obok niego pod względem gry aktorskiej należy docenić Nadię, w którą wcieliła się Amy-Leigh Hickman. Dziewczyna udźwignęła swoją rolę i moim zdaniem zrobiła to fantastycznie, tak samo jak Tati Gabrielle, która zagrała Marienne, jedną z ukochanych głównego bohatera.
Uwielbiam ten serial, ale nie jestem pewna, czy 5. sezon to dobry pomysł
Cóż, zakończenie ewidentnie zostawia otwartą furtkę i jestem prawie pewna, że kolejny sezon serialu "Ty" prędzej czy później się pojawi. Może to kontrowersyjne, ale nie jestem z tego zadowolona, bo uważam, że 4. sezon wycisnął już z serialu niemal wszystko, co się dało, przynajmniej, jeśli chodzi o założony wcześniej schemat, na podstawie którego postępuje Joe, a tym samym rozwija się akcja. Teraz i tak zbyt wiele wątków zostało upchniętych w pięć odcinków, co znacznie zmieniło całą konwencję serialu. Podejrzewam, że jeśli twórcy zdecydują się na kolejny sezon, to już nie będzie ten sam serial, który znamy.