To miał być komercyjny hit. Na "Zabierz mnie na Księżyc" Apple nie oszczędzał. Zatrudnił dwie gwiazdy i wydał grube miliony, żeby dostarczyć widzom tegoroczne "Barbie". Nie udało się. Mimo to w streamingu film prawdopodobnie znajdzie swoją publiczność.
Czemu "Zabierz mnie na Księżyc" porównałem do największego hitu zeszłego roku? Podobieństw do "Barbie" jest wiele. Oba filmy nie tylko weszły do kin latem, ale swoją siłę opierają na charyzmie głównych bohaterów i wcielających się w nich aktorów. Zamiast Margot Robbie i Ryana Goslinga mamy tu Scarlett Johansson i Chaning Tatuma. Ona wciela się w Kelly Jones - ekspertkę od marketingu. On gra Cole'a Jonesa - szefa odpowiedzialnego za wystrzelenie rakiety na Księżyc. Akcja toczy się przecież w malowniczych latach 60., a dokładnie w okresie misji Apollo 11.
Kelly Jones zostaje zatrudniona przez NASA, aby naprawić popsuty wizerunek agencji. Kiedy Biały Dom uznaje, że misja Apollo 11 jest zbyt ważna, aby ryzykować jej niepowodzenie, każe jej zorganizować fałszywe lądowanie na Księżycu w ramach wsparcia. Jej bezkompromisowe metody doprowadzają Cole'a Jonesa do szaleństwa. Aż iskry między nimi lecą.
Zabierz mnie na Księżyc - film już w streamingu
Apple na pewno liczył, że przyciągnie widzów do kin nie tylko gwiazdorską obsadą, ale też obietnicą lekkiej rozrywki, nawiązaniem do historycznego wydarzenia i powiązanej z nim piosenki Franka Sinatry. Dlatego właśnie na "Zabierz mnie na Księżyc" nie oszczędzał. Budżet filmu wyniósł 100 mln dol. Na całym świecie produkcja zarobiła jednak tylko 42 mln. To korporację zabolało. Tytuł stał się symbolem niegospodarności jej strategii dystrybucyjnej.
Jeszcze do niedawna Apple wypuszczał swoje filmy do kin, a potem na własną platformę - Apple TV+. Szastał przy tym pieniędzmi na lewo i prawo. Superprodukcje platformy kosztowały po 200 mln dol. Ta rozrzutność przyciągała uznanych reżyserów. Na współpracę z korporacją zdecydował się przecież Martin Scorsese ("Czas krwawego Księżyca") i Ridley Scott ("Napoleon"). Oba tytuły okazały się porażkami.
Po "Zabierz mnie na Księżyc" miarka się przebrała. Zrażone kolejnymi klapami Apple wycofało się z szerokiej dystrybucji kinowej swoich filmów. Dlatego właśnie "Samotne wilki" pojawiły się na paru wielkich ekranach w Stanach Zjednoczonych, a w innych krajach (również u nas) trafiły od razu do streamingu. Reżyser Jon Watts obraził się przez to na korporację i sam skasował planowany wcześniej sequel.
Czy widzowie słusznie olali "Zabierz mnie na Księżyc", sprawiając, że Apple podjął tak drastyczne kroki? Sami możecie się o tym przekonać w zaciszu własnego domu. Jakiś czas temu film trafił w naszym kraju na platformy VOD, gdzie za dostęp do niego trzeba było dodatkowo płacić. Teraz jednak pojawił się na Apple TV+. Tam obejrzycie go w ramach opłacanej subskrypcji.
Więcej na temat produkcji Apple'a poczytacie na Spider's Web:
- Reżyser sam skasował sequel największego hitu Apple TV+. "Już im nie ufam"
- Największy filmowy sukces Apple'a to jedno wielkie marnotrawstwo dwóch wielkich talentów. Opinia
- To jest najpiękniejszy film od Apple'a. Musicie go nadrobić
- Apple TV+ składa wniosek, żebyście oglądali nowy serial prawniczy. Nie spodziewam się sprzeciwu
- Apple nie będzie już puszczał swoich filmów w kinach. Możecie sobie podziękować