Trauma, która zaboli także i was. „Cząstki kobiety” to rozrywający emocje dramat z wybitną rolą Vanessy Kirby
Przygotujcie się mentalnie przed seansem, gdyż pierwsze 30 minut filmu „Cząstki kobiety” od Netfliksa rozjadą was niczym emocjonalny walec.
OCENA
„Cząstki kobiety” w reżyserii Kornéla Mundruczó zaczynają się bowiem, niemalże od razu, od trwającej prawie pół godziny sekwencji porodu głównej bohaterki filmu, granej przez Vanessę Kirby Marthy. Przez ten czas obserwujemy, krok po kroku, cały proces, który odbywa się w warunkach domowych, gdyż Martha, wraz z mężem, Seanem (granym przez Shię LaBeoufa) nie chcieli korzystać ze szpitala.
Na miejsce przyjeżdża jedynie położna i przez następne niemal dwa kwadranse towarzyszymy Marthcie i Seanowi w tym wyjątkowym i intymnym momencie, pełnym bólu, krzyku, skurczy i niepewności. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek oglądał na ekranie równie wiernie i skrupulatnie przedstawiony poród.
Jego finał jest jednak dramatyczny. Dziecko Seana i Marthy umiera parę chwil po urodzeniu. I choć za nami już 1/4 całego film, to tak naprawdę dopiero w tym momencie się on na dobre zaczyna. Cała reszta to bowiem powolny rozpad związku Marthy i Seana spowodowany tą właśnie tragedią.
I o ile te pierwsze 30 minut dosłownie wciska w fotel, tak dalsza część „Cząstek kobiety” trochę nie bardzo potrafi stanąć na własnych nogach.
Założenie sportretowania erozji relacji po traumie jest oczywiście dobrym kierunkiem dla dramatu, ale podczas seansu miałem wrażenie, że twórcy filmu dokładnie rozplanowali sobie ogólny zarys tego, o czym chcą opowiadać oraz te pierwsze 30 minut, które nieprędko ulotnią się z waszej pamięci, ale już reszta to kombinowanie.
Mamy więc oddalających się od siebie Seana i Marthę i ich kłótnie: totalnie rozbitą kobietę, która szuka dla siebie miejsca w świecie i mężczyznę, który zaczyna wracać do złych nałogów, zdradzać żonę i posuwać się nawet do przemocy. Pojawia się też wątek waśni z matką Marthy (świetna rola Ellen Burstyn). Jest też, bliżej końca, wątek procesu sądowego mającego na celu skazanie położnej za spowodowanie śmierci dziecka filmowej pary, który chwilami wydaje się wyjęty z innej produkcji.
Zresztą wszystkie trzy akty takie się wydają. Pierwszy to surowe, wojerystyczne i niemal dokumentalne arthouse’owe kino europejskie. Drugi to już amerykański dramat rodzinny utkany z mocnych, ale ogranych klisz i paru niepotrzebnych mikrowątków. A trzeci to średniej jakości dramat sądowy ostatecznie prowadzący do metafory... jabłka i kończący się obrazem jabłoni. Sam dramat Marthy, choć nie schodzi na dalszy plan, to jednak jakoś gaśnie w tym natłoku innych wątków, a było nie było film nosi nazwę „Cząstki kobiety”.
Możemy więc tu mówić o sporym zmarnowaniu potencjału. Ale pod względem aktorskim sprawa wygląda zupełnie inaczej.
Vanessa Kirby stworzyła wielką rolę i to na licznych polach, więc bardzo się zdziwię, jeśli nie spłyną na nią największe laury w nadchodzącym sezonie nagród.
To jedna z najlepszych kobiecych kreacji aktorskich, jakie widziałem w ostatnich latach.
Ale także i Shia LaBeouf nie zawodzi. Jego Sean to postać niejednoznaczna, budząca chwilami sympatię, chwilami empatię, by następnie wzbudzać rozczarowanie, a nawet gniew czy irytację widza. I każde to oblicze LaBeouf odegrał kapitalnie.
„Cząstki kobiety” to z pewnością seans tyleż samo intrygujący i niewarty pominięcia co zwyczajnie nierówny. Jego szokujący pierwszy akt prawdopodobnie przybije was do fotela i niestety co niektórych widzów wrażenie, jakie robią te pierwsze 30 minut, może błędnie „omamić” i przykryć braki późniejszych części filmu. Jednego jednak o filmie Netfliksa powiedzieć nie można - że łatwo go zapomnieć. Oj nie. To jedna z tych produkcji, która nawet jeśli wam nie przypadnie do gustu, to na pewno zostanie z wami na dłużej.