REKLAMA

„Cień i kości” z 2. sezonem. Serialu fantasy Netfliksa jest jeszcze lepszy, aż trudno uwierzyć

Na 2. sezon "Cienia i kości" czekaliśmy blisko dwa lata - i sądzę, że było warto. Pierwsza odsłona broniła się oryginalnym i interesującym światem, ale rozczarowywała boleśnie sztampową główną osią fabularną. Kontynuacji udało się zatrzeć wrażenie wtórności - przynajmniej częściowo.

cień i kość sezon 2 serial netflix recenzja opinie
REKLAMA

Serial Netfliksa "Cień i kość" to adaptacja "Trylogii Grisza", czyli cyklu młodzieżowych powieści fantasy autorstwa Leigh Bardugo. Amerykańska autorka wydała pierwszą osadzoną we wzorowanym na XIX-wiecznej Rosji uniwersum książkę w 2012 roku; od tamtej, poza wspomnianą trylogią, opublikowała również dylogię "Szóstka Wron" (Netflix pracuje już nad serialowym spin-offem pod tym tytułem), "Nikolai" i kilka opowiadań.

Nie trzeba chyba wspominać, że twórczość Bardugo to bestsellery - do 2015 roku przetłumaczone na 22 języki i publikowane w ponad 50 krajach. "Cień i kość" skupia się na losach Aliny Starkov, czyli Przywoływaczki Słońca. Odpowiadająca figurze klasycznego dla gatunku Wybrańca bohaterka musi zmierzyć się z Wielkim Zagrożeniem (oraz, rzecz jasna, samą sobą i własną przeszłością), by uratować krainę Ravkę. Gdy po raz pierwszy wyzwala ukrytą dotychczas moc, staje się obiektem zainteresowań wszystkich liczących się stronnictw. Żołnierka wkracza do świata elit i rozpoczyna szkolenie wśród griszów (w dużym uproszczeniu: magów, osób manipulujących materią). Odkrywa, że zainteresowany nią i - jakżeby inaczej - zabójczo przystojny dowódca zwany Zmroczem (Ben Barnes) to w istocie kolejny komponent wspomnianego zagrożenia. Królestwo znajduje się w coraz większym niebezpieczeństwie, a Alina odkrywa kolejne mroczne tajemnice. Musi zebrać siły, by zniszczyć Fałdę Cienia - połać nienaturalnego mroku zamieszkanego przez śmiertelnie niebezpieczne bestie.

1. sezon serialu budził mieszane uczucia: z jednej strony nużył wtórnością fabularną, z drugiej - intrygował świetnym światem przedstawionym. Bronił się kilkoma ciekawymi postaciami, irytował klasycznym dla young adult wizerunkiem przesadnie atrakcyjnych i doskonale zbudowanych młodych bohaterek i bohaterów (może i jestem w tym osamotniony, ale wszystkie te piękne oblicza i ciała zawsze boleśnie gryzły mi się z konwencją fantasy). Przy tym wszystkim - audiowizualnie wypadł naprawdę nieźle, również na poziomie CGI. Słowem: był w porządku, nie porywał przesadnie, ale potrafił wciągnąć. A teraz doczekał się kontynuacji, która - ku mojemu zaskoczeniu - okazała się propozycją znacznie ciekawszą.

REKLAMA

Cień i kość, sezon 2 - recenzja serialu Netflixa

Cień i kość, sezon 2.

Zmrocz, rzecz jasna, przetrwał i wciąż chce posiąść moc Aliny. Tymczasem dziewczyna wraz z Malem są zmuszeni do ucieczki. Jak to w YA bywa, bohaterowie - w tym Wrony - podejmują niekończącą się serię pochopnych, nierozsądnych decyzji, wywołując niepotrzebne dramaty. Patetyczne wyznania, kampowe zwroty akcji, przyjemne dla oka potyczki i cała masa eksplozji - choć 2. sezon "Cienia i kości" konsekwentnie trzyma się konwencji, tym razem realizuje się w niej prawdziwie brawurowo, serwując widzom esencjonalną, gęstą rozrywkę. Nie warto zastanawiać się, jak głupie było to, co właśnie zdecydowała się zrobić jedna z postaci - konsekwencje muszą nadejść, a to one są tu gwarantem dobrej zabawy.

Co ważne - serial pozbywa się niewiele wnoszących do opowieści bohaterów, sprawiając jednocześnie, by ci najważniejsi naprawdę dali się lubić. Jasne, ich zachowanie nieraz sprawi, że widz westchnie i wywróci oczami, mają w sobie jednak na tyle charakteru i unikalnej energii, by chciało się im kibicować i śledzić ich losy z zaangażowaniem. Spora w tym zasługa obsady; Netflix zatrudnił do tego serialu naprawdę fajną, sympatyczną ekipę.

Czytaj także:

Rzecz jasna najprzyjemniejsze w tym wszystkim jest śledzenie poczynań Zmrocza, portretowanego przez Bena Barnesa, który stał się już chyba etatowym Pięknym Złoczyńcą.

Jest nieustępliwy, bezwzględny i - jakkolwiek to zabrzmi - elegancko nikczemny. Sceny z jego udziałem należą do bezdyskusyjnie najlepszych; facet ewidentnie czuje się w tej kreacji jak ryba w wodzie. Doskonale się bawi, ale nie sili się na autoironię.

2. sezon rozszerza uniwersum griszów i pozwala nam dowiedzieć się nieco więcej o jego mitologii, ale na tej płaszczyźnie nie dzieje się tak wiele nowego, by zachwycać się nim na nowo. Ten fantastyczny świat to wciąż umiejętnie zbudowane i zaprezentowane uniwersum, które nie sprawia wrażenia kolejnej gatunkowej kalki. Cała reszta gwarantuje - przynajmniej w moim odczuciu - zgrabny miks kampu z powagą w doskonale przeciwważących się proporcjach. Ten mariaż sprawia, że seans nowej odsłony serii nie jest doświadczeniem mdłym i nużącym. Przeciwnie - to naprawdę fajna zabawa.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA