REKLAMA

PigOut nadaje: Takiej patoli na polskim rynku jeszcze nie było. „Za hajs matki baluj” to coś dla szlachty, która nie pracuje

Chyba możemy się zgodzić, że czasy, kiedy książki kojarzyły się z wyższą kulturą, dawno mamy już za sobą. A „Za hajs matki baluj” jest na to najlepszym dowodem.

PigOut: „Za hajs matki baluj” to książkowa patologia, która może szkodzić
REKLAMA
REKLAMA

Wystarczy jeden rzut oka na listę empikowych bestsellerów, żeby odkryć, że większość najlepiej sprzedających się tytułów to pseudoporadniki od pseudocelebrytów, kalendarze motywacyjne od fit trenerek albo mało ambitne porno dla Grażynek. Nie oszukujmy się, czytanie takiej literatury nie różni się za bardzo od scrollowania Pudelka i raczej nie poszerzy horyzontów. Okazuje się jednak, że tego typu książki-wydmuszki, popełnione ze względu na sprzyjającą koniunkturę, a nie potrzebę przekazania czegoś wartościowego, to nie jest coś, nad czym powinniśmy płakać. Nope, da się trafić znacznie gorzej.

30 stycznia 2019 roku polski rynek wydawniczy wzniósł się na zupełnie nowy poziom patologii. Wszystko za sprawą książki „Za hajs matki baluj".

Od dłuższego czasu miałem na oku ten tytuł i z wypiekami na twarzy wyczekiwałem premiery. Spodziewałem się, że będzie to mocno kiczowata, infantylna i ogłupiająca książeczka, ale koniec końców niegroźna. Taki odpowiednik czasopisma Bravo dla współczesnej młodzieży, z którego będzie można się trochę pośmiać. Pamiętacie fotostory? Albo listy do redakcji w stylu:

„Drogie Bravo mam 16 lat i straszny problem. Po czterech miesiącach chodzenia dałam buzi mojemu chłopakowi, po czym koleżanka powiedziała mi, że od całowania można zajść w ciążę. Czy to prawda? Ostatnio wyczułam pod kolanem małego guza i bardzo się boję, że to może być ciąża pozamaciczna. Co ja teraz powiem rodzicom? Błagam, pomóżcie. Basia."

Mniej więcej takich klimatów oczekiwałem. Ależ byłem naiwny.

„Za hajs matki baluj" to zupełnie inny kaliber. To poradnik, jak stać się sebixem (chłopaki) i blacharą (dziewczyny) rodem z „Warsaw Shore”.

Co gorsze, jest napisany 100 proc. serio. I żeby nie było, że przesadzam. Śledzenie różnych krzywych akcji w internecie to mój chleb powszedni i jestem już na tyle zblazowany, że rzadko kiedy coś mnie szokuje, tymczasem tej „książce” się udało. Praktycznie po każdej stronie, musiałem od nowa zbierać szczenę z podłogi. Listy do „Bravo” to przy tym pikuś.

Zacznijmy jednak od początku. Specjalnie w poprzednim wersie wziąłem słowo książka w cudzysłów, bo tak naprawdę jest to zbiór stockowych grafik, a do każdej dołączona jest złota rada, dzięki której zostaniesz królem/królową melanżu. Nie ma tu żadnego wstępu ani zakończenia. Nie uświadczymy też autora, bo prawdopodobnie nikt nie odważył się firmować tytułu swoim nazwiskiem (wcale się nie dziwię). Zamiast tego mamy wzmiankę, że jest to opracowanie zbiorowe, za którym stoi wydawnictwo Edipresse oraz informację, że teksty są inspirowane fejsbukowym fanpejdżem „Za hajs matki baluj", a redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Pozwólcie, że przetłumaczę wam ten komunikat na bardziej przystępny język: „Doskonale wiemy, jakie guano wypuczamy, ale bardzo chętnie pobalujemy za hajs waszych dzieci, czyli na dobrą sprawę za wasz hajs”.

Sądząc po tytule, pozycja skierowana jest do ludzi, którzy nie mają jeszcze własnych pieniędzy, czyli dzieci i młodzieży. Teoretycznie moglibyśmy podciągnąć jeszcze 40-latków mieszkających z rodzicami, jednak książka bardzo szybko daje nam do zrozumienia, że 30-latkowie to już dinozaury.

Tak, to jest fotografia jednej ze stron „Za hajs matki baluj”.

Przejdźmy do esencji, czyli do treści. Otóż według książki, najważniejsze w życiu jest imprezowanie, a żeby impreza była udana, koniecznie musi skończyć się bzykaniem. Jeśli nie zaliczysz, jesteś przegryw, frajer i miękka faja. Dodatkowo musisz być ciachem z sześciopakiem i wyjściową mordką (chłopaki) lub ostrą laską z fajnymi boobsami i ponętnym tyłkiem, którym nie zawahasz się zatwerkować, jeśli na radarze pojawi się obłędny przystojniak.

Nie zapomnij o pomalowaniu ust na ognistą czerwień i stylówie à la gwiazda porno, wszak wiadomo, że chłopaki na to lecą. Nie ma tu żadnej taryfy ulgowej dla brzydali. Jeśli stajesz przed lustrem i w odbiciu nie widzisz minimum 8/10, to dla dobra ludzkości powinieneś/powinnaś zamknąć się w piwnicy i nie emanować swoimi niedoskonałościami, bo to mogłoby popsuć klimat królom i królowym melanżu.

Tak, wciąż mówimy o „książce” z takimi treściami. „Książce” dla młodzieży.

Problemu za to nie stanowi brak pieniędzy. Według książki, jeśli jesteś HOT, to zawsze znajdzie się jakiś sponsor, który zapłaci za drinki i nie tylko.

Dobrze, skoro podstawy mamy już ustalone, to teraz możemy przejść do porad, które zrobią z was ostrych dzików i gorące dżagi. W książce jest ponad 100 grafik, a przy każdej tak rozwalający mózg tekst, że najchętniej wrzuciłbym je tutaj wszystkie. Niestety musiałem ograniczyć się do kilku. Jedziemy:

Słabo? A to tylko fragment. Jak przekartuje się całość, doznania są o wiele mocniejsze, a to wszystko otrzymujemy za marne 34,90 zł. Trzeba być naprawdę miękką fają, żeby nie kupić.

Widziałem w życiu wiele złych i nic nie wnoszących książek, ale „Za hajs matki baluj" zdecydowanie jest najżałośniejsza.

W dodatku może okazać się bardzo szkodliwa, jeśli trafi w ręce jakiegoś zakompleksionego dzieciaka. Wychodzi na to, że dopalacze i patostreamerzy z YouTube nie są jedynymi zagrożeniami dla młodzieży. Wizyta w księgarni może wyrządzić równie duże kuku. Pozostaje tylko pogratulować wydawnictwu Edipresse, które w pogoni za łatwą kasą, zdecydowało się sięgnąć bruku.

I pomyśleć, że kiedyś mieli całkiem niezły gust, co udowodnili, drukując moją książkę.

REKLAMA

[AKTUALIZACJA, 1.02.2019, 17:00]

Wydawnictwo Edipresse poszło po rozum do głowy. Szkoda, że dopiero teraz. Nakład książki jest wycofywany z rynku.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA