„Archiwista” chce być jak „Dowody zbrodni” i „Ranczo” w jednym. Już dzisiaj premiera nowego serialu TVP
Seriale kryminalne oparte na prawdziwych sprawach stały się w ostatnich latach niezwykle popularne. Na bazie tego trendu swój kryminał policyjny stworzyła również Telewizja Polska. Jak wypadł premierowy odcinek serialu „Archiwista” od twórców „Leśniczówki”?
OCENA
Praca policji od ponad stu lat stanowi jedno z wielkich zainteresowań popkultury. Pierwsze produkcje kryminalne w telewizji tworzono już w latach 40., a w ostatnich latach ich liczba jeszcze wzrosła za sprawą serwisów streamingowych. To właśnie na platformie Netflix zadebiutował dokument „Making a Murderer”, którego autorzy zajęli się budzącą wątpliwości sprawą sprzed lat i postanowili zanalizować ją na własną rękę. Olbrzymia popularność tego dzieła sprawiła zaś, że nastała moda na seriale policyjne i prawnicze poświęcone nierozwiązanym zbrodniom sprzed lat (choć oczywiście takie dzieła powstawały już wcześniej, by przypomnieć tylko kultowe „Dowody zbrodni”).
Podobnym tropem poszli również twórcy nowego serialu TVP zatytułowanego „Archiwista”. To swego rodzaju połączenie wieloodcinkowej fabuły, antologii opartych na faktach spraw kryminalnych oraz komedii. Głównym bohaterem serialu jest Henryk Mikos - genialny, ale antyspołeczny matematyk pracujący w archiwum komendy policji w Żyrardowie. Na skutek błędu kadr do współpracy z nim zostaje przydzielona młoda aspirant, Zuza Wasiluk. Wspólnie para bohaterów zaczyna systematycznie sprawdzać stare sprawy, które nigdy nie doczekały się znalezienia winnego.
„Archiwista” w premierowym odcinku jawi się jako dosyć karkołomne połączenie dużych ambicji i telewizyjnych ograniczeń.
Każdy epizod serialu zostaje poświęcony innej sprawie kryminalnej trafiającej na tapetę Archiwisty. Główny bohater to domorosły detektyw w typie Herkulesa Poirota. Mówi niewiele, często zagadkami, ale zarazem dostrzega znaczące szczegóły umykające policjantom. W premierowym odcinku świetnie wciela się w niego Henryk Talar, który z powodzeniem łączy powierzchowną gburowatość głównego bohatera z cieplejszym, trochę figlarnym wnętrzem. Szczególnie udanie wypadają sceny komediowe z jego udziałem, zwłaszcza gdy może grać swoim wzrostem i mimiką naprzeciw postawnego i groźnego Mirosława Zbrojewicza wcielającego się w komendanta policji w Żyrardowie.
Niestety, podobnie ciepłych słów nie można powiedzieć na temat partnerującej mu Pauliny Gałązki, która gra pomagającą mu policjantkę. Zuza Wasiluk jest dla Mikosa jak kapitan Hastings dla Poirota. Jej zadaniem jest chodzenie do podejrzanych i świadków oraz ewentualne potyczki fizyczne. W otwierającym odcinku nie sposób zapałać do niej sympatią z powodu krzykliwej natury i absolutnie idiotycznych wniosków, do których dochodzi w toku śledztwa. Agatha Christie również nie uczyniła Hastingsa zbyt inteligentnym, ale dała mu też mnóstwo pozytywnych cech, które zbliżały do niego czytelników.
Gałązka gra swoją bohaterkę bez życia, dosyć drewnianie i na razie bardziej odbija się od Talara niż z nim współpracuje. Inna sprawa, że aktorce zdecydowanie nie pomagają dialogi oraz sposób prowadzenia śledztwa przez scenarzystów. Na przykładzie sprawy z 1. odcinka (zaginięcia młodej modelki) można odnieść wrażenie, że cała jednostka policji w serialowym Żyrardowie jest przeraźliwie niekompetentna. Porzucone śledztwo okazuje się bowiem możliwe do rozwiązania w ciągu dwóch-trzech dni. Wystarczyło tylko udać się do dwójki świadków i wykorzystać bilingi telefoniczne.
Elementy dramatyczne i komediowe na początek zupełnie nie zagrały w „Archiwiście”.
Lżejsze momenty oferują kilka naprawdę zabawnych gagów (wizualnych i w dialogach). Problem w tym, że cała sprawa toczy się tak błyskawicznie i jest tak absurdalna, że pokazywana w dalszym etapie przemoc wydaje się kompletnie nie pasować do tego świata. Prowokuje raczej do kpin niż przerażenia czy refleksji. A ewidentnie chodziło o wywołanie skrajnie odmiennych emocji.
„Archiwista” wypadłby zapewne dużo lepiej, gdyby dostał na sam początek odcinek podwójny. Mógłby dzięki temu lepiej przedstawić dwójkę bohaterów i panującą między nimi relację, a zagadka kryminalna mogłaby się toczyć bardziej naturalnym i wiarygodnym torem. Gdyby chodziło serial z większym budżetem i z wyższej półki, zapewne tak zostało by to przeprowadzone.
W Telewizji Polskiej coś podobnego jest raczej niemożliwe, co sprawia jednocześnie, że z niepokojem wypatruję kolejnych epizodów. Czy system jedna sprawa na odcinek sprawdzi się w tym telewizyjnym formacie? W teorii godzina powinna wystarczyć, ale przy takim wymieszaniu motywów i nieostrożnym prowadzeniu wątków kryminalnych mam dużo obaw. Serce twórców „Archiwisty” jest zdecydowanie po dobrej stronie, a Telewizji Publicznej przydałby się rasowy serial policyjny. Wykonanie wszystkich zainteresowanych musi jednak stać na dużo wyższym poziomie, żeby pojawiła się szansa na sukces.