REKLAMA

Ten thriller wciąga i angażuje, ale to już nie to samo. Wdzieliśmy film Dziewczyna w sieci pająka

Dziewczyna w sieci pająka robi niezłe wrażenie - to porządny, rzetelnie zrobiony thriller, który wciąga i angażuje. Ale to już nie to samo, co filmy na podstawie prozy samego Stiega Larssona. Starałam się nie porównywać, naprawdę. Niestety, nie udało się.

dziewczyna w sieci pajaka
REKLAMA
REKLAMA

Dla niewtajemniczonych - Dziewczyna w sieci pająka to film na podstawie Co nas nie zabije, powieści Davida Lagercrantza, będącej kontynuacją słynnej trylogii Millennium Stiega Larssona. Zgodę na napisanie kolejnej części przez Lagercrantza wyrazili spadkobiercy zmarłego na atak serca w 2004 roku autora.

I tak oto powstała książka Co nas nie zabije.

Przyznaję, że nie czytałam Co nas nie zabije, kończąc swoją przygodę z Millennium na dorobku, który zostawił po sobie Larsson. Mogę gdybać, w jaki sposób język Lagercrantza różni się od języka Larssona, ile kontynuacja ma wspólnego ze stylem książek zmarłego pisarza oraz czy Lagercrantza próbował naśladować styl Larssona. Wiem natomiast jedno - w nowym filmie nie czuję tej nuty tajemnicy. Skandynawskiego niepokoju i kilku innych trudnych do nazwania czynników, które czułam podczas oglądania innych ekranizacji powieści Larssona. To już nie jest larssonowskie.

Dziewczyna w sieci pająka kontynuuje historie hakerki Lisbeth Salander oraz dziennikarza Mikaela Blomkvista.

Salander spotykamy w momencie, gdy angażuje się w niebezpieczne zlecenie dotyczące wykradzenia programu militarnego, które kończy się polowaniem na jej życie. Kobieta jak zawsze sięga po bezkompromisowe środki i jak zawsze działa poza prawem. Jej ścieżki po raz kolejny krzyżują się z dziennikarzem Mikaelem Blomkvistem, który również włącza się w sprawę. Fabuła jest intrygująca, mam jednak wrażenie, że potraktowana w wielu momentach filmu zbyt skrótowo.

Dziewczyna w sieci pająka to bardzo dobry thriller, z ciekawymi (o te nietrudno, bo książkowe pierwowzory są świetnie zbudowane), dobrze zagranymi bohaterami. Choć Claire Foy nie jest moją ulubioną odtwórczynią postaci Lisbeth Salander (ulubioną jest rewelacyjna Rooney Mara), poradziła sobie o wiele lepiej, niż się spodziewałam. Daleko jej jednak do wyobrażenia o Lisbeth, które wyniosłam z lektury książek Larssona czy filmów Nielsa Ardena Opleva i Davida Finchera.

Salander to jedna z najmocniejszych żeńskich bohaterek współczesnej prozy.

REKLAMA

Nowoczesna wersja wymierzającego sprawiedliwość Batmana, żyjąca nie w mrocznym Gotham, a chłodnym i bezdusznym Sztokholmie. Na jej widok młode dziewczynki myślą: Kiedy będę duża, zostanę hakerką! Kreacja Claire Foy, choć oceniam ją dobrze, nie oddaje do końca charakteru postaci. A w przypadku tej historii, rzutuje to niestety na całym filmie.

Dziewczyna w sieci pająka stawia na szybkie tempo i akcję. Zabrakło mi tu rozwinięcia wątków kryminalnych, śledczych, pokazania pracy dziennikarskiej Blomkvista i innych, nieco bardziej technicznych szczegółów dotyczących zajęć Salander i jej przyjaciela. Momentami film z thrillera zmienia się w kino akcji. Wolałabym widzieć więcej Salander ślęczącej przy komputerze, badającej akta i inne dane, a nie Salander biegającej z bronią, spadającej z zaśnieżonej skarpy i pędzącej przez miasto sportowym samochodem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA