Wiem, to całkowicie zrozumiałe. Patrząc na tytuł tego tekstu, myślicie, że chodzi o "Mad Max: Na drodze gniewu". Jego też w ten weekend złapiecie w telewizji. Ale ja akurat nie o nim.
"Mad Max: Na drodze gniewu" to rzeczywiście coś. 70-letni George Miller dowalił do pieca, rezygnując z wszelkich środków bezpieczeństwa. Wyszło bezpretensjonalne, acz wcale nie puste, kino akcji, od którego można zadyszki dostać. Niby bohaterowie tylko jadą w jedną stronę, żeby potem zawrócić, ale ile się dzieje po drodze... I ten typ z płonącą gitarą. Ten film to prawdziwa poezja rozpierduchy. Nawet jeśli znacie go już na pamięć, zawsze warto usiąść do niego jeszcze raz. W tę niedzielę trafia się idealna ku temu okazja, bo o 22:25 produkcję wyemituje TV Puls.
W ramach rozgrzewki dzień wcześniej warto natomiast obejrzeć "Adrenalinę" na AMC. To pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników kina akcji. Jak mówił Alfred Hitchcock, film powinien rozpoczynać się od trzęsienia ziemi, a potem musi być już tylko szybciej. Ta produkcja rozpoczyna się od informacji, że główny bohater został otruty. Następnie... zapnijcie pasy, bo twórcy dociskają pedał gazu. Nie do dechy. Mark Neveldine i Brian Taylor dechę przebijają.
Więcej o tym, co obejrzeć, poczytasz na Spider's Web:
Adrenalina - film akcji w sam raz na weekend
Tytuły bywają zwodnicze, ale to akurat nie jest ten przypadek. Film rzeczywiście napędza adrenalina. Ona okazuje się bowiem remedium na truciznę płynącą w żyłach Cheva. Główny bohater musi więc być w ciągłym ruchu, z kimś się naparzać, rozpędzać samochód bądź uprawiać seks przed tysiącami widzów. To nie żart. Nie ma tu nawet czasu na przerwę od sensacyjnych atrakcji. Z każdą sceną robi się szybciej, więcej i bardziej. Prezentowanej na ekranie akcji starczyłoby na co najmniej trzy inne produkcje.
"Adrenalina" to jedna wielka scena kaskaderska. Ogląda się ją bez wytchnienia. Jason Statham już wcześniej, "Transporterem 1 & 2", udowodnił bowiem, że nie potrzebuje fabuły, aby oczarować widzów. Wystarczy mu parę okazji, żeby popisać się swoją cockneyowską zadziornością, podszytą nutką autoironii. A tutaj ma ich aż nadto. Pewnie dlatego krytycy i widzowie przyjęli produkcję lepiej niż dwa projekty z udziałem aktora z wcześniejszego roku - "Revolver" i "Teoria chaosu".
Przy 12 mln dol. budżetu "Adrenalina" stała się hitem. W światowych kinach zarobiła bowiem jakieś 3,5 raza więcej - prawie 43 mln dol. W takiej sytuacji sequel był nieunikniony. Dwójka wywołała jednak niesmak wśród krytyków i widzów. W "Pod napięciem" twórcy odpięli bowiem wrotki na całego. Wyszło tak, że co by o kontynuacji nie sądzić, nie da się zapomnieć sceny, w której z piersi postrzelonej striptizerki wypływa silikon.
W pierwszej "Adrenalinie" twórcy są bardziej... zachowawczy? To złe słowo. Powściągliwi? Jeszcze gorsze. Ech, sami musicie zobaczyć to szaleństwo.
"Adrenalinę" obejrzycie w sobotę o 00:05 na kanale AMC. Powtórka w niedzielę o 03:45.