REKLAMA

Don Jon, czyli rzecz o pornosach i uzależnieniu

Całkiem niedawno na Kinoplex.pl pojawiła się nowa propozycja filmowa. Tym razem jest to "Don Jon", amerykańska produkcja, która w polskich kinach premierę miała 15 listopada 2013 roku. Reżyserem i autorem scenariusza filmu jest Joseph Gordon-Levitt, który gra w nim również główną rolę męską, tytułowego "Don Jona".

Don Jon, czyli rzecz o pornosach i uzależnieniu
REKLAMA

Don Jon jest boski. Jest seksowny. Jest przebojowy. Może mieć każdą i jest... uzależniony od pornosów. Zwykły seks, który ma dosłownie na wyciągnięcie ręki, nie daje mu takiej satysfakcji, jak  kilka czy kilkanaście minut przed ekranem laptopa i chusteczkami w jednej ręce. Pewnego dnia podczas kolejnego wypadu do klubu, Jon zauważa ją (Scarlett Johansson). Ona jest piękna, zmysłowa i jest niepodważalną 10-tką. Barbara nie jest szybkim i prostym łupem. Młody mężczyzna będzie musiał pierwszy raz zmierzyć się z czymś więcej niż postawieniem jednego drinka i zaciągnięciem kobiety do taksówki. Oprócz zjawiskowej Barbary na drodze Jona stanie także Esther (Julianne Moore), dojrzała kobieta po przejściach. Która z nich zmieni życie tego hulaki? Czy Jon zerwie z uzależnieniem?

REKLAMA
don jon gordon-levitt

Opowieść o porno nałogu Jona teoretycznie ma być czymś więcej niźli tylko pustą historią o gościu, który - mówiąc obcesowo - wali konia kilka razy dziennie. Doszły mnie słuchy, że ma być to przekaz, traktujący o miłości, o tym, czym jest związek dwojga ludzi i jak sobie poradzić z samym sobą. Cóż, prawdopodobnie głębi tej można się doszukać, tak jak i można - podobno - znaleźć ją w prozie Paulo Coelho. Na dobrą sprawę w ostatniej zajawce 2 odcinka 2 sezonu "Miłości na bogato" Gabron też mówi że ma problem egzystencjalny.

Czy zatem drugie dno "Don Jona" przekonuje? Cóż, jak uwielbiam Gordona-Levitta (oprócz roli w najnowszym "Batmanie"), to niestety - dramatyzm tej sytuacji jest dla mnie absurdalny i trudno jest mi całą historię Jona potraktować poważnie.

REKLAMA

Przemiana głównego bohatera, a właściwie powody tej przemiany i jej próba wydają się wydumane i wyciągnięte z kapelusza. "Don Jon" ani tak naprawdę nie bawi, ani nie porusza. Choć trailer i muzyka (kawałek pochodzący ze zwiastuna jest genialny!) zachęciły mnie do obejrzenia, jestem rozczarowana. Seksoholizm Jona to wielka wydmuszka, a film to komedia (dramat?), która została zrobiona dla publiczności. Publiczności, która z wypiekami na twarzy obejrzy produkcję, mówiącą o masturbacji, ponieważ... mówi o masturbacji (i pornosach). Mimo że miło patrzy się zarówno na Gordona-Levitta jak i na Johansson, ja wypieków na twarzy niestety nie dostałam.

"Don Jon" to przeciętne kino, które można obejrzeć w wyjątkowo nudny wieczór. Mocno stereotypowy obraz świata, w którym facet wyrywa panienki i ocenia ich tyłki od 1 do 10, a kobieta burzy się, że jej mężczyzna szuka w Sieci erotyki. I nie chodzi o to, że jedyne słuszne kino jest wymagające. Nie. Wyobraźcie sobie tylko, że ten film został nakręcony w Polsce. Jeśli zabierzemy lepsze twarze i lepszy montaż nie zostanie właściwie nic.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA