Jak donoszą amerykańskie media, rynek kinowy przypomina obecnie pustynię. Szacuje się, że ostatni weekend był najsłabszym tegorocznym - jeśli chodzi o wpływy w ichniejszych kinach. Łączna suma dla wszystkich filmów wyniosła zaledwie 54,7 mln dol., czyli mniej niż w weekend Super Bowl (55,8 mln). Jest to o tyle zaskakujące, że w USA trwa właśnie wiosenna przerwa w nauce.

W ten weekend w USA w kinach debiutowało aż pięć filmów przeznaczonych do szerokiej dystrybucji. Najwięcej zarobiła „Nowokaina” od studia Paramount - 8,7 mln dol. z otwarcia, po piątkowych wpływach na poziomie 3,9 mln i sobotnich 2,89 mln. Film z Jackiem Quaidem w jego pierwszej dużej, pierwszoplanowej roli dla studia osiągnął 1. miejsce na liście przebojów. Nie jest to jednak wynik imponujący. O pozostałych tytułach, które powinny zainteresować odbiorców choćby znanymi nazwiskami, nie wspominając.
Dla porównania: rok temu o tej porze na szczycie listy znajdowały się „Kung Fu Panda 4” i „Diuna: część druga”, które zarobiły wówczas kolejno 30,1 mln dol. (drugi weekend) i 28,5 mln dol. (trzeci weekend). „Nowokaina” jest zatem najsłabszym numerem jeden box office’u od lutego ubiegłego roku i filmu „Argylle”. Inna sprawa, że film z Quaidem miał bardzo niski budżet, w związku z czym ostatecznie i tak wyjdzie na plus.
Box office i kina w USA: wielkie pustki
Podobne wyniki uzyskały dwa inne filmy - świetny „Mickey 17”, który już teraz jest finansową wtopą, a także „Szpiedzy” od Stevena Soderbergha z Cate Blanchett i Michaelem Fassbenderem (oba po 7,5 mln). Żaden z tych budżetów nie zwróci się w amerykańskich kinach.
Tymczasem szefostwo Kerchup Entertainment mają powody do radości - ocalona przed wyrzuceniem do śmieci animacja „Looney Tunes: Porky i Daffy ratują świat” to ich najbardziej kasowy film w historii (do tej pory tylko dwa ich filmy uzyskały więcej niż 1 mln dol. wpływów w amerykańskich kinach - ale mniej niż 5 mln). Obraz był pierwotnie zrealizowany przez Warnera dla Max, ale szef David Zaslav postanowił go sprzedać (lub „skasować” i odpisać od podatku, gdyby nie znalazł kupca).
Tak czy inaczej: kiepsko to wygląda. Pięć premier w tzw. spring break powinno przyciągnąć większą liczbę widzów; kiniarze nie mogą już obwiniać pandemii czy zimowych burz. Kina apelują do studiów o więcej filmów, ale wyraźnie widać, że liczy się co innego - niekoniecznie jakość, a większe budżety, plejada gwiazd, intensywna i wszechobecna promocja, wreszcie: coś rozpoznawalnego, znana franczyza, remake, sequel, prequel, spin-off, requel, reboot... Lepiej mieć jedną wielką produkcję, w którą studio faktycznie sporo zainwestowało, niż kilka tytułów, które nie budzą większego zainteresowania i której nie reklamuje się z odpowiednim rozmachem.
Jak skomentował jeden z ekspertów finansowych: „To nie problem rynku, to problem studiów, które nie produkują filmów trafiających do szerokiej publiczności.” I traktują kina jako narzędzie marketingu dla swoich produkcji. Cóż, albo to, albo zalew wtórnej papki dla mas.
Czy przyszły tydzień okaże się lepszy? Być może. Przed nami kilka dużych premier: nowa „Śnieżka”, „The Alto Knights” z Robertem de Niro czy horror sci-fi „Ash” z Aaronem Paulem i Eizą Gonzalez.
Czytaj więcej o filmach w Spider's Web:
- The Electric state 2: czy będzie? Bracia Russo mają już plan
- Najbardziej znienawidzony film roku zbiera pierwsze recenzje. Śnieżka utarła nosa hejterom
- Ten (neo)western ominął polskie kina i trafił do streamingu. Ogląda się go jak filmy braci Coen
- Nie polubicie bohaterów tego thrillera. A i tak nie będziecie mogli przestać ich oglądać
- Na Prime Video wpadła smakowita nowość. Serial fantasy już zawrócił widzom w głowach