Ostatnio znów głośno zrobiło się o Grawitacji Alfonso Cuarón. Chociaż (światowa) premiera filmu odbyła się pół roku temu, w świetle ostatnich wydarzeń – jak przyznanie nagrody BAFTA za najlepszy film brytyjski 2013 i „aferę” z CDP.pl w roli głównej – warto przyjrzeć się temu dziełu raz jeszcze. I nie mam tu na myśli strony fabularnej (która leży i kwiczy), ale efekty specjalne, które są niewątpliwie esencją Grawitacji i tym, co powodowało pójście ludzi do kina. Nie można zatem dziwić się, że pokazywanie tego filmu w SD to kpina – o czym pisał portal Spider’s Web.
Ba, nawet HD to dużo za mało, bo Grawitacja to idealny przykład tego, że forma bywa ważniejsza od treści – szczególnie, gdy ta jest bardzo nieatrakcyjna. Jeżeli więc darujemy sobie znęcanie się nad fabułą i duetem Bullock/Clooney, to zostanie nam już tylko kwestia: „jak oni to zrobili?”. Odpowiedzią na to pytanie chciałbym zaprosić was na nowy cykl „Z planu”, w którym będziemy chcieli pokazać wam ciekawostki, fotosy i kulisy powstawania wartych uwagi produkcji kinowych.
CGI i animacja
Nie jest żadną tajemnicą, że wykorzystanie grafiki komputerowej jest podstawą współczesnych efektów specjalnych. I nie ma w tym nic złego, jakie czasy, taka technologia filmowa. Można się trzymać oldschool'owego myślenia „gdzie się podziały ręcznie robione tła i modele”, ale prawda jest taka, że dobrze wykorzystane CGI wygląda przepięknie – no chyba, że mówimy o filmach klasy B jak Birdemic.
Grawitacja bez CGI nigdy by nie powstała. David Heyman (producent) twierdzi nawet, że jeszcze cztery lata temu stworzenie takiego filmu byłoby niemożliwe. Dlatego też twórcy Grawitacji, nie zastając technologii, pozwalającej im stworzenie tego, co chcieli, musieli sami zacząć główkować. Jeżeli byliście w kinie, to wiecie, że udało im się, efekt końcowy zapierał dech w piersiach. Jak tego dokonali, możecie zobaczyć na dwóch filmach, prezentujących dobrą robotę speców od efektów specjalnych (znajomość angielskiego wymagana).
Jeśli chcecie poznać pracę na planie Grawitacji w bardziej statyczny sposób, to fotosy poniżej powinny wam pomóc.
Jak widzicie na pierwszym filmie, modele animowane stopniowo były zastępowane aktorem z krwi i kości. Prawda jest jednak taka, że twórcy Grawitacji mogli swoje dzieło wypuścić jeszcze przed pojawieniem się Bullock i Clooneya na planie, ponieważ od początku do końca film powstał jako animacja.
Co zwraca szczególną uwagę, to przygotowany light box, czyli kostka o wymiarach 9x9x9 z ponad 4 tys. żarówek ledowych. Light box potrzebny był do symulacji światła słonecznego na twarzy Bullock, która była w ciągłym ruchu na filmie. Light box posłużył do tego aby "obracać wszechświatem" dookoła postaci Bullock, gdyż - z oczywistych względów - nie można było tego uczynić z aktorką. Żeby jednak wszystko miało ręce i nogi, aktorka musiała odpowiednio reagować na to, co się wokół jej wirtualnego ciała dzieje, dlatego Sandrze Bullock pokazano najpierw reakcje jej animowanej wersji. Aktorka była zmuszona tym samym do idealnego odzwierciedlenia ruchów w kombinezonie, aby zamierzony efekt został osiągnięty.
Ciekawostki
- Zaangażowanie Bullock w pracy na planie było na tyle duże, że sama postanowiła zadzwonić do Catherine Coleman (na zdjęciu powyżej) - amerykańskiej astronautki, która spędziła 159 dni na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej - aby jak najwierniej odegrać swoją postać.
- Wydarzenia z filmu zahaczają o prawdę, ponieważ w 2007 roku Chiny dokonały zniszczenia własnej satelity meteorologicznej, przez co powstało około 10 tys. śmieci, które dołączyły do tych już krążących wokół Ziemi.
- Twórcom Grawitacji zajęło 4,5 roku stworzenie swojego dzieła.
- Wszystko oprócz twarzy Bullock i Clooneya zostało stworzone komputerowo.
- Buzz Aldrin był zaskoczony wiernością oddania stanu nieważkości przez twórców filmu.
Na koniec porada dla wszystkich, którzy nie widzieli filmu. Jeżeli macie zamiar zobaczyć Grawitację w 3D (a do tego namawiam, o ile będzie taka możliwość), to pod żadnym pozorem nie oglądajcie jej na kacu. Poważnie..