REKLAMA

Obejrzałem główny zwiastun "Notatnika Śmierci" i jestem pełen obaw

Premiera pełnometrażowego filmu opartego o mangę i anime "Death Note" zbliża się wielkimi krokami. 25 sierpnia zobaczymy całą produkcję, a dziś pojawił się jej główny zwiastun. I choć przebieram z niecierpliwości nogami, to jestem też pełen obaw o nową produkcję Netfliksa.

Notatnik Śmierci w Netflixie.
REKLAMA
REKLAMA

"Death Note" to jedno z moich najulubieńszych anime. Kocham tę opowieść do tego stopnia, że po którymś obejrzeniu wybaczyłem nawet twórcom sztuczne wydłużenie historii niemal dwukrotnie, które uczyniło ją nieco zbyt przekombinowaną. To wszystko nieważne, bo opowieść o Kirze, ścigającym go "L" i Notatniku Śmierci tak czy inaczej robi piorunujące wrażenie, i zostaje z widzem na długo po zakończeniu oglądania.

Po zwiastunie widać, ze Netfliksowi udało się odwzorować klimat oryginału, a nawet... nieco go zagęścić.

Z każdej sekundy trailera wyziera mrok. Widzimy zepsuty świat, silną niezgodę młodego Lighta na panującą niesprawiedliwość, a wszystko spotęgowane klimatycznym color-gradingiem i ciasnymi ujęciami. O klimat "Notatnika Śmierci" jestem więc spokojny - skoro nawet zabawny, lubiący jabłka Shinigami Ryuk sprawia na nim wrażenie przebiegłego potwora z otchłani, spodziewam się dzieła, które wbije mnie swoim ciężarem w fotel.

Ryuk na pierwszym zwiastunie to bardzo mroczna postać

Jestem jednak pełen obaw o obsadę.

Tak jak pisałem przy okazji zapowiedzi "Notatnika Śmierci", mam okropnie mieszane uczucia co do obsady filmu. Tym głębsze, iż Netflix postanowił... zamerykanizować opowieść. I tak Light Yagami stał się Lightem Turnerem, a wybuchowa modelka Misa Amane to... Mia Sutton. Normalnie nie miał bym nic przeciwko takiemu kulturowemu dopasowaniu, ale zwiastun wzbudził we mnie pewne wątpliwości.

Natt Wolf w trailerze kolejny raz mnie przekonał do tego, że świetnie odegra Kirę. O ile oczywiście nie będzie przez cały czas demonicznym, rządnym władzy nastolatkiem, ale pokaże też drugą stronę Lighta - ułożonego, szanowanego młodego geniusza, syna komendanta policji.

Niestety trailer Death Note utwierdził mnie też w przekonaniu, że Margaret Qualley nie jest najlepszym wyborem do roli Misy Amane. Tfu, Mii Sutton. W pewnym momencie zacząłem się wręcz zastanawiać, czy grana przez nią postać na pewno inspirowana jest Amazne; owładniętą obsesją lolitką, która robi wszystko, by przypodobać się idealizowanemu przez siebie Kirze. W trailerze po postaci znanej z anime nie pozostał ślad. Mia Sutton grana przez Qualley na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie "dziewczyny z sąsiedztwa". Zwyczajnej, nudnej, pasywnej. Czyli dokładne przeciwieństwo Misy Amane z oryginału.

Absolutnie i kompletnie nie przekonuje mnie też czarnoskóry Keith Stanfield w roli "L". Na zwiastunie widzimy go tylko przez chwilkę, gdy w bardzo emocjonalny sposób mówi Lightowi, że jego zadaniem jest upewnić się, by ten spłonął. I nie, nie pomaga tu nawet charakterystyczna dla "L" pozycja, w której aktor siedzi na krześle - ta wersja cichego sawanta, który mierzy się z Kirą, nijak nie przystaje do oryginału i osobiście uważam, że kompletnie nie pasuje do opowieści. Mam nadzieję, że Netflix nie zrobi z "Notatnika Śmierci" kolejnej opowieści o białasie-przestepcy ściganym przez rapującego gliniarza.

 class="wp-image-88484"
REKLAMA

Czekam z niecierpliwością.

Premiera filmu już 25 sierpnia. Czasu zostało akurat tyle, by raz jeszcze odświeżyć sobie anime i świeżo po obejrzeniu oryginału skonfrontować go z interpretacją Netfliksa. Serwis streamingowy przyzwyczaił nas do tego, że ich produkcje to światowa czołówka. Oby tym razem też wspięli się na wyżyny i dostarczyli światu filmową adaptację kultowego dzieła, na którą "Notatnik Śmierci" zasługuje, a której od lat nie może się doczekać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA