REKLAMA

Drugie "Igrzyska Śmierci" raczej nie do słuchania

Soundtracki do filmów dla nastolatków zaczynają mieć coraz bardziej rockowy i alternatywny klimat i dają przy tym niezłą promocję twórcom tego typu muzyki - czego przykładem była saga "Zmierzch". Na soundtracku do drugiej części filmowych "Igrzysk Śmierci" również mamy plejadę świetnych artystów z pogranicza alternatywy. I, niestety, nie same świetne utwory.

Drugie „Igrzyska Śmierci” raczej nie do słuchania
REKLAMA

Soundtrack do filmu "Igrzyska Śmierci: W pierścieniu ognia" to dwa albumy. Pierwszy z nich to, najbardziej spopularyzowany, soundtrack na którym słyszymy taką śmietankę jak Coldplay, Patti Smith, Anthony and the Johnsons, Christinę Aguilerę obok takich świeżaków jak Santigold, Of Monsters and Men, Lorde, a nawet Imagine Dragons czy Ellie Goulding. Jest to zacny zestaw, to trzeba przyznać. I chyba miało to przyćmić te niewypały na albumie, bowiem soundtrack jest - muszę to przyznać - cholernie nudny.

REKLAMA

Swoją drogą, ten album należałoby raczej tytułować "Music Inspired By", bowiem z tych kawałków tylko jeden został użyty w filmie - singiel "Atlas" Coldplay'a, a i tylko w napisach końcowych. Domyślam się, że reszta kawałków ma oddawać klimat filmu. Jeśli tak jest - to chyba obraz kinowy dłuży się niemiłosiernie, i po pierwszej połowie zaczyna nudzić. Tak mam bowiem z tym soundtrackiem.

Argumenty? Proszę bardzo. Zacznijmy od półki bardziej mainstreamowej. Ellie Goulding - trochę ambient, trochę popu, trochę słodkiego śpiewu wokalistki, czyli wszystko to samo do czego nas przyzwyczaiła. Christina Aguilera - chwalimy się swoim wokalem do granic przesady. Sia - to samo, plus niesamowicie wkurzająca linia melodyczna. Imagine Dragons - jeśli słyszeliście ich "Radioactive", to wtórność "Who We Are" raczej nie powinna was zaskoczyć.

Na ciut wyższej półce wcale nie lepiej. "Atlas" Coldplay'a zwyczajnie nudzi i usypia. Patti Smith śpiewa kompletnie bez przekonania, a jej "Capitol Letter" jest daleki od poetyckiego kunsztu do jakiego nas przyzwyczaiła. Of Monsters And Men również bez szału - ich kawałek brzmi jak odrzut z debiutanckiego albumu. A Lorde poszła na największą łatwiznę najgrywając cover Tears For Fears - memłowaty do bólu.

O reszcie utworów mógłbym napisać w podobnym tonie. Absolutnie nic nie zachwyca, ani chociaż na moment przykuwa uwagę. Wszystkie utwory łączy natomiast jedno - wolne tempo, spokój, totalny brak szału. Brakuje jakiejś porządnej mocy. A przecież film opowiada m.in. o walce o śmierć i życie, rebelii przeciwko obecnej władzy. Jeśli przy takiej muzyce mają się odbywać Igrzyska na arenie, to ja po obejrzeniu takich zawodów żądałbym zwrotu za bilety.

REKLAMA

Jak wcześniej wspomniałem, soundtrack do nowych "Igrzysk Śmierci" to dwa albumy. Drugim z nich, jest klasyczny score filmowy autorstwa Johna Newtona Howarda. Howard, który odpowiadał również za muzykę do części pierwszej (a w swojej karierze umuzykował jeszcze takie filmy jak "Szósty zmysł", "Królewna Śnieżka i Łowca", a także z Hansem Zimmerem popełnił muzykę do "Mrocznego Rycerza"), wywiązał się ze swego zadania na piątkę. Skomponowany przez niego score jest pełen niepokoju, wprowadza klimat lekkiego strachu oraz grozy i przenosi nas muzycznie w filmowe czasy terroru panującej władzy w świecie "Igrzysk Śmierci". Taki soundtrack już lepiej oddaje ducha władzy filmowego prezydenta Snowa.

Gdyby pierwszy tu opisany soundtrack oddawał nastrój filmu, to musiałbym się kilka razy zastanowić czy się w ogóle wybierać do kina. Na szczęscie, Jakub stwierdził że film jest dobry, a mnie przekonała bardziej muzyka Howarda aniżeli denne wycie Chrisa Martina i piszcząca Xtina.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA