Niby widz wiedział, a jednak trochę się łudził. Niestety: „After 2” jest takim samym gniotem, jak pierwsza część filmu
Kojarzycie tego mema z nosaczem sundajskim (robiącym furorę w sieci zwykle po meczach polskiej reprezentacji), na którym widnieje hasło „Niby człowiek wiedzioł, a jednak trochę się łudził”? Dokładnie takie odczucia towarzyszyły mi podczas seansu filmu „After 2”, który zadebiutował w ten weekend w naszych kinach.
OCENA
Jeśli ktoś z widzów rozumie (lub choćby rozumiał w wieku gimnazjalno-licealnym) fenomen serii filmów „American Pie", a do tego jest w stanie nadążyć za fenomenem takich produkcji jak „50 twarzy Greya", czy „365 dni”, to mniej więcej wie, czego może się spodziewać po „After 2", który w miniony weekend zadebiutował na ekranach polskich kin.
Problem z filmem Rogera Kumble'a jest jednak taki, że ze wspomnianych wyżej produkcji czerpie wszystko, co najgorsze, ledwie muskając wątki, sceny i klimat, które zapewniłyby mu sukces (choć w to, że film przyciągnie do kin masę żądnych „gorących” wrażeń nastolatków, akurat nie wątpię).
„After” i jego kontynuacja czerpią z „50 twarzy Greya” wszystko co najgorsze
Ale po kolei. Jeśli ktoś nie widział pierwszej odsłony „After" (oba filmy to adaptacja powieści autorstwa Anny Todd), nie musi nadrabiać zaległości przed seansem drugiego okrążenia tej serii. Fabuła jest bardzo czytelna, wyjaśniona, a przy tym mocno przewidywalna. Nawiasem mówiąc, i tej drugiej części oglądać nie warto, ale o tym za chwilę.
Tak czy inaczej, jeśli ktoś znajdzie się już w kinie, powinien przygotować się na skok w naszkicowaną rzeczywistość wchodzących w dorosłość Amerykanów, którzy po skończonych szkołach ruszają z impetem do korporacji, by tam jako trybiki w maszynie spełniać się zawodowo i zarabiać na weekendowe drinki i imprezowanie.
Opowieść oparta jest o losy dwojga młodych osób: Tessy (w tej roli Josephine Langford) i Hardina (Hero Fiennes-Tiffin). Po burzliwym finale pierwszej części dziewczyna chce zapomnieć o chłopaku i próbuje — skądinąd skutecznie — skoncentrować się na karierze w jednym z wydawnictw. Jak łatwo można się domyślić, Hardin jednak szuka i znajduje swoje szanse, a cały wątek okraszony jest kolejnymi wzlotami i upadkami ich relacji.
Problemy rodem z „Bravo Girl” i przewidywalność akcji większa, niż w „Trudnych sprawach”
Przeczytałam powyższy akapit i brzmi on na tyle poważnie, że ktoś mógłby czuć się zachęcony do choćby dania szansy filmowi Kumble'a. Nic bardziej mylnego. Fabuła w stylu najgorszym z możliwych pokazuje emocje nastolatków, sprowadzając ich do koszmarnych, wyciętych niczym z poradnika w "Bravo Girl" postaw, nad którymi sami zainteresowani ani nie mają kontroli, ani nie mają przesadnej ochoty jej mieć. Dialogi i "zwroty akcji" (cudzysłów, niestety, zamierzony) są tak siermiężne i ciosane tak grubo, że w zasadzie w trakcie filmu można rozpisać je na kilkanaście minut do przodu: wszystkie przewidywania spełniają się co do joty.
Jeszcze więcej seksu i taniej psychologii
Twórcy filmu próbowali wypełnić fabularne dziury, wpadki i niedociągnięcia scenami seksu. I rzeczywiście w "After 2" zaglądamy razem z bohaterami do łóżka, pod prysznic, na imprezę, na kanapę... Niestety, nawet tutaj główna bohaterka musi zaprezentować widzom (dwukrotnie) swoje majtki z wyeksponowaną nazwą marki, a romantyczne dialogi (z założenia potraktowane jako coś w rodzaju gry wstępnej) są tak sztuczne, że nawet tanie romansidła, chomikowane w latach 90. przez panią kioskarkę pod ladą, wydają się arcydziełem i mistrzostwem precyzyjnej konstrukcji.
Owszem, możemy na siłę poszukać pozytywów, co jest jednak zadaniem trudnym. Spróbujmy. Główna bohaterka nie jest szczupłą modelką prosto z magazynów, co może być dobrym sygnałem dla nastolatków, którzy obejrzą ten film (choć już z makijażem Tessa jest zawsze przygotowana, nawet budząc się wcześnie rano w łóżku). Trudne i zagmatwane relacje Hardina ze swoim ojcem pokazane są całkiem zgrabnie, a fakt, że bohater wylewa w końcu swoją żółć wobec nieco zwariowanego taty, daje mu oczyszczenie, a nie frustrację. Ktoś może próbować też doszukać się jakiejś prawdy w tym, jak Tessa odnosi się do swojej matki, a także jak jej nowy kolega Trevor (Dylan Sprouse) zderza się ze swoją samotnością, biorąc na siebie zbyt dużo obowiązków zawodowych.
Jedna scena damskiej bijatyki to trochę za mało, żeby przykuć uwagę widza na dłużej
Powiedzmy sobie jednak szczerze: całość jest tak toporna, że odnajdywanie czegoś sympatycznego w „After 2" przypomina szukanie igły w stogu siana. Żeby było jasne: od tego rodzaju filmów nie oczekuję wielkiego filozoficznego przekazu, okraszonego metafizycznym katharsis i zerknięciem w głąb siebie i swoich relacji. To oczywiste, że podobnie jak wspomniane na początku „American Pie" ma to być prosta, momentami głupkowata opowieść z poczuciem humoru, jakie większość z nas zostawiła na ostatnich osiemnastkach kolegów i własnej studniówce. Niemniej jednak nawet ten względnie pociągający luz, sentymentalna podróż do czasów beztroski i braku odpowiedzialności nie jest przez twórców „After 2" oddana na tyle dobrze, by można było uwzględnić ją po stronie plusów.
Akcja i tempo filmu niestety, również nie powalają. Tak naprawdę jedyna scena, podczas, której na chwilę wstrzymałam rękę w połowie drogi od kubełka z popcornem do ust, to ta, w której główna bohaterka rzuciła się na swoją wredną rywalkę, urządzając małą galę żeńskiego pojedynku MMA.
W skrócie, na „After 2” składają się ze dwa dowcipy, które przy dużym miłosierdziu można uznać za w miarę zabawne, ze trzy dialogi, po których nie zgrzytają zęby, no i — to już kwestia gustu — ze dwie całkiem przyjemnie nakręcone sceny erotyczne. To jednak dużo za mało, nawet jak na film, który z definicji ma być prostą historią, a nie wielkim kinem ubiegającym się o największe nagrody artystyczne.