REKLAMA

Zabawa literacka bez celu? "Uprawa roślin południowych metodą Miczurina", Weronika Murek - recenzja sPlay

Tytuł debiutanckiej książki Weroniki Murek konfunduje. Czego bowiem można się spodziewać po dziele nazwanym "Uprawa roślin południowych metodą Miczurina", skoro jednak nie jest to poradniki sadownictwa? W nie mniejszą konsternację wprawia też treść, oniryczna i - jak tytuł - nie pasująca do niczego.

"Uprawa roślin południowych metodą Miczurina", Weronika Murek - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

"Uprawa roślin południowych metodą Miczurina" to liczący raptem 144 strony zbiór ośmiu niezależnych, za wyjątkiem wyraźnie dłuższego pierwszego, krótkich opowiadań. Każde z nich jest odrębną historią - mamy zatem opowiastki o kobiecie zawieszonej pomiędzy życiem a śmiercią, kliencie restauracji, dla którego spożywanie posiłku to teatr, odstawiany przed przechodniami, czy inne, równie szalone pomysły.

Uprawa roślin południowych metodą MiczurinaW wykreowanym przez Weronikę Murek literackim świecie może wydarzyć się wszystko i tak też się dzieje.

Tylko tutaj spóźnienie się na własny pogrzeb, zabranie kurka od zlewu by mieć stały dostęp do ciepłej wody, czy zuch prześwietlający kurze jaja nie tylko nikogo nie zdziwią, ale będą wręcz uchodzić za absolutnie logiczne.

"Uprawa roślin południowych metodą Miczurina" jest groteskowa i absurdalna, w tym samym sensie, w jakim groteskowe i absurdalne są dramaty Witkacego i Mrożka. Rzeczywistość jest tu zdeformowana. Postaci, dialogi i wydarzenia odbite w krzywym zwierciadle, ciąg przyczynowo-skutkowy zaburzony, a całość dodatkowo osnuta jest aurą ni to snu, ni koszmaru.

To książka zupełnie inna od większości wydawanych współcześnie pozycji, zaskakująca.

Napisana stylem oszczędnym i precyzyjnym. Literacka wrażliwość Murek i jej talent nie podlegają dyskusji, pod tymi względami "Uprawa roślin południowych metodą Miczurina" jest dziełem absolutnie niezwykłym.

Przesłał krótki, suchy list i załączał szwedzkiego konika owiniętego w kulkę zmiętych gazet. Pisał: "Dobrze nas tu karmią, bardzo o nas dbają; dzień zaczynamy rano, a kończymy wieczorem, tak jak przykazano. Tutejsi sąsiedzi to pewien krok naprzód: używają prądu, wody i wiedzą, co zrobić, jeśli któregoś dnia przyjdzie im wejść po schodach - piszę Ci o tym, żeby podkreślić: nie wracam, przez jakiś czas będę tu na stałe, załączam prezencik i gazety. Zobacz sobie na własne oczy jak wygląda język szwedzki." - fragment książki

Mimo tych niewątpliwych zalet, trudno oprzeć się wrażeniu, że to taka literacka zabawa bez celu.

Treść żadnego opowiadania ani mnie nie rozbawiła, ani nie wciągnęła, ani nawet - może wyjąwszy pierwsze - jakoś szczególnie nie zainteresowała. Są tam świetne momenty, są znakomicie przerysowane postaci i dialogi, gierki z czytelnikiem, wreszcie są i wyjątkowe zdania, które cytowane we fragmentach brzmią wręcz niesamowicie. Ale całości czegoś brakuje.

REKLAMA

Sporo tu finezji i koronkowości, za to mało dramaturgii i substancji .

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA