"Chemia" to debiut fabularny Bartka Prokopowicza, operatora filmowego, autora zdjęć między innymi do słynnego "Długu". Historia i bohaterowie, którym jak mówi sam reżyser, dał życie, inspirowani są rzeczywistymi zdarzeniami i postaciami. Mimo że Prokopowicz chciał uniknąć przedstawienia swojej osobistej historii (między innymi dlatego, żeby dać tej opowieści wymiar uniwersalny, scenariusz do filmu napisała Katarzyna Sarnowska), trudno nie odnieść "Chemii" do jego doświadczeń i życia z Magdaleną Prokopowicz, założycielką Fundacji Rak'n'Roll.
Nie jest łatwo pisać o filmie, który ma swoje korzenie w prawdziwym życiu i którego główną bohaterką jest postać faktyczna, zmarła kilka lat temu z powodu raka piersi. Każdy, kto śledził na bieżąco działalność Magdaleny Prokopowicz lub zapozna się z przeprowadzonymi z nią i jej mężem wywiadami, łatwo wyłapie punkty styczne filmowej rzeczywistości z tą realną. Nie jest też tak, że Prokopowicz unika powiązań. W "Chemii" pada hasło "Rak'n'Roll", a główna bohaterka, Lena, w którą wcieliła się Agnieszka Żulewska, jest młodą kobietą chorą na raka piersi, która angażuje się w pomoc innym, stając się osobą publiczną. Zbieżny jest też problem, czy raczej wyzwanie, przed którym staje filmowa Lena. Kobieta musi jak najszybciej poddać się podwójnej mastektomii, a jednocześnie dowiaduje się, że jest w ciąży.
Ci, którzy widzieli dokument "Magda, miłość i rak" zauważą też podobieństwo Benka, którego zagrał Tomasz Schuchardt, do reżysera filmu, Bartka Prokopowicza.
W jednym z wywiadów Magdalena Prokopowicz powiedziała kiedyś, że ich miłość była nagła, że nigdy czegoś takiego nie czuła. I że jej przyszły wówczas mąż nigdy nie miał wątpliwości związanych z jej chorobą. Był nastawiony na to, że sobie poradzą. Miłość Leny i Benka przedstawiona jest właściwie podobnie. Jest błyskawiczna, nierealna, magiczna. Benek nie zastanawia się, czy być z Leną. On idzie na wojnę z rakiem. To Lena jest rozdarta pomiędzy potrzebą bycia szczęśliwą i ogromnym strachem.
"Chemia" jest filmem zaskakującym.
Mimo że domyślamy się, jaki będzie finał tej historii, film zdumiewa nas swoją niezwykłą formą. Widzowie nie powinni spodziewać się zwykłej, wzruszającej linearnej opowieści. "Chemia" składa się z różnych elementów. Znajdziemy w niej zabawę słowem, sceny musicalowe, animacje służące jako pewne przerywniki. To film w pewien sposób dziwny, inny od tego co znamy, a przy tym ujmujący. Ciekawy. Dzięki wprowadzeniu tych innowacyjnych zabiegów Prokopowiczowi udało się uniknąć taniego patosu, o który w filmie o takiej tematyce niezwykle łatwo.
"Chemia" wzrusza, wyciska łzy, ale też bawi. Zastanawia. Jest filmem nie o umieraniu, ale o życiu. Na pełnych obrotach. O oddaniu. Miłości.
Kreacje dwojga głównych bohaterów zasługują na uznanie. Agnieszka Żulewska jest wspaniała. Chce się na nią patrzeć, zresztą tak jak można było z zachwytem, mimo łysej głowy, patrzeć na Magdalenę Prokopowicz. Tomasz Schuchardt jest prawdziwy i doskonale oddaje metamorfozę człowieka, który mimo że fizycznie zdrowy, jest zjadany przez raka. Ten zajął nie tylko ciało jego żony, ale także związek ich obojga.
Choć nie jest to najlepsza polska produkcja ostatnich lat, "Chemia" ma w sobie coś, co sprawia, że na pewno się ten obraz zapamięta. Jest filmem godnym polecenia, który wywołuje całą gamę emocji: od zdziwienia, poprzez śmiech, aż po wzruszenie i płacz.