REKLAMA

„Bogdan Boner: Egzorcysta” jest tak samo zły, jak inne animacje Walaszka. A to znaczy, że fanom artysty się spodoba

Fenomen animacji Bartosza Walaszka opiera się na bylejakości i wulgarności. Pod tym względem „Bogdan Boner: Egzorcysta” niczym się nie różni od poprzednich produkcji artysty. W tym tkwi więc jego największa siła, a także największa słabość.

Bogdan Boner Egzorcysta recenzja opinie
REKLAMA
REKLAMA

Cenię twórczość Braci Figo Fagot za parodystyczny względem disco polo wymiar, podlany dużą ilością wódy i patologii społecznej. Z animacjami jednego z dwóch członków zespołu, czyli Bartosza Walaszka nigdy nie było mi natomiast po drodze. Obejrzałem kilka odcinków „Kapitana Bomby”, a kiedy chciałem powtórzyć ten wyczyn z „Blok ekipą” odpadłem jakoś w połowie pierwszego epizodu. Za inne tytuły nawet się nie zabierałem. Każda kolejna produkcja już po zajawkach wydaje się bowiem powtórką z rozrywki i na pierwszy plan wybijają się w nich głupie rzeczy na byle jakim tle. Do „Bogdana Bonera: Egzorcysty” podszedłem więc pełen obaw. I jak się okazało, nie były to obawy bezpodstawne. Chociaż serial sygnowany jest znaczkiem Netfliksa, twórca nie zmienił swojego podejścia.

„Bogdan Boner: Egzorcysta” jest kontynuacją „Egzorcysty”.

Symboliczna zmiana tytułu pozwoliła Netfliksowi wydać serial jako swój original, ale nie znaczy to, że do odpowiedniego zrozumienia produkcji potrzebna jest znajomość pierwowzoru. Walaszek od razu wrzuca nas w sam środek akcji. Protagonista wraz ze swoimi współpracownikami Dominem i Marcinem walczą z demonami w sklepie alkoholowym. Głos Marcina spoza kadru wprowadza nas w świat przedstawiony i wiemy już, czym zajmują się bohaterowie i jak prezentują się ich, nazwijmy to, portrety psychologiczne. Są one, tak jak rysy wszystkich innych postaci, zbudowane na hiperboli stereotypów.

Twórca z właściwą sobie swadą punktuje nasze kolejne przywary narodowe. Nie brakuje toksycznej męskości, sąsiedzkiej zawiści, chciwości, wrodzonego cwaniactwa i alkoholizmu. Tak, jest to serial przesadnie polski. A opowiedziany został przy wykorzystaniu popularnych gatunków. W jednym z odcinków zauważymy elementy westernu, w innym fantasy (prawo niespodzianki? Serio?), a w jeszcze innym filmu religijnego. Dominuje oczywiście konwencja horroru, bo każdy epizod to inny demon, z którym trzeba sobie poradzić (koniecznie opatrzony idiotyczną nazwą, najlepiej odnoszącą się do jego małego przyrodzenia). Na widza czeka tu więc wiele atrakcji, a wszystkie są okraszone procentami, wulgaryzmami, absurdem i niewybrednymi żartami.

Zamysł serialu jest czytelny. Został on pomyślany jako satyra na Polskę i Polaków. Zostało to jednak przykryte takimi tonami prostactwa i knajactwa, że trzeba się bardzo mocno wysilić, aby wyciągnąć z produkcji sens. Brakuje tu jakiejkolwiek równowagi. Bez przerwy pogrążamy się w patologii i w żaden sposób nie można od niej uciec. Nie ma nawet możliwości zawiesić oka na ładnej kresce, bo rysunki, jak to zwykle u Walaszka bywa, są krzywe, niedbałe i chaotyczne. Zamiast fascynować, bawić, wzbudzają obrzydzenie.

Największą zaletą „Bogdana Bonera: Egzorcysty” okazuje się więc krótki czas trwania produkcji.

Odcinki są kilkunastominutowe, a ich fabuły zamknięte. Można więc je oglądać w dowolnej kolejności i tylko kiedy nie ma się co zrobić z wolnym kwadransem. Z drugiej jednak strony, fani Walaszka z łatwością zauważą, że każdy zarzut, jaki wysuwam wobec serialu jest tym, za co oni pokochali animacje twórcy. I właśnie im ta produkcja z pewnością przypadnie do gustu.

REKLAMA

Serial „Bogdan Boner: Egzorcysta” obejrzycie na platformie Netflix.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA