Właśnie dobiegła końca emisja nowych, premierowych odcinków kultowego „Z Archiwum X”. Niestety, serial w nowej formie rozczarowuje, żerując głównie na fajnych wspomnieniach i sentymentach. Coś mi się wydaje, że taki był plan od samego początku.
„Z Archiwum X” to telewizyjna legenda, a w moim prywatnym rankingu jest to najwspanialszy serial w historii. Miewał swoje słabsze momenty, ale jako całokształt broni się fenomenalnie. Nie jestem pewien, czy wytrzymał próbę czasu, gdyż nie jestem w stanie wyjść w jego przypadku ze skóry fana. Może po prostu tylko dodam, że lubiłem do niego wracać po latach i pewnie nadal bym to robił, gdyby nie to głupie i przereklamowane dorosłe życie i związany z nim chroniczny brak wolnego czasu.
Dlatego też gdy Chris Carter i wytwórnia Fox ogłosiły rozpoczęcie zdjęć do 10. sezonu, po ponad 1,5 dekady od zakończenia emisji poprzedniego i po w miarę "zamkniętym" finale, byłem pewien entuzjazmu i pełen obaw. Miałem bowiem w pamięci film kinowy "Chcę wierzyć", również nakręcony po latach. Film fatalny. Czy "Z Archiwum X" się sprawdziło w telewizyjnych realiach aktualnej dekady? Czy jest to godna kontynuacja? Obawiam się, że te pytania w ogóle nie dotyczą tego mini-sezonu.
10. sezon to tak zwana "pompa ratingowa".
Legenda "Z Archiwum X" zdecydowanie nie wygasła do końca, ale to nie oznacza, że dziesiątki milionów telewidzów zasiądą na nowo przed ekranami. Chris Carter i Fox bardzo chcieli w to uwierzyć. Postanowili jednak nie ryzykować i zamiast wykładać olbrzymi budżet na pełen sezon, zdecydowali się nakręcić tylko sześć odcinków. By sprawdzić jak reaguje publiczność i czy jest popyt na przygody Muldera i Scully. Misja zakończyła się sukcesem, statystyki oglądalności wszystkich odcinków były bardzo korzystne, a kolejny sezon, "bardziej pełny", zostanie zrealizowany. Chrisowi Carterowi udało się to jednak w sposób bardzo perfidny.
Na sześć odcinków nowego sezonu, tylko dwa (pierwszy i ostatni) dotyczyły właściwego nurtu fabularnego. Reszta to "tradycyjne" śledztwa poboczne, samodzielne historie, choć trzeba przyznać, że w prawie każdym z nich delikatnie poruszano wątek główny. Bardzo delikatnie. Jednak nawet nie to okazało się problemem. Tak jak niektóre treści na witrynach internetowych optymalizowane są pod słowa kluczowe i pozycję w wyszukiwarce internetowej, tak nowe "Z Archiwum X" zostało stworzone pod fanów.
Żarty, zabawa konwencją, dystans, wspominki, wyjaśnianie co się u bohaterów działo przez ostatnie lata… to główne motywy nowego serialu. Okraszone miejscami wręcz niedbale napisanymi dialogami, nie mającymi większego sensu, tylko po to, by na siłę wpleść do nich wszystkie czczone przez fanów onelinery. Cały serial ma bardzo luzacki charakter. Nie fascynuje, nie intryguje, nie przeraża. Oglądając nowe "Z Archiwum X" czułem się jak na zjeździe klasowym po latach. Fajnie jest się pośmiać ze starych czasów, ale jedyną przyjemnością w tym przypadku są sentymenty. To nie jest tak, że nowy sezon jest kiepski. Oglądałem go z dużą przyjemnością, wręcz z rozrzewnieniem i w żadnym wypadku ten czas nie należy do straconego. To jednak wspomnienie legendy, a nie jej powrót.
Mimo wszystko, chcę uwierzyć.
A wszystko to dzięki ostatniemu odcinkowi serialu, który stara się rozmyć wszystkie grzechy poprzednich. Właściwie jedynym jego problemem jest to, że nie jest tak mroczny i kleisty. A do tego właśnie "stare" Archiwum nas przyzwyczaiło. Jest akcja, jest intryga, całość jednak jest dość lekko podana. Na mój gust, zbyt lekko.
Głupio rozpoczęta nowa fabuła w pierwszym odcinku zaczyna się pięknie składać w całość w ostatnim. Nowy pomysł jest dość kontrowersyjny, szczególnie jeżeli chodzi o umniejszenie roli obcych w walce o kontrolę nad ludzkością (szczegółów wyjaśniać nie chcę, pewnie nie wszyscy czytelnicy jeszcze oglądali), ale muszę przyznać, że jest dobry. Dostosowany do naszych czasów i obaw. Fascynyjący, intrygujący i przerażający.
By nie psuć zabawy oglądającym, napiszę bardzo ogólnikowo, ale… w przeciwieństwie do "klasycznego" serialu, plan Złych Bohaterów na armagedon nie jest nieodległą przyszłością, a teraźniejszością. "To" się zaczyna już dziać, co otwiera scenarzystom zupełnie nowe możliwości. Ostatni odcinek został zrealizowany z dużym rozmachem, większym niż niektóre filmy kinowe. I kończy się cliffhangerem.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Czym jest dziesiąty sezon "Z Archiwum X"? Przydługą autoreklamą skierowaną do x-filów (tak sami siebie nazywają fani tego serialu). Właściwy, obiecujący powrót to ostatni, finałowy odcinek. I tylko on powoduje, że niecierpliwie czekam na jedenasty sezon.
Poprzednie odcinki były nawet fajne. Nie sądzę jednak, bym prędko do nich wrócił. Właściwie, akceptuję je tylko dlatego, bo zaczynam rozumieć po co powstały: dla pieniędzy i ratingów, niezbędnych, by udowodnić Foxowi komercyjny sens tego projektu. Dlatego też wybaczam je Chrisowi Carterowi, oczekując w zamian, że jedenasty sezon będzie co najmniej równie dobry, co finałowy odcinek dziesiątego.