Proputinowski patostreamer na celowniku ABW. Zaatakował Białorusina i chwalił się tym w necie
Wojciech O., który występuje w internecie jako Aleksander Jabłonowski, to postać dobrze znana w prawicowej części internetu. Filmiki, na których chce zwolennikom szczepień "łeb odpierd*lić bagnetem francuskim" lub fantazjuje o gwałcie na posłance Jachirze stały się viralami.
I choć trudno traktować go poważnie, to jednak głoszone przez niego hasła i groźby podpadają pod paragrafy. W końcu miarka się przebrała, a ABW wszczęła w jego sprawie śledztwo. Najlepsze w tym jest to, że nawet nie musi zbytnio szukać na niego haków, bo Jabłonowski sam wszystko publikuje w internecie.
Jest skrajnym przypadkiem metody Stanisławskiego - był aktorem, który stworzył daną postać i w pewnym momencie po prostu nią się stał. Nie da się już ustalić, czy Aleksander Jabłonowski to nadal alter ego Wojciecha O., czy to ten sam człowiek pod innym pseudonimem. Podobnie było z Kruszwilem – początkowo Marek Kruszel udawał tylko rozpieszczonego dzieciaka z bogatego domu, ale potem stał się nim.
Kim jest Wojciech O. vel Aleksander Jabłonowski? Aktor, który stał się groźnym memem
Wojciech O. skończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie, był aktorem w Teatrze Narodowym w Warszawie i grał epizodycznie w takich produkcjach jak "Quo Vadis" i "1920 Bitwa Warszawska". Prawdziwą sławę przyniosła mu dopiero rola Aleksandra Jabłonowskiego, który pojawiał się w furażerce wojskowym mundurze z insygniami Związku Jaszczurzego – zbrojnej organizacji skrajnej prawicy z czasów II wojny światowej.
Kiedy oglądamy jego stare wywiady jeszcze dostrzegamy, że projekt "Aleksander Jabłonowski" był tylko czystą kreacją do anonimowego wyrażania swoich poglądów. Sam O. nie podnosi głosu, nie rzuca mięchem i nie grozi nikomu śmiercią. Przełom nastąpił w zeszłym roku, gdy okazało się, że transmisje z telewidzami, na których wpada w szał, zdobywają popularność i kasę z donejtów. Pomogła mu też w tym pandemia, bo wszyscy rzucili się na niezależne od Big Pharmy, WHO i Billa Gatesa media.
Od tamtego czasu widzimy już go tylko w takiej formie - agresywnego antykościelnego antypisowca, homofoba, antysemitę, głosiciela teorii spiskowych i fanatyka Władimira Putina. Szerzej internet o nim usłyszał po viralu o "odpierd*leniu łba", kilka miesięcy później znów było o nim głośno, ponieważ posłankę Klaudię Jachirę nazwał "idealnym egzemplarzem do zgwałcenia". Jego transmisje na kanale Niezależna Polska TV (obecnie STREFA HUMORU - Polski LeN), który prowadzi z Marcinem Osadowskim, to kopalnia patologii, ale dla niektórych jest idolem niczym drugi Mariusz Max-Kolonko. Jego fanbaza określa się mianem "kamratów".
Wydawać by się mogło, że Jabłonowski jest kolejnym odklejonym od rzeczywistości nacjonalistą. Pytanie tylko, czy prawdziwy polski patriota chciałby tak bardzo sojuszu z Rosją? Czy prawdziwy patriota atakowałby Kościół katolicki i obrażał Jana Pawła II? Właśnie dlatego przez niektórych jest nawet uznawany za... rosyjskiego agenta, który ma szerzyć dezinformację (np. w kwestii szczepionek i maseczek) i skłócać polską prawicę.
Środowiska narodowe kiedyś się z nim bratały, ale choć się od niego odcięły, i tak jest z nimi powszechnie kojarzony jako.współzałożyciel Narodowego Frontu Polski. Wszystko to jest z pewnością bardzo na rękę Putinowi – nawet jeśli "Jaszczur" robi to zupełnie nieświadomie.
Jabłonowski pod lupą ABW. Miał zaatakować gazem Białorusina, a jego kamraci-antyszczepionkowcy wtargnęli do domu dziecka.
Na agresji słownych niestety jednak się nie kończy, czego mieliśmy próbkę pod koniec maja w Bydgoszczy. Miała tam miejsce manifestacja wsparcia dla ofiar reżimu Aleksandra Łukaszenki. Wśród demonstrantów był białoruski student Hleb Vajkul, który po wydarzeniu spotkał Aleksandra Jabłonowskiego z kilkoma kamratami. Podszedł do nich, by wyrazić swoje zdanie na temat ich poglądów. Jabłonowski pojawił się bowiem na pikiecie i zaczął krzyczeć "Niech żyje Łukaszenka!".
Ja nie mogłem zaprzepaścić takiej szansy, żeby nie przywitać się z nim i nie powiedzieć mu w oczy, że nie zgadzam się z jego faszystowską postawą wobec Białorusinów. Oprócz tego, ja musiałem powiedzieć również, że Jabłonowski i jego kompania muszą przestać rozpowszechniać fake news wobec Romana Protasiewicza, bo upowszechniają bzdury, że niby Roman jest nazistą i faszystą. A na zakończenie powiedziałem Jabłonowskiemu, że wiem, że on jest finansowany przez Putina, na co Jabłonowski powiedział, że my, Białorusini dostajemy pieniądze od "Żydów". Swoje opinie wyraziłem spokojnie, bez wulgaryzmów, nie byłem agresywny, nie dotykałem nikogo z rozmówców. Natomiast, w trakcie dyskusji, byłem nieraz chwytany za ręce przez kolegów Jabłonowskiego. I w momencie, kiedy już zbierałem się skończyć rozmowę i wycofać się z dyskusji, Jabłonowski chwycił mnie za rękę i rozpylił mi w oczy gaz pieprzowy, a kiedy ja już trzymałem się za oczy, Jabłonowski jeszcze raz mi rozpylił w oczy gaz i nawet trafił w jedną z moich koleżanek
– powiedział "Wyborczej" Białorusin.
Student zgłosił sprawę do prokuratury, a śledztwo będzie prowadzić ABW. Pisze o nim portalkujawski.pl. Jabłonowski relacjonował to później w czasie transmisji. Potwierdził, że Białorusin został pobity i ze smutkiem stwierdził: "wstydu nie przyniosłem, aczkolwiek przeżył i to jest problem".
Nagranie z tego zajścia w Bydgoszczy udostępnił również sam Jabłonowski. Słyszymy na nim jak krzyczy "U mnie w Polsce jesteś żydowska k...o" i "Niech żyje Łukaszenka, niech żyje Putin!". Po wszystkim słyszymy jeszcze jego komentarz do wideo. Wynika z tego, że towarzysze Jabłonowskiego pobili jedną z demonstrantek. "Słyszałeś ten wrzask tej polskiej dziwki? Wiesz jak dostała od Polki? My kobiet nie bijemy póki co, ale nasze kamratki nie mają takich obostrzeń. Została złapana i wpierd*l jej spuszczono".
ABW przyjrzy się nie tylko manifestacji przeciwko Łukaszence, ale i wydarzeniu, które miało miejsce kilka tygodni później. "O. brał udział w marszu przez Bydgoszcz, na którego zakończenie sugerowano, że w Bydgoszczy jedna przychodnia prowadzi nielegalne eksperymenty na dzieciach, co mogło być odebrane jako próba podżegania. Osoby utożsamiające się z Wojciechem O. w szarych mundurach miały wedrzeć się do domu dziecka w Aleksandrowie Kujawskim, gdzie próbowali zastraszać personel, o czym głośno było w mediach" - czytamy na kujawskim portalu.
Mowa tu zdarzeniu z lipca. "Bydgowskie Kamractwo Rodaków" wtargnęło do domu dziecka, które planowało szczepić przeciw COVID-19. - Siedziałam w gabinecie i pracowałam, kiedy nagle do biura weszło mi kilka osób z antyszczepionkowymi banerami. Zaczęły się domagać, żebym zaprzestała "szprycowania dzieci" i "eksperymentów medycznych" - mówiła Alina Mikołajska, dyrektorka ośrodka.
Na wrzuconym na YouTube nagraniu słyszymy zarzuty o "zabijanie dzieci", a potem widzimy, że kamraci poszli zgłosić sprawę na policji. Na koniec pojawia się plansza z podżeganiem do kolejnych ataków: "Pracownicy będą teraz przesłuchiwani. Czekamy na rozwój sytuacji, jeżeli dyrektorka faktycznie pozwoli na to... cytując klasyk: WIECIE, CO Z NIĄ ZROBIĆ". O. nie wychodzi ze swojej roli, ale jego kamraci też mocno wczuli się w samozwańcze bojówki. Ten mem zaszedł stanowczo za daleko.
* zdjęcie główne: screen z YouTube